Świąteczne filmy, czyli widziałem 1000 razy i nadal nie mam dość

Dobiliśmy do grudnia, więc na legalu możemy wziąć na warsztat świąteczne klimaty, co nie? W takim razie robię coming out i przyznaję, że nienawidzę świątecznych piosenek. Z wyłączeniem "Driving Home For Christmas" Chrisa Rea, bo ta akurat jest epicka. No dobra, wstydzę się tego, ale zawszę drę ryja w samochodzie na refrenie "Ding Dong" Kayah, jeśli akurat leci w radiu. I "Kto wie czy za rogiem nie stoi anioł z Bogiem" też ujdzie. Za to reszta to już zło i patologia #LastChristmas #Godlewskie. Po drugie nie cierpię świątecznych reklam i centrów handlowych w tym okresie. Zdecydowanie za duży młyn, jak dla mnie. Jakoś tak z automatu wzrasta we mnie pogarda dla świata. I mimo, iż o tym wiem, kolejny rok zamuliłem, zostawiając wszystko na ostatnią chwilę i zaraz będę musiał wbić w sam środeczek tego wariactwa. Po trzecie wkurza mnie, jak nie mogę się normalnie wykąpać, bo wannę przejął akurat karp #suchar. Po czwarte, publicznie hejtuję obciachowe swetry świąteczne, ale tak naprawdę skrycie o takim marzę. Im większa żenada, tym fajniej. W tym roku na pewno sobie jakiś zafunduje. I Brendonkowi też przy okazji. Jest jednak coś, co całkem lubię – świąteczne filmy. Ale nie żebym zaraz oglądał wszystko, jak leci. Co to, to nie. Mam starannie wyselekcjonowaną listę świątecznych filmów, których się trzymam, a jak teraz próbuję się przełamać i oglądać na Netflixie nowości z tej kategorii, to wychodzi mi, że jednak człowiek najbardziej lubi, to co już zna. Te nowe jakoś do mnie nie przemawiają.  Oto moje Top 10.
 

10. Świąteczna gorączka

Komedia z Arnoldem Schwarzeneggerem w roli głównej, czyli już brzmi paździerzowo, a jednak do mnie jakoś trafia. Arni jest zapracowanym biznesmenem, który notorycznie zawodzi swojego syna. W ramach odkupienia wszystkich win, obiecuje młodemu, że na gwiazdkę podaruje mu figurkę Turbo Mana, co okazuje się mission impossible, bo całkiem przypadkowo jest to najbardziej pożądana zabawka ever. Aby zdobyć upragniony gift, Arni musi przebiec sprintem pół miasta, stoczyć kilka solówek, wydać mnóstwo szmalu na łapówki i przyjmować na klatę kolejne poniżenia #Mnie #Śmieszy. Film wyszedł w 1996 roku i wtedy wydawał się mocno przerysowany… aż kilkanaście lat później do gry weszła Biedronka ze Świeżakami i nagle rzeczywistość dogoniła fikcję. Z resztą Jakub Ćwiek (całkiem spoko polski pisarz), w jednej ze swoich książek opisał podobną sytuację, jak to podczas wizyty w Nowym Yorku, udał się do sklepu Disneya, aby kupić dla swojej córki, obiecaną sukienkę Elzy z "Krainy Lodu". Na miejscu okazało się, że chętnych jest o wiele więcej niż sukienek, w związku z czym, sklep musiał urządzić loterię, aby wyłonić szczęśliwców. Emocje identyczne jak w "Świątecznej gorączce" #groźby #korupcja #szantaże #inba (no weź powiedz dziecku prosto w te smutne oczy, że wracasz bez sukienki!).  Polecam rodzicom, być może odnajdą w tym siebie.

Filmy na Boże Narodzenie


9.  Grinch

Ekranizacja mega popularnej w USA bajki, autorstwa legendarnego Dr. Seussa. Opowiada o złośliwym, zielonym stworze, który nie tylko nienawidzi świąt, ale przy okazji chce je też spieprzyć innym… czyli dokładnie tak, jak wasi krewni. Film zebrał od krytyków spore bęcki, bo ponoć bardzo mocno odjechał klimatem od pierwowzoru. Bajki Dr. Seussa są grzeczne i sympatyczne, tymczasem w ekranizacji nie brakuje kloacznego humoru. Jest w tym ziarnko prawdy, aczkolwiek osobiście zawsze się na nim zawieszę, jeśli akurat leci w telewizji. Poza tym w roli Grincha wystąpił Jimm Carey, a na tym blogasku Jimma szanujemy. Oglądać, nie filozofować.

Filmy na Boże Narodzenie


8. Family Man

Film z kategorii "grzejniczek", czyli najpierw zdołuje cię na maksa, żeby na końcu roztopić ci serce i sprawić, że ponownie uwierzysz w ducha świąt. Familiy Man bazuje na wyświechtanym schemacie Opowieści wigilijnej Charlesa Dickensa. Mamy Nicolasa Cage'a, który w wieku (powiedzmy 20 lat) stoi na lotnisku i musi dokonać wyboru, czy  leci do Anglii robić karierę, czy zostaje w USA i bawi się ze swoją niunią w dom. Spoiler: Wybiera Anglię i zostaje bardzo dzianym maklerem, ALE przy okazji jest samotny. 13 lat później, w wieczór wigilijny nawiedza go duch Bożego Narodzenia i zapodaje wizję pt. "Co by było, gdybyś jednak zrezygnował z lotu i został z niunią?". Sami wiecie do czego to zmierza  (rodzina > ferrari). Nie żebym lubił takie smęty, ale to akurat naprawdę przyjemny film, poza tym zawsze miło wrócić do czasów, kiedy Nicolas Cage był królem Hollywood. Miał wtedy ten fajny luz w kolanach. Teraz bije od niego tylko desperacja.

Filmy na Boże Narodzenie


7. Holiday

"Grzejniczek nr 2". Nie będę ściemniał, że ten film jest dla mnie klasykiem, bo tak naprawdę dopiero wczoraj obejrzałem go pierwszy raz w życiu.  I w sumie tyle wystarczyło, żebym skumał skąd te pozytywne opinie. Film jest po prostu dobrze napisany i dobrze zagrany. Taki w sam raz, żeby dziewczynki trochę powzdychały i trochę pochlipały, a chłopcy zapunktowali za dotrzymanie im towarzystwa. Jeśli chodzi o fabułę, to mamy tutaj dwie dziunie ze złamanym sercem – Kate Winslet i Cameron Diaz. Obie w tym samym momencie (w święta), dochodzą do wniosku, że przydałaby im się jakaś odskocznia i zmiana otoczenia. Postanawiają zamienić się kwadratami na dwa tygodnie. I tym sposobem Kejt udaje się do słonecznego LA,  z kolei Cameron zmienia swoją wypasioną willę z basenem, na uroczą chatkę, położoną w zaśnieżonej angielskiej prowincji… a później pojawia się Jude Law i ją bałamuci. Kejt wylosowała trochę gorzej, bo wyrywa ją Jack Black. Ma za to do dyspozycji basen, więc ostatecznie wychodzi na remis. 

Filmy na Boże Narodzenie


6. To właśnie miłość

"Grzejniczek nr 3". Kiedy anglicy obejrzeli nasze polskie "Listy do M.", to zazdrość tak bardzo ścisnęła im poślady, że postanowili zrobić własną wersję, a żeby nie zostać posądzonymi o plagiat, dodatkowo stworzyli wehikuł i cofnęli się w czasie. Dzięki tej zagrywce, wikipedia wskazuje, że to "Love actually" było pierwsze, ale my i tak wiemy swoje #zerżneli #pomysł. W każdym razie jest to absolutny klasyk, w dodatku tak często katowany przez telewizje (nie tylko w święta), że na pewno znajdzie się cały zastęp ludzi, którzy rzygają nim, już na sam widok plakatu (Halina podaj wiadro, zajawka Love Actualy leci). Przyznaję, że osobiście również od pewnego czasu omijam ten tytuł szerokim łukiem, ale skłamałbym, gdybym powiedział, że za pierwszym razem przez pierwsze 1852 razy, nie trafiał mnie w miękkie. Niestety trafiał. No co tu dużo gadać, doskonały storytelling, z genialną obsadą. Dziesięć wątków rozgrywających się podczas świąt, które bardzo fajnie się przecinają. Propsuję, ale z "Listami do M." i "Sylwestrami w Nowym Yorku" spadajcie. Ten motyw działa tylko raz.

Filmy na Boże Narodzenie


5.  Zły Mikołaj

Po maratonie z grzejniczkami, czas zmienić nutę, co by nie dostać nudności od nadmiaru cukru. I tu idealnie sprawdzi się "Bad Santa", czyli film, który kładzie lachę na typowe świąteczne pierdololo i wjeżdza na pełnej petardzie z wulgarnym, gburowatym, niepoprawnym politycznie i sarkastycznym Billim Bobem Thortonem w roli Świętego Mikołaja. Taki doktor House w bożonarodzeniowych klimatach. Nie dla wszystkich produkcja, ale mi siada całkiem dobrze. Zresztą nie tylko mi, bo Billy Bob dostał za tę rolę nominację do Złotego Globu. Ponadto w drugim planie przewija się zawadiacki grubasek, kóry dokłada kolejne +20 do fajności filmu. Przy okazji przypominało mi się, że niedawno wyszła druga cześć. To już wiem, co będę oglądał w tym roku.

Filmy na Boże Narodzenie


4. Gremliny rozrabiają

Klasyk. Gimbus o imieniu Will, dostaje na gwiazdkę uroczego futrzaka #Gizmo, a w raz z nim wytyczne, że nie wolno go moczyć, wystawiać na światło i karmić po północy. Kolo oczywiście jest dzbanem, więc pieć minut później zwierzaczek wpada do wody, zostaje naświetlony, a o 3 w nocy, nakarmiony pod korek. Konsekwencje są takie, że z futrzaka wyskakują kolejne futrzaki, które ewoluują w siejące rozpierdol Gremliny. W czasach dzieciństwa Gremliny przerażały mnie równie mocno, co Diabeł Pszczałka, Buka, Freddy Kruger i Lalaczka Chucky. Dziś oglądam jak dobrą, paździerzową komedię. Film z 1984 roku, ale nadal daje radę. Wiem, bo dwa dni temu znowu sobie zapodałem. A jak ktoś pali lolki, to już w ogóle będzie miał ubaw po pachy.

Filmy na Boże Narodzenie


3. Kevin sam w domu

Nie ma Kevina = nie ma świąt, i to nie podlega dyskusji. Wszyscy niby narzekają "Oesu znowu Kevin", ale jak trzy lata temu Polsat oznajmił, że nie puści, to z miejsca były łzy i petycje do Solorza o przywrócenie, bo #tradycja. I ja nawet z tym nie walczę. Kevin jest filmem, który prawdopodobnie widziałem najwięcej razy w życiu, a mimo to, nadal mi się nie znudził. Na drugim miejscu jest Shrek (na TVN średnio co dwa tygodnie) i Shreka na ten przykład już szczerze nienawidzę. Wnioski? Kevin rządzi. Poza tym nie oszukujmy się, kiedy jesteśmy już nafaszerowani pierożakami i mamy odpakowane wszystkie prezenty (w 3 przypadkach na 5, będzie to zestaw dezodorant + perfum marki Str8), to nie ma nic lepszego niż usiąść z całą rodzinką przed telewizorem i komciować: "Taaa jasne, po takim gongu puszką farby w łeb, już dawno by nie żył". Kevin to nie film, Kevin to styl życia. P.S. To samo dotyczy Kevina samego w Nowym Yorku.

Filmy na Boże Narodzenie


2. Witaj święty Mikołaju

Król komedii świątecznych, tak jak lew jest król dżungli. Czy jest na sali ktoś, kto przełącza kanał, jeśli w tv akurat puszczają przygody Clarka Griswalda, który chciałby urządzić kozackie święta dla rodzinki, ale przez kosmiczną kumulację pecha, idzie mu jak po grudzie? Żodyn nie przełącza, bo ten film jest absolutnym arcydziełem. Lekki, zabawny, klimatyczny i do tego występuje w nim januszowaty kuzyn Eddie. Uwielbiam. Powinni go puszczać przynajmniej tak samo często, jak Kevina. P.S. Chevy Chase zrobił mi dzieciństwo. P.S.2. Razem ze Stevem Martinem.  

Filmy na Boże Narodzenie


1. Szklana Pułapka

Bro Code. Zasada 84. Brat porzuci wszystko, czym się aktualnie zajmuje, jeśli w telewizji leci właśnie "Szklana pułapka". Zasada dotyczy również „Skazanych na Shawshank", "Foresta Gumpa", "Ojca Chrzestnego" oraz porno. 
Wszystkie wyżej wymienione filmy są bardzo spoko, ale nie oszukujmy się, nie ma bardziej świąteczego filmu niż "Szklana Pułapka". Jest wigilia. Grubo po 22. Siedzisz w fotelu, rozwalony niczym cesarz. Z rozpiętymi spodniami, bo #pierożki. Sączysz (kolejnego) drineczka i patrzysz, jak Bruce Willis popyla na bosaka i w zakrwawionym podkoszulku po Nakatomi Plaza, krzycząc od czasu do czasu "YIPPEE KI YAY MOTHER******!". W tym momencie dociera co ciebie, że kolejny raz masz zajebiste święta. Czy od życia można chcieć więcej? Nie sądzę. 

Filmy na Boże Narodzenie


I uprzedzając jeszcze ewentualne reklamacje i zażalenia – "Elfa" nie ma, bo jak dla mnie, jest mega suchy. To samo ze "Świętami Last Minute", "Czterema gwiazdkami" i "Bratem Świetego Mikołaja". Jedno obejrzenie wystarczy. "Jacka Frosta" nie ma, bo Nostalgia Critic zabił dla mnie ten film swoją recką (rozwalcował wręcz). Polskiej "Cichej nocy" nie ma, bo to dramat i ciężar, a w okolicach świąt, to już wolę "grzejniczki", aczkolwiek film szanuję. "Ekspresów polarnych", "Arturów ratujących święta", "Rudolfów czerwononosych" i "Cudów na jakieś tam ulicy" nie ma, bo tych produkcji akurat nie widziałem. No i nie ma też "Śniętego Mikołaja", którego w sumie nawet lubię (tylko jedynkę), ale jakbym go umieścił, to byłoby TOP11, a jednak TOP10 brzmi lepiej. No i nie ma tych low budgetów z Netflixa, bo przez nie po prostu nie da przebrnąć. Coś pominąłem?