Flash

Ocena Pigouta:

Dzisiaj jest pokaz prasowy „Warszawianki”, więc żeby nie utonąć w reckach daję cynk, że widziałem już kinowego Flasha i sytuacja wygląda następująco. Dupska mi nie urwał, ale skłamałbym, gdybym powiedział, że cierpiałem. Wręcz przeciwnie, przez ¾ seansu zabawa była przednia i dopiero pod koniec weszło trochę męczenia bułki i przedramtyzowanego pierdololo, ale bez tragedii.

Generalnie ten film dla DC jest czymś takim, jak dla Marvela była ostatnia część aktorskiego Pajęczaka, czyli zabawą mutiwersum, dającą dobrą wymówkę, aby dostarczyć fanom wywrotkę fanserwisu. Z jednej strony siada to bardzo spoczko, jest lekko, są udane żarciki, heheszkowe riposty i easter eggi, z drugiej miałem poczucie powtórki z rozrywki, bo już to widziałem z trykociarzami od konkurenci. Ale ok, DC ma swoje problemy i czepiać się, że są spóźnieni o kilka lat, to jak kopać leżącego, więc odpuśćmy

Poza zaskakująco rześkimi żarcikami, jak na DC (toczenie beczki z alternatywnej wersji Powrotu do Przyszłości na propsie), niespodzianką było, że Ezra Miller uciągnął podwójną rolę. Flash jakoś szczególnie mnie nie jara i nie będę ukrywał, że szedłem na film dla Michela Keatona, do tego Ezra nawywijał krzywych akcji, co kładzie się długim cieniem na produkcję i robi niesmak, A JEDNAK jeśli odciąć życie prywatne, to koleś aktorsko dał radę. Zwłaszcza w roli młodego Flasha, który ma neurotyczno-upalony vibe. No ugrał moją uwagę.

Występu Michaela Keatona nie będę spolerował, więc powiem tylko, że nadaj jest #najwspanialszy oldschoolowy i z RiGCzem. Tutaj 100% satysfakcji. I jest go więcej niż w trailerze, więc na relaksie. Za to Supermenkę wolę z piosenki Kayah. Ta Flaszowa jakoś mi nie siadła i w sumie wraz z jej pojawieniem się na ekranie, film przeskakuje z przyjemnej komedyjki na Trudne Sprawy.

Z minusów -> przeKUŹWAokropne CGI. DC chyba robi efekty specjalne na Commadore 64, bo to jest niemożliwe, żeby film z takim budżetem serwował aż tak paskudny wizual. Kiedyś była inba, że hakerzy wykradli drugą część Wolverina, która była jeszcze w postprodukcji i wrzucili do neta, więc kto korzystał w tamtym czasie z Zatoki Piratów, ten mógł zobaczyć aktorów w kostiumach na tle green screenów. I tamta wersja nadal wyglądała lepiej niż ukończony Flash. Oczu kąpiel gwarantowana.

Drugi minus to totalne zabicie smaczku, o którym nie mogę mówić, bo spoiler. Ot miał pojawić się ktoś bardzo wyczekiwany. Oesu, jak oni to spartolili. Tutaj mam taki niedosyt, że ja nawet nie.

Trzeci minus jest taki sam jak w przypadku ostatniego Spajdiego, czyli ten film jest jednorazowy. W sensie, że dostajemy nawiązania i featuringi, które bardzo chcieliśmy zobaczyć, ale ta nostalgia działa tylko raz i jak już hajp minie, zapewne stwierdzimy, że historia robi jałowy przebieg i nie progresuje uniwersum… ale po co martwić się na zapas. Ten raz był całkiem przyjemny. A jeśli podejść do tego jak do letniego blockbustera, a nie być albo nie być dla DC, to już w ogóle luz psychiczny. 7 swobodnie mogę dać.

Cieszę się, że nie oglądałem jeszcze drugiej części animowanego Spajdermana, bo mógłby mi zawyżyć standardy i Flash dostałby hejta w ramach agresji przeniesionej