W weekend byłem zaproszony na podwójną imprezę urodzinową (BTW co ma w sobie data 30 listopada, że kobietom w ciąży akurat w tym dniu najczęściej odchodzą wody? Serio, znam aż pięć osób wyklutych w Andrzejki, w tym dwójka jubilatów. Przypadek? Nie sądzę!), a że głupio tak przychodzić z pustymi rękami, wcześniej wpadłem do Empiku. Książki to taki prezentowy evergreen, wiadomka, a że chłopaki są gimbusami i mają spore braki w klasyce literatury, stwierdziłem, że wzięcie “Lotu nad kukułczym gniazdem” tudzież czegoś od Zajdla lub Stainbecka będzie opcją win — win, przyjemne z pożytecznym. Zgadnijcie co? Nie było ani tych, ani kilku innych ponadczasowych tytułów. Co zatem było? Ano dużo Chodakowskiej i Lewandowskiej, jeszcze więcej Pawlikowskiej, a do tego wszelkiej maści tancerze, śpiewacy, aktorzy, pogodynki, prezenterki śniadaniowe, blogerzy, jutuberzy i chyba wszyscy uczestnicy z pięciu ostatnich edycji “Master Szefa”. Ryli? Że niby wszyscy nagle mają coś do powiedzenia i w dodatku skilla, żeby to spisać? Bitches, please! Wiem, że książki celebrytów nie są niczym nowym i wiem, że nie zawsze trzeba czytać Schopenhauera jak “Cukier” w najnowszym Pitbullu, odprężające paździerze też są potrzebne, ale nie da się nie zauważyć, że rozmiar, jaki przybrał ten “literacki rak”, już dawno przekroczył masę krytyczną. Ibisz, Rusin, Rozenek, Cichopek, Felicjańska, Jabłczyńska, Prokop, Minge, Piróg, Biedroń i nawet Wróżbita Maciej, a to i tak tylko wierzchołek góry lodowej. Papier jest cierpliwy, ale kurwa bez przesady. Rodzi się pytanie, czy w tym kraju jest jeszcze ktoś, kto nie wydał książki kucharskiej, albo poradnika mówiącego, jak żyć, być młodym, pięknym, fit, vege, eko i bogatym? Zaczynam wątpić.
Początkowy plan był taki, że biorę po kolei te pseudo książki na warsztat, czytam, po czym przychodzę tu ze szczerą recenzją. Ostatecznie tak nie będzie. Jeszcze mnie na tyle nie pogięło, żeby (aż) tak bezsensownie marnować czas i w dodatku wspierać ten szemrany biznes własnym szmalem. Nie ma takiej opcji. Poza tym i tak nie dałbym rady. Zanim skończyłbym jedną, na półki sklepowe trafią trzy kolejne, czyli walka z wiatrakami. Nie przeszkodziło mi to jednak, żeby skitrać się w Empiku za półeczką z muzyką klasyczną (nikt się tam nie zapuszcza, więc miałem odrobinę intymności) i przekartkować kilka pozycji. Okazuje się, że niektóre są tak ubogie w treść, że zaledwie kilka minut starczyło na przeczytanie przejrzenie całości, z kolei inne serwowały takie wodolejstwo i pustosłowie, że szczenę i cyce zbierałem z podłogi. Jak będziecie kiedyś na cmentarzu Rakowickim i usłyszycie dziwne dźwięki, wyluzujcie, to tylko Szymborska w grobie się przewraca. Poniżej kilka tytułów, które księgarnie będą próbowały wam wepchnąć w okresie świątecznym. Nie dajcie się nabrać na te błyszczące okładki i marketingowy szum, to dwójeczki zapkowane w sreberka wydmuszki. Jedyną refleksją, jaką w was wywołają, będzie pytanie: “Co ja właśnie kuźwa przeczytałem?”. Jeszcze gorszym pomysłem jest kupowanie ich z myślą o prezentach gwiazdkowych. Serio, żodyn nie jest na tyle dobrym aktorem, żeby zagrać radość z książki Omeny Mensy tudzież Dj Adamusa. Nie bądźcie Grinchami, nie niszczcie świąt!
Gdybym był złośliwy, powiedziałbym, że książka powstała w kooperacji konia z Paulo Coelho. Koń pozował do zdjęć, Coelho sypał złotymi myślami. Na szczęście nie jestem jakimś internetowym trollem i nie zniżę się do tego poziomu. Powiem tylko, że nazywanie tej pozycji książką to nadużycie — więcej treści jest na etykiecie Domestosa, a płacenie za nią to trochę frajerstwo — to samo Ewka wrzuca na fejsa i insta za free. Co z doznaniami intelektualnymi? Istnieje ryzyko, że przepalą wam sie procesory. Tyle mądrości nie ma nawet wikipedia.
Małgorzata Halber “Kołonotatnik z Bohaterem”
Jakiś czas temu rynek podbiły książki z serii “Zniszcz ten dziennik”, które tak naprawdę były notatnikami, ale takimi pseudokreatywnymi, bo na każdej stronie było jakieś angażujące zadanie, np. odrysuj rękę, tudzież wyrwij kartę, zgnieć i rzuć jak najdalej, albo lepiej, wyrwij i wsadź sobie do buzi (że też sam na to nie wpadłem, przecież to oczywista czynność).
W sumie to nic nowego. Moje pokolenie też miało taką zabawę, tyle że dziennikiem był zeszyt kolegi, a zadaniem narysowanie jak największej ilości penisów na ostatniej stronie podczas, gdy kumpel pocił się akurat przy tablicy. Wracając jednak do tematu, seria “Zniszcz ten dziennik” okazała się absolutnym bestsellerem, kilkanaście miesięcy w TOP10, co wydawcom dało feedback, że książki wcale nie muszą posiadać treści, żeby się sprzedawać, nope, wystarczy dać pusty bloczek w cenie standardowego wydawnictwa, wymyślić do tego jakąś marketingową ściemę, a resztę ludzie sami sobie dopiszą. Najłatwiej zarobiony piniądz ever. I właśnie taką kartą zagrała Małgorza Halber wypuszczając notatnik z rysunkami czarnego kartofla i wołając za to 45 złotych. Serce mi pęka, kiedy myślę o tych niewinnych drzewach, które poświęciły życie, dla czegoś tak spierniefajnego. Jeśli przyszłe pokolenia uduszą się od smogu, wiecie komu dziękować. BTW jakby ktoś nie kojarzył, to Małgorzata Halber jest upadłą gwiazdą, która przewinęła się przez “5−10−15” i “Vivę”, po czym zatonęła w kieliszku i teraz pisze smutne statusy na fejsie.
To samo zrobił Konrad Gaca. Wydał kalendarz z kilkoma głębokimi niczym dziura budżetowa myślami i zawołał za to 50 zeta. Z całym szacunkiem Konrad, ale wal się. P.S. Konrad to taki koleś, co odchudza ludzi. Zyskał popularność w polsatowskim programie, gdzie pogonił paru dużych misiów i teraz tłumy walą na jego siłki drzwiami i oknami (kosztuje to 2 tysie miesięcznie, nie licząc odżywek of course). Zresztą to właśnie pod jego okiem odchudzała się foczka z Singielki, Dominika Gwit, która przy okazji też popełniła książkę o swojej drodze z rozmiaru XXXL do XL (witaj w klubie koleżanko), niestety teraz ma efekt yo-yo, więc wszystkie jej rady o kant dupy.
Z kolei “50 twarzy Greya” zapoczątkowało modę na porno dla gospodyń domowych, które smażąc kotleta, lubią sobie wyobrażać, że zaraz na chatę zamiast ich starego wparuje jakiś małomówny milioner, wyrwie z rąk łopatkę, podwinie fartuch i zacznie smagać po tyłku, jakby jutra miało nie być, a ona wspomoże go w głośnym liczeniu. Po wszystkim przypomni sobie, że była dziewicą i w pośpiechu wybiegnie na fochu, zapominając, że cała akcja rozegrała się u niej na chacie. Oczywiście kluczowy w tym wszystkim jest tajemniczy milioner, bo przecież nie zrobi tego z gwiżdzącym za nią pod Biedrą budowlańcem-troglodytą, w dodatku bez helikoptera, szanujmy się. Cóż, temat nośny i dochodowy, to i chętnych nie brakuje, żeby się podczepić. Do pociągu z porno dla Grażynek postanowiła wskoczyć ex modelka i aktualna alkoholiczka, Ilona Felicjańska, uzbrojona w niesamowitą lekturę o jeszcze bardziej niesamowitym tytule “Wszystkie odcienie czerni”. Pozwólcie, że zaszczyt shejtowania odstąpię niejakiej Wicce z portalu “Lubimy czytać”.
Hmm wygląda na to, że Ilona nadal jest w cugu. Może poszukajmy czegoś bardziej wyrafinowanego. Omena Mensah wygląda na babkę z klasą i tak się składa, że wydała ostatnio poradnik pod tajemniczym tytułem “Twoje 3i”. Umieram z ciekawości, o czym to. Hej Melocoton, opowiedz nam o co lotto z tym 3i:
Fuck, znowu pudło, ale pomyślmy kto ma papiery, żeby doradzać kobietom? Wiem, Maja Sablewska. Prowadzi program telewizyjny w podobnych klimatach, regularnie pojawia się na okładkach i czerwonych dywanach, ma dużo lajków na fejsie i co najważniejsze, wymyśliła dietę zmieniającą rysy twarzy, dzięki której w kilka lat z nijakiej dziewczyny przemieniła się w Michaela Jacksona. Można? Można! I nie ma co sobie zawracać głowy opiniami, że chuja wie i jest konfliktowa (kosa z Edzią Górniak, Dodą i Wojewódzkim nie z jej winy). Złe języki zawsze się znajdą. Lisek opowiadaj, co tam Maja wysmażyła.
Zaczynam tracić nadzieję, czy w poradnikach znajdziemy coś wartościowego, ale w grze mamy jeszcze perfekcyjne porady od perfekcyjnej Małgoni Rozenek? Osobiście czarno to widzę, w końcu w “Azji Express” Małgonia nie pozostawiła złudzeń, że bardziej niż na prowadzącą, nadawałby się na uczestniczkę programu “Projekt Lady”. Podejrzewam, że byłaby pierwsza chętna do misji podprowadzenia wina ze spiżarni i zainicjowania pomysłu, żeby zostawić w nocy otwarte okno, co by chłopaki mogli wpaść, no i mięsem rzucić też potrafi, a jak trzeba to i wiek zamataczy. Swojska dziącha, a nie jakieś ą ę, ale nie przekreślajmy z góry. Balinea zarzuć recką.
Cóż, wygląda na to, że foczki nie potrafią napisać dobrego poradnika, a co z facetami? W najbardziej eksponowanym miejscu w Empiczku natrafiłem na poradnik Eksluzywnego Menela, czyli guru mody męskiej, a ostatnio twarz jakiegoś banku. Z miejsca złapałem egzemplarz i oddałem się lekturze. Hmm, co mógłbym o niej powiedzieć, żeby nikogo nie obrazić? Co najwyżej, że jest to na bogato wydany album ze zdjęciami kolesia, który jest ubrany w ubrania. Dużo zdjęć i dużo ubrań, za to treści mało, chociaż czegoś się tam dowiedziałem, np. jak prawidłowo nosić sandały do garniaka (ze skarpetami! Szach mat hejterzy!) i że wyłogi kołnierzyka koszuli zawsze powinny być schowane pod marynarką. Niestety nie było wytłumaczone, co to są wyłogi, przez co mam teraz stres, że popełnię jakiś modowy mezalians. Aaa i wyczytałem jeszcze, gdzie aktualnie przesiadują warszawscy hipsterzy, więc wiem, które rewiry omijać szerokim łukiem. Dzięki Menelu. Ogólnie było to bardzo wzbogacające 5 minut (przeczytałem od deski do deski), polecam… trzymać się z daleka.
Beata Pawlikowska — nie ma tutaj żadnego konkretnego tytułu, bo w momencie, kiedy piszę te słowa, Beata prawdopodobnie oddaje do druku dwie kolejne książki. Nie żartuję. W lutym zrobiłem konkurs na PigOucie, który polegał na odgadnięciu ile książek napisała Pawlikowska? Prawidłowa odpowiedź brzmiała 89 (liczyłem). Minęło pół roku, a bibliografia powiększyła się o kolejne 20 tytułów. Tak, obecnie w dorobku ma 109 książek, a do tego dochodzą jeszcze gry, puzzle i audiobooki. Niektórzy twierdzą, że Stephen King jest płodny i każda jego sesja na tronie kończy się nowym tytułem, cóż, przy Pawlikowskiej — Jasnorzewskiej “wannabe” to popierdółka, a nie pisarz. Patrząc na tematykę, jaką porusza Beata, można pomyśleć, że to kobieta renesansu — zna 20 języków, zwiedziła cały świat, od ręki ugotuje potrawę z dowolnego regionu, ponadto jest chyba jedyną osobą, która sama się wyleczyła z depresji, anoreksji i seksoholizmu (gdyby tak jeszcze odstawiła dopalacze). Normalnie ręce same składają się do oklasków… do momentu, aż faktycznie otworzy się, którąś z jej książek i trafi na złote myśli w stylu: “czasami, gdy zamykam oczy to nic nie widzę”, albo “kiedy jest mi smutno, puszczam ulubioną piosenkę i wtedy robi mi się lepiej”, albo “kiedy zimą tęsknie za wiosną, gotuję rosół, po czym posypuję go koperkiem, bo zielony to kolor wiosny, a wiosna na talerzu to wiosna w sercu” (rzygam tęczą dalej niż widzę). W moim prywatnym rankigu pt. “autorzy nieporozumienia, którzy z niewyjaśnionych przyczyn odnieśli sukces i cieszą się szacunkiem” zdecydowanie zajmuje 1 miejsce. Od kilku lat mam misję, żeby obnażyć ją przed światem, ale do tej pory bez spektakularnych efektów. Na szczęście przy książce “o wyjściu z depresji na własną rękę”, do grona hejterów dołączyli lekarze i zjechali tytuł, aż miło. Szkoda tylko, że autorka nie wzięła sobie tego do serca i nadal coś tam kmini.
Nie mam już siły na Kasię Cicho(chło)pek, ale wierzcie mi na słowo, że znajdziecie u niej wszystko — od treningu na zrzucenie fladyra po ciąży (odszczekuje tego fladyra, oczywiście chodziło o brzuszek), przez tajniki domowej yogi, uprawianej w przerwach między myciem kibla a karmieniem dziecka, szkolenie jak rozliczyć PITa, kiedy Twój mąż jest tancerzem i nie radzi sobie z cyferkami, aż po rady jak prawidłowo dobrać biutonosz (jeśli przydeptujesz cyca, znaczy, że skrewiłaś). Must have w każdej biblioteczce.
Podsumowując, książki celebrytów to złooo i patologia, bo albo nie mają w ogóle treści, albo co gorsze mają, a wtedy ratuj się, kto może, bo zaraz polecą rady z dupy, gorzkie żale i wspominki ludzi, którzy nie dobili nawet do 40-stki (nie licząc Rozenkowej). Pogodynki mówią jak żyć, podróżniczki leczą z seksoholizmu, a foki po operacjach plastycznych ściemniają, że to zasługa diety i pozytywnego myślenia. Łączy je jedno, wszystkie prędzej czy później trafią do kosza z tanią książką tudzież na stojak na Orlenie, ale niech Cię ręka boska broni przed ich kupnem. No, chyba że kolebie Ci się stół i szukasz akurat podkładki, wtedy możesz, ale za 4,99 zł max.
P.S. Według statystyk, w 2015 roku tylko 37% Polaków sięgnęło po książkę. Strach pomyśleć o ile spadłaby ta liczba, gdybyśmy nie brali pod uwagę celebryckiego chłamu. Znacie hasło “Nie czytasz, nie idę z Tobą do łóżka?”, proponuje je trochę podrasować, na przykład na “Czytasz? Super, ale zanim zdejmiesz skarpety, pokaż mi swoją półeczkę”. Wyświadczcie światu przysługę i zniszcie te dzienniki, plizz.
143 komentarze
Umiem skomentować to tylko wrednym uśmiechem, bo się w 100% zgadzam 😀 Aczkolwiek od kiedy odkryłam, ile moich koleżanek czytało i chwaliło Grey’a, wolę nie wypowiadać takich opinii głośno…
Najsmutniejsze jest to, że większość pozycji jest tutaj dla kobiet. Podobnie z czasopismami — aż strach podchodzić do półki kobiece, bo będzie sama kolorowa szmira. Nie chce mi się wierzyć, że moja płeć aż tak bardzo fascynuje się sprzątaniem i pseudo-mądrymi radami.
Z pracy w taniej księgarni wyniosłam pewne spostrzeżenie — starsze książki poradnikowe przeważnie pisane były przez różnych “doktorów”, “znawców” i innych panów z brodami (albo siwe panie bez bród). Treść była taka sama, jak w przypadku dzisiejszych celebrytów, tylko zdjęć mniej, bo poradniki pozowały na “takie poważne”. Szajsowate poradniki istnieją zapewne od początków świata, tylko chwilowo stały się dziedziną celebrytów, ciekawe, kto będzie następny… Oby nie politycy…
Niedługo wychodzi druga część Greya, czyli dobra wymówka, żeby przewietrzyć listę znajomych na fejsie 😉 Co do przewagi kobiet, to w poradnikach zdecydowanie prowadzicie, ale my też mamy swojego czyraka, czyli biografie sportowców, które zazwyczaj są tak żałosne, że nawet nie chciało mi się o nich wspominać. Gście po 20 lat na karku, ledwo zaczęli kariery, a już wydają wspomnienia z boiska . Jestem pewien, że aktualne poradniki piszą te same dziadki, co kiedyś, tyle że nauczyli się w marketing i wiedzą, że hajs będzie się lepiej zgadzał, jak na okładce pojawi sie Kinga Rusin.
Umiem skomentować to tylko wrednym uśmiechem, bo się w 100% zgadzam 😀 Aczkolwiek od kiedy odkryłam, ile moich koleżanek czytało i chwaliło Grey’a, wolę nie wypowiadać takich opinii głośno…
Najsmutniejsze jest to, że większość pozycji jest tutaj dla kobiet. Podobnie z czasopismami — aż strach podchodzić do półki kobiece, bo będzie sama kolorowa szmira. Nie chce mi się wierzyć, że moja płeć aż tak bardzo fascynuje się sprzątaniem i pseudo-mądrymi radami.
Z pracy w taniej księgarni wyniosłam pewne spostrzeżenie — starsze książki poradnikowe przeważnie pisane były przez różnych “doktorów”, “znawców” i innych panów z brodami (albo siwe panie bez bród). Treść była taka sama, jak w przypadku dzisiejszych celebrytów, tylko zdjęć mniej, bo poradniki pozowały na “takie poważne”. Szajsowate poradniki istnieją zapewne od początków świata, tylko chwilowo stały się dziedziną celebrytów, ciekawe, kto będzie następny… Oby nie politycy…
Taaaaak! Dokładnie, zgadzam się. Dostałam książkę Sablewskiej. Maj Gad, co za masakra. Plus dwa błędy ortograficzne… Pawlikowskiej szczerze nie cierpię, zresztą jaki kraj, taki Coelho.
Od Pawlikowskiej dostaje wysypki, serio. Chyba jestem uczulony na męczenie buły. Wydawanie książek powinno być reglamentowane.
Taaaaak! Dokładnie, zgadzam się. Dostałam książkę Sablewskiej. Maj Gad, co za masakra. Plus dwa błędy ortograficzne… Pawlikowskiej szczerze nie cierpię, zresztą jaki kraj, taki Coelho.
Od Pawlikowskiej dostaje wysypki, serio. Chyba jestem uczulony na męczenie buły. Wydawanie książek powinno być reglamentowane.
Zastanawiałem się kiedyś, kto poza blogerami czyta książki innych blogerów i teraz już wiem — leca na prezent i nikt się nie przejmuje, czy tam w ogóle jest coś do czytania. Okładkę ma? Ma! Literki w środku ma? Ma! Dużo obrazków ma? Ma! To nabieramy…
Ale to w sumie dobrze rokuje na przyszłość 😉
Ja jeszcze bardziej się dziwie, kto kupuje koszulki youtuberów. Kosztują fortunę, wygladają mocno średnio, w dodatku zawierają jakieś teksty, których nie zrozumie 99,99% populacji. Ale faktycznie dobrze to rokuje 😉
Idąc tym tropem, to kto ogląda ten chłam w telewizji — programy celebrytów, które nic nie wnoszą i tylko wmawiają ludziom głupoty? Ja bym niestety powiedziała, że żyjemy w takim społeczeństwie, które uwielbia plotki i wiedzieć coś o celebrytach. Dlatego tak popularny jest pudelek, kiedyś plotkarskie gazety (cały czas jestem zasypywana przez babcię newsami, kto kogo zdradził, kto potrafi sam zrobić meble do salonu, kto się nawrócił, a kto jest złym ojcem), a także takie książki.
Nie mam złudzeń, że te programy są oglądane. Według statystyk, w przeciętnym polskim domu telewizor chodzi średnio 7h pod rząd, więc nie ma bata, żeby leciał sam teatr telewizji. Problem w tym, że Grażynki nie ogladają ich dla tzw. beki, tylko faktycznie chłoną te rady i później chcą być jak Kinga Rusin, czy tam Małgonia Rozenek. Jedyna rada to odgórny ban dla Grażynek na telewizję śniadaniową, Twój Styl i Pudelka. Nie będzie popytu, nie będzie podaży 😉
Zastanawiałem się kiedyś, kto poza blogerami czyta książki innych blogerów i teraz już wiem — leca na prezent i nikt się nie przejmuje, czy tam w ogóle jest coś do czytania. Okładkę ma? Ma! Literki w środku ma? Ma! Dużo obrazków ma? Ma! To nabieramy…
Ale to w sumie dobrze rokuje na przyszłość 😉
Ja jeszcze bardziej się dziwie, kto kupuje koszulki youtuberów. Kosztują fortunę, wygladają mocno średnio, w dodatku zawierają jakieś teksty, których nie zrozumie 99,99% populacji. Ale faktycznie dobrze to rokuje 😉
Idąc tym tropem, to kto ogląda ten chłam w telewizji — programy celebrytów, które nic nie wnoszą i tylko wmawiają ludziom głupoty? Ja bym niestety powiedziała, że żyjemy w takim społeczeństwie, które uwielbia plotki i wiedzieć coś o celebrytach. Dlatego tak popularny jest pudelek, kiedyś plotkarskie gazety (cały czas jestem zasypywana przez babcię newsami, kto kogo zdradził, kto potrafi sam zrobić meble do salonu, kto się nawrócił, a kto jest złym ojcem), a także takie książki.
Nie mam złudzeń, że te programy są oglądane. Według statystyk, w przeciętnym polskim domu telewizor chodzi średnio 7h pod rząd, więc nie ma bata, żeby leciał sam teatr telewizji. Problem w tym, że Grażynki nie ogladają ich dla tzw. beki, tylko faktycznie chłoną te rady i później chcą być jak Kinga Rusin, czy tam Małgonia Rozenek. Jedyna rada to odgórny ban dla Grażynek na telewizję śniadaniową, Twój Styl i Pudelka. Nie będzie popytu, nie będzie podaży 😉
Zaśmiałam się pod nosem, kiedy przeczytałam tytuł posta. Widzę ten cały szał na wydawanie książek przez celebrytów, ale nie wiedziałam o istnieniu z dobrej połowy tutaj zaprezentowanych! A Pawlikowska… Jak ja często słyszę, że ktoś ją lubi. Nie czytałam żadnej z jej książek i nie zamierzam.
Tego jest znacznie więcej niż pokazałem na zdjęciach i niestety wciąż rośnie, więc ewidentnie ktoś to kupuje. Niedługo salonik Matrasa będzie wyglądał jak salonik Paris Hilton — same poradniki o byciu fit i sexy. [*]
Zaśmiałam się pod nosem, kiedy przeczytałam tytuł posta. Widzę ten cały szał na wydawanie książek przez celebrytów, ale nie wiedziałam o istnieniu z dobrej połowy tutaj zaprezentowanych! A Pawlikowska… Jak ja często słyszę, że ktoś ją lubi. Nie czytałam żadnej z jej książek i nie zamierzam.
Tego jest znacznie więcej niż pokazałem na zdjęciach i niestety wciąż rośnie, więc ewidentnie ktoś to kupuje. Niedługo salonik Matrasa będzie wyglądał jak salonik Paris Hilton — same poradniki o byciu fit i sexy. [*]
Twoje epitety rozpierd system! Bez kitu!
Ale wiesz co jest przerażające? Że ponieważ empik poleca te pozycje to banda oszołomów badz ignorantów kupi je swoim bliskim.
A jeszcze gorsze, że niektóre półmożgi ( fanki efci, ciczopek, itp) zażyczą sobie takie..a potem same zaczną pisać, blogować, vlogować i wydawać książki- AAAAAA!!!
ps. Jesteś jedyną znaną mi osobą tak obcykaną w aferkach, ploteczkach i celebrytach- i nie wiem czy to jest komplement czy nie 😛
A wiesz co jest gorsze niż kupno tych paździerzy? Wystawianie pozytywnych recek po przeczytaniu i wciąganie kolejnych ludzi w to bagno. Serio, na Lubimy Czytać większość tytułów ma 4–5 gwiazdek (5 to max). To jak dostać w ryj i jeszcze podziękować.
P.S. Coś w tym jest, ale to nie jest tak, że szukam takich tematów, po prostu internet tym zyje. Ja tylko biorę newsa z dużych portali i dodaje swój komentarz. Druga sprawa, że kiedy próbuję pisać o czymś innym, to nikt tego nie czyta, z kolei przy dramach życie tętni. Jeśli lajki to jakaś forma feedbacku, no to chyba przesłanie jest oczywiste — pisz o ploteczkach;)
Hehe, no heheszki są klikalne 😀
aaa- wystawiają tym szmirąc 4–5 gwiazdek?!! #jajebie!
#jajebie too 😉
😀
Twoje epitety rozpierd system! Bez kitu!
Ale wiesz co jest przerażające? Że ponieważ empik poleca te pozycje to banda oszołomów badz ignorantów kupi je swoim bliskim.
A jeszcze gorsze, że niektóre półmożgi ( fanki efci, ciczopek, itp) zażyczą sobie takie..a potem same zaczną pisać, blogować, vlogować i wydawać książki- AAAAAA!!!
ps. Jesteś jedyną znaną mi osobą tak obcykaną w aferkach, ploteczkach i celebrytach- i nie wiem czy to jest komplement czy nie 😛
A wiesz co jest gorsze niż kupno tych paździerzy? Wystawianie pozytywnych recek po przeczytaniu i wciąganie kolejnych ludzi w to bagno. Serio, na Lubimy Czytać większość tytułów ma 4–5 gwiazdek (5 to max). To jak dostać w ryj i jeszcze podziękować.
P.S. Coś w tym jest, ale to nie jest tak, że szukam takich tematów, po prostu internet tym zyje. Ja tylko biorę newsa z dużych portali i dodaje swój komentarz. Druga sprawa, że kiedy próbuję pisać o czymś innym, to nikt tego nie czyta, z kolei przy dramach życie tętni. Jeśli lajki to jakaś forma feedbacku, no to chyba przesłanie jest oczywiste — pisz o ploteczkach;)
Hehe, no heheszki są klikalne 😀
aaa- wystawiają tym szmirąc 4–5 gwiazdek?!! #jajebie!
#jajebie too 😉
😀
A dlaczego ludzie sięgają po poradniki? Bo sobie nie radzą. A jak sobie nie radzą to szukają pomysłów, inspiracji, sposobów. Jest popyt, jest podaż. A dobry marketing umiejętnie podpowie, że TA KSIĄŻKA rozwiąże twoje problemy i zmieni twoje życie. Na lepsze of kors. 🙂 A jak tam jeszcze jest znane nazwisko? Tylko brać. 🙂 Z tych pozycji, które przedstawiłeś sięgnęłam kiedyś po Pawlikowską (a! w jednym miejscu dopisaleś Jasnorzewska, ale rozumiem, że my tu o Beacie? :-)) Pawlikowska to wodolejstwo. Jakby z jej wszystkich poradników wyssać esencję to może wyszła by z tego całkiem niezła pozycja. Jedna. 🙂 Poza tym zrobił się z niej spec od wszystkiego, a wiadomo że tacy nie istnieją. Czyli ściema. Ale lubię trochę tę babkę, bo będzie teraz uczyć mnie języka. Tylko nie wiem jeszcze jakiego, bo kupiłam jej cztery poradniki językowe. Promocja była. 😛
Fakt faktem to ona mnie przekonała, że żywność sprzedawana w sklepie nie zawsze nadaje się do jedzenia. Może dlatego że powtarzała mi to non stop przez dwieście stronic swojej książki. No weź nie uwierz. 😉
A pisać teraz może każdy, my też. Zresztą piszemy — blogi. Ty nawet całkiem ciekawie. 🙂
A wiesz, że ja Pawlikowską wziąłem sobie na cel własnie po kontakcie z jej podręcznikiem do języka angielskiego? Mam te swoje fazy motywacyjne, kiedy nakręcam się na naukę i akurat w trakcie jednej napatoczyła się Beata ze swoją nową. odkrywczą metodą. Kupiłem w ciemno i wyobraź sobie moje zaskoczenie, kiedy otwieram książkę, a tam w jednym rządku słówka angielskie, a w drugim polskie tłumaczenia + tekst, olej gramatykę, wykuj słówka na pamięć i jakoś to będzie. Miałem wrażenie, że już gdzieś to widziałem, wiem w słowniku 😉 Poczułem się obrażony taką zagrywką i strzeliłem focha. Z kolei jakiś czas później poszedłem do Empiku i w miejscu, gdzie stały kiedyś książki Sapkowskiego, zastałem 50 pozycji Pawlikowskiej. Nie zgadzało mi się, że kobita jest w stanie być biegła aż w tylu tematach, przecież sam research trochę trwa, tymczasem ona co miesiąc dorzuca do puli 5 kolejnych tytułów. Sprawdziłem co i jak, no i niestety to się kupy nie trzyma. Ja rozumiem, że można ją lubić z radia, za podróże, etc, ale jej książki to bullshit. BTW czy te poradniki językow, które kupiłaś to nadal przedruk słownika, czy wprowadziła coś nowego?
P.S. Mam wrażenie, że my bardziej się przykładamy do pisania blogów niż ona do książek 😉
Jeśli chodzi o mnie to jestem ciemniakiem językowym, znaczy nie przyswajam języków obcych. Kiedyś przyswajałam, ale to dawno było i chyba coś mi się w mózgu zepsuło, bo nie przyswajam. Normalne kursy nie są dla mnie, dlatego szukam nienormalnych. 🙂 Wymyśliłam sobie, że będę się uczyć całych zdań na pamięć, żadnej gramatyki, tylko gotowce. U niej takie zdania znalazłam i to pogrupowane tematycznie,więc stwierdziłam że będzie ok. Niestety wciąż nie mam tej fazy motywacyjnej do nauki i książki leżą. Także ciężko mi powiedzieć czy ten kurs jest skuteczny. 🙂
Ps. Jestem ciekawa czy ci celebryci sami pisali te książki, czy mieli od tego ludzi. 🙂
No to witaj w klubie nieprzyswajania języków 😉 Jak się przegapi moment, kiedy mózg chłonie jak gąbka, to później trzeba wkładać w to 2x więcej pracy. Ja przegapiłem. Po opisie wnioskuje, że to ten sam kurs. Na początku miałem podobne podejście, czyli nauczę się gotowców, a dalej się zobaczy, ale ostatecznie zabrakło mi regularności. Okazuje się, że jak nikt nie stoi nade mną z batem, to nie potrafię utrzymać dyscypliny #szok, ale trzymam kciuki, żeby Tobie się udało.
Jestem na 99% pewny, że przy większości książek, rola celebrytów ograniczała się do dania facjaty na okładkę.
O niebiosa! To są jeszcze ludzie co nie przyswajają języków? A ja myślałam że tylko ja tak mam. 😀 To mi teraz trochę ulżyło. 🙂 Mnie też brakuje regularności i dyscypliny. Ciężka sprawa. Ale dzięki za kciuki. 🙂
To ja się dołączam do tego klubu, co języki ich nie lubią. Powodzenia dla tych, co jeszcze z tym walczą! <3
O! Jak fajnie, że jeszcze ktoś. W końcu w kupie siła. 😉
A dlaczego ludzie sięgają po poradniki? Bo sobie nie radzą. A jak sobie nie radzą to szukają pomysłów, inspiracji, sposobów. Jest popyt, jest podaż. A dobry marketing umiejętnie podpowie, że TA KSIĄŻKA rozwiąże twoje problemy i zmieni twoje życie. Na lepsze of kors. 🙂 A jak tam jeszcze jest znane nazwisko? Tylko brać. 🙂 Z tych pozycji, które przedstawiłeś sięgnęłam kiedyś po Pawlikowską (a! w jednym miejscu dopisaleś Jasnorzewska, ale rozumiem, że my tu o Beacie? :-)) Pawlikowska to wodolejstwo. Jakby z jej wszystkich poradników wyssać esencję to może wyszła by z tego całkiem niezła pozycja. Jedna. 🙂 Poza tym zrobił się z niej spec od wszystkiego, a wiadomo że tacy nie istnieją. Czyli ściema. Ale lubię trochę tę babkę, bo będzie teraz uczyć mnie języka. Tylko nie wiem jeszcze jakiego, bo kupiłam jej cztery poradniki językowe. Promocja była. 😛
Fakt faktem to ona mnie przekonała, że żywność sprzedawana w sklepie nie zawsze nadaje się do jedzenia. Może dlatego że powtarzała mi to non stop przez dwieście stronic swojej książki. No weź nie uwierz. 😉
A pisać teraz może każdy, my też. Zresztą piszemy — blogi. Ty nawet całkiem ciekawie. 🙂
A wiesz, że ja Pawlikowską wziąłem sobie na cel własnie po kontakcie z jej podręcznikiem do języka angielskiego? Mam te swoje fazy motywacyjne, kiedy nakręcam się na naukę i akurat w trakcie jednej napatoczyła się Beata ze swoją nową. odkrywczą metodą. Kupiłem w ciemno i wyobraź sobie moje zaskoczenie, kiedy otwieram książkę, a tam w jednym rządku słówka angielskie, a w drugim polskie tłumaczenia + tekst, olej gramatykę, wykuj słówka na pamięć i jakoś to będzie. Miałem wrażenie, że już gdzieś to widziałem, wiem w słowniku 😉 Poczułem się obrażony taką zagrywką i strzeliłem focha. Z kolei jakiś czas później poszedłem do Empiku i w miejscu, gdzie stały kiedyś książki Sapkowskiego, zastałem 50 pozycji Pawlikowskiej. Nie zgadzało mi się, że kobita jest w stanie być biegła aż w tylu tematach, przecież sam research trochę trwa, tymczasem ona co miesiąc dorzuca do puli 5 kolejnych tytułów. Sprawdziłem co i jak, no i niestety to się kupy nie trzyma. Ja rozumiem, że można ją lubić z radia, za podróże, etc, ale jej książki to bullshit. BTW czy te poradniki językow, które kupiłaś to nadal przedruk słownika, czy wprowadziła coś nowego?
P.S. Mam wrażenie, że my bardziej się przykładamy do pisania blogów niż ona do książek 😉
Jeśli chodzi o mnie to jestem ciemniakiem językowym, znaczy nie przyswajam języków obcych. Kiedyś przyswajałam, ale to dawno było i chyba coś mi się w mózgu zepsuło, bo nie przyswajam. Normalne kursy nie są dla mnie, dlatego szukam nienormalnych. 🙂 Wymyśliłam sobie, że będę się uczyć całych zdań na pamięć, żadnej gramatyki, tylko gotowce. U niej takie zdania znalazłam i to pogrupowane tematycznie,więc stwierdziłam że będzie ok. Niestety wciąż nie mam tej fazy motywacyjnej do nauki i książki leżą. Także ciężko mi powiedzieć czy ten kurs jest skuteczny. 🙂
Ps. Jestem ciekawa czy ci celebryci sami pisali te książki, czy mieli od tego ludzi. 🙂
No to witaj w klubie nieprzyswajania języków 😉 Jak się przegapi moment, kiedy mózg chłonie jak gąbka, to później trzeba wkładać w to 2x więcej pracy. Ja przegapiłem. Po opisie wnioskuje, że to ten sam kurs. Na początku miałem podobne podejście, czyli nauczę się gotowców, a dalej się zobaczy, ale ostatecznie zabrakło mi regularności. Okazuje się, że jak nikt nie stoi nade mną z batem, to nie potrafię utrzymać dyscypliny #szok, ale trzymam kciuki, żeby Tobie się udało.
Jestem na 99% pewny, że przy większości książek, rola celebrytów ograniczała się do dania facjaty na okładkę.
O niebiosa! To są jeszcze ludzie co nie przyswajają języków? A ja myślałam że tylko ja tak mam. 😀 To mi teraz trochę ulżyło. 🙂 Mnie też brakuje regularności i dyscypliny. Ciężka sprawa. Ale dzięki za kciuki. 🙂
To ja się dołączam do tego klubu, co języki ich nie lubią. Powodzenia dla tych, co jeszcze z tym walczą! <3
O! Jak fajnie, że jeszcze ktoś. W końcu w kupie siła. 😉
Nie wniosę nic intelektualnego do tej dyskusji. Poza tym, że mnie to smuci. Ale tak naprawdę SMUCI. Bo to nie jest tak, że w Empiku dostaniesz dobrą literaturę i tę makulaturę o której piszesz — nie. Dobrą — musisz zamówić. Jestem fanką wydawnictwa Czarne — ale nie wiem czy jakąś ich książkę dostanę wchodząc “z buta” do przysłowiowego empiku. I ja wiem, że “de gustibus non est disputandum” — co w wolnym tłumaczeniu oznacza — “o gustach na temat książek się nie dyskutuje ale istnieją kur** granice”. I to nie jest tak jak czytałam kiedyś w jakiejś recenzji o Greju — że przynajmniej ktoś coś przeczytał, nosz kur%^^&&* mać — równie dobrze można powiedzieć że zjadłem gówno, ale przynajmniej coś zjadłem. I to, że my sobie z tym poradzimy — to wiadomo, zamówię w necie to co chcę. Ale gorzej jest z dziećmi — ja wiem, że moja Młoda nie przeczyta Ani z Zielonego Wzgórza — powoli się z tym godzę, ale ona nawet Musierowicz nie chce za bardzo ruszyć, już 3 podejścia robiłyśmy, u niej na tapecie jest obecnie Magiczne Drzewo — trzącha mną jak mam jej to czytać. Ale prawda jest taka, że jak wchodzi do księgarni to widzi kolory, światło, obrazki — jest fantastyczne wydawnictwo Dwie Siostry — ale przeciętny dzieciak po taką książkę nie sięgnie sam z siebie — po pierwsze bo nie ma tam różowego, czerwonego, uśmiechniętej dziewczynki czy zalotnego nastolatka na okładce, ale również dlatego że nie ma jej na półce w księgarni — po prostu. Dopóki dzieciaki były małe — nie łaziły za bardzo po księgarniach — przemycałam fantastyczne książki — przygody Misia i Tygryska Janoscha — to absolutne must have — rysunki — Zając sikający na krzaki, burdel w mieszkaniu u Świnki, i Ciotka która łazi non stop z winkiem, no i opowieść o romansie Tygryska i Świnki — mnie rozwaliły — ale to nie jest tak, że znalazłam ją przechadzając się od niechcenia po Empiku. ŻADNEJ części Janoscha nie dostałam w księgarni bez uprzedniego zamówienia — ŻADNEJ!!!!!!!! teraz Młoda do niej sięga z sentymentu, ale na pierwszym miejscu są książki których ja nie trawię. Wkurza mnie, że pewnych rzeczy nie przeskoczę, ja mam wrażenie jak czytam Młodej jakąś książkę że Ci wszyscy bohaterowie mają jakieś pieprzone ADHD — to wszystko jest takie “fast”, już nie mówiąc o tych poradnikach dla dzieci, z dupy przewodnikach ja zwiedzać świat na rowerze — Pawlikowska wydała 15 698 poradników — wiem, liczyłam 😉 Moja Młoda kocha książki, kocha czytać — każdy wyjazd gdzieś to walka żeby nie brała 30 książek, ale znalezienie dla niej dobrej książki to naprawdę ciężki kawałek chleba, jak ja niekiedy widzę po jakie gówno ona chce sięgnąć w księgarni to myślę sobie, że jest córką Pawlikowskiej i Ekskluzywnego Menela.
Przed sekundą weszłam do niej do pokoju i pstryknęłam fotkę — od 2 roku życia Młoda śpi obłożona książkami. Ale gdyby to tylko od niej zależało — byłoby tam Magiczne Drzewo i Baśnie Pawlikowskiej 😀
https://uploads.disquscdn.com/images/9273b50e176c5f630fe21ff2902858c2ace796b897f5e6dfb11ac5e771cff201.jpg
Na moje jak najbardziej możesz odtrąbić sukces rodzicielski, bo zaszczepić w dziecku zajawkę do książek nie jest wcale tak hop siup. Dobór lektur to dopiero w kolejnej fazie, jeszcze ją wyprostujesz 🙂 W sumie nie jestem na bieżąco z literaturą młodzieżową, ale chyba wiem, co masz na myśli, mówiąc że teraz wszystkie postaci mają ADHD. Mam takie samo wrażenie odnośnie bajek na Cartoon Network.
P.S. “Córka Pawlikowskiej i Ekskluzywnego Menela” <3
P.S.2. “Pawlikowska wydała 15 698 poradników — wiem, liczyłam ;)” <3, piękne wbicie szpili we mnie 😉
mam wrażenie ze nie da się zaszczepić tej miłości — dziecko ją ma i możesz rozwinąć lub.… zniszczyć, albo nie ma i możesz się zesrać — wiem to na podstawie badania przeprowadzonego na grupie reprezentatywnej 3 Szkodników. Najstarsza przeczytała w swoim życiu hm.….……no ten, no, tego, no.… nieliczną ilość. Ja spaliłam parę zasłon owijając lampę żeby rodzice nie widzieli, moja siostra nie skalała się przeczytaniem żadnej.
jak mozna Musierowiczki nie lubic? moze to inne realia : ( probowalyscie “Wielka, wieksza i najwieksza”? Broszkiewicza? Moge tez polecic “Niezwykle wakacje” Ostrowickiej : ) Albo ktoras z ksiazek o Alicji Sielezniewej Kiryla Bulyczowa? Jako dzieciak uwielbialam fantastyke radziecka, teraz juz tego nie ma, raczej wampiry i wilkolaki : (
ooo dziękuję bardzo. Nie poddaje się i dalej walczę o umysł mojego dziecka, bo jeszcze jedna cześć Magicznego Drzewa i skoczę przez okno 😉
Nie wniosę nic intelektualnego do tej dyskusji. Poza tym, że mnie to smuci. Ale tak naprawdę SMUCI. Bo to nie jest tak, że w Empiku dostaniesz dobrą literaturę i tę makulaturę o której piszesz — nie. Dobrą — musisz zamówić. Jestem fanką wydawnictwa Czarne — ale nie wiem czy jakąś ich książkę dostanę wchodząc “z buta” do przysłowiowego empiku. I ja wiem, że “de gustibus non est disputandum” — co w wolnym tłumaczeniu oznacza — “o gustach na temat książek się nie dyskutuje ale istnieją kur** granice”. I to nie jest tak jak czytałam kiedyś w jakiejś recenzji o Greju — że przynajmniej ktoś coś przeczytał, nosz kur%^^&&* mać — równie dobrze można powiedzieć że zjadłem gówno, ale przynajmniej coś zjadłem. I to, że my sobie z tym poradzimy — to wiadomo, zamówię w necie to co chcę. Ale gorzej jest z dziećmi — ja wiem, że moja Młoda nie przeczyta Ani z Zielonego Wzgórza — powoli się z tym godzę, ale ona nawet Musierowicz nie chce za bardzo ruszyć, już 3 podejścia robiłyśmy, u niej na tapecie jest obecnie Magiczne Drzewo — trzącha mną jak mam jej to czytać. Ale prawda jest taka, że jak wchodzi do księgarni to widzi kolory, światło, obrazki — jest fantastyczne wydawnictwo Dwie Siostry — ale przeciętny dzieciak po taką książkę nie sięgnie sam z siebie — po pierwsze bo nie ma tam różowego, czerwonego, uśmiechniętej dziewczynki czy zalotnego nastolatka na okładce, ale również dlatego że nie ma jej na półce w księgarni — po prostu. Dopóki dzieciaki były małe — nie łaziły za bardzo po księgarniach — przemycałam fantastyczne książki — przygody Misia i Tygryska Janoscha — to absolutne must have — rysunki — Zając sikający na krzaki, burdel w mieszkaniu u Świnki, i Ciotka która łazi non stop z winkiem, no i opowieść o romansie Tygryska i Świnki — mnie rozwaliły — ale to nie jest tak, że znalazłam ją przechadzając się od niechcenia po Empiku. ŻADNEJ części Janoscha nie dostałam w księgarni bez uprzedniego zamówienia — ŻADNEJ!!!!!!!! teraz Młoda do niej sięga z sentymentu, ale na pierwszym miejscu są książki których ja nie trawię. Wkurza mnie, że pewnych rzeczy nie przeskoczę, ja mam wrażenie jak czytam Młodej jakąś książkę że Ci wszyscy bohaterowie mają jakieś pieprzone ADHD — to wszystko jest takie “fast”, już nie mówiąc o tych poradnikach dla dzieci, z dupy przewodnikach ja zwiedzać świat na rowerze — Pawlikowska wydała 15 698 poradników — wiem, liczyłam 😉 Moja Młoda kocha książki, kocha czytać — każdy wyjazd gdzieś to walka żeby nie brała 30 książek, ale znalezienie dla niej dobrej książki to naprawdę ciężki kawałek chleba, jak ja niekiedy widzę po jakie gówno ona chce sięgnąć w księgarni to myślę sobie, że jest córką Pawlikowskiej i Ekskluzywnego Menela.
Przed sekundą weszłam do niej do pokoju i pstryknęłam fotkę — od 2 roku życia Młoda śpi obłożona książkami. Ale gdyby to tylko od niej zależało — byłoby tam Magiczne Drzewo i Baśnie Pawlikowskiej 😀
https://uploads.disquscdn.c…
Na moje jak najbardziej możesz odtrąbić sukces rodzicielski, bo zaszczepić w dziecku zajawkę do książek nie jest wcale tak hop siup. Dobór lektur to dopiero w kolejnej fazie, jeszcze ją wyprostujesz 🙂 W sumie nie jestem na bieżąco z literaturą młodzieżową, ale chyba wiem, co masz na myśli, mówiąc że teraz wszystkie postaci mają ADHD. Mam takie samo wrażenie odnośnie bajek na Cartoon Network.
P.S. “Córka Pawlikowskiej i Ekskluzywnego Menela” <3
P.S.2. “Pawlikowska wydała 15 698 poradników — wiem, liczyłam ;)” <3, piękne wbicie szpili we mnie 😉
mam wrażenie ze nie da się zaszczepić tej miłości — dziecko ją ma i możesz rozwinąć lub.… zniszczyć, albo nie ma i możesz się zesrać — wiem to na podstawie badania przeprowadzonego na grupie reprezentatywnej 3 Szkodników. Najstarsza przeczytała w swoim życiu hm.….……no ten, no, tego, no.… nieliczną ilość. Ja spaliłam parę zasłon owijając lampę żeby rodzice nie widzieli, moja siostra nie skalała się przeczytaniem żadnej.
jak mozna Musierowiczki nie lubic? moze to inne realia : ( probowalyscie “Wielka, wieksza i najwieksza”? Broszkiewicza? Moge tez polecic “Niezwykle wakacje” Ostrowickiej : ) Albo ktoras z ksiazek o Alicji Sielezniewej Kiryla Bulyczowa? Jako dzieciak uwielbialam fantastyke radziecka, teraz juz tego nie ma, raczej wampiry i wilkolaki : (
ooo dziękuję bardzo. Nie poddaje się i dalej walczę o umysł mojego dziecka, bo jeszcze jedna cześć Magicznego Drzewa i skoczę przez okno 😉
nie kupuję książek autorstwa osób znanych mi z telewizji. wyjątkiem są tylko kucharskie książki Ani Starmach.
Książki kucharskie w sumie zawsze się wybronią, ale ilość nazwisk, która pokusiła się o tego typu wydawnictwo trochę przeraża. Samych kucharzy mamy w tym kraju 😉
No nie zawsze się wybronią 😉 Znam przykład, gdzie w książce kucharskiej był przepis na sałatkę z pomidorów “pokrój pomidory, dodaj pierz i sól oraz trochę cukru, gotowe” i niestety to nie był jedyny taki przepis…
Ok, wierzę na słowo, bo aż tak głęboko nie nurkowałem 😉
nie kupuję książek autorstwa osób znanych mi z telewizji. wyjątkiem są tylko kucharskie książki Ani Starmach.
Książki kucharskie w sumie zawsze się wybronią, ale ilość nazwisk, która pokusiła się o tego typu wydawnictwo trochę przeraża. Samych kucharzy mamy w tym kraju 😉
No nie zawsze się wybronią 😉 Znam przykład, gdzie w książce kucharskiej był przepis na sałatkę z pomidorów “pokrój pomidory, dodaj pierz i sól oraz trochę cukru, gotowe” i niestety to nie był jedyny taki przepis…
Ok, wierzę na słowo, bo aż tak głęboko nie nurkowałem 😉
Popieram! Połowa książek dostępnych w księgarniach to jakieś historie o dupie Maryni… Poradniki jak to być super perfekcyjnym, ogarnąć swoje życie w 5 minut i najlepiej ugotować obiad z prędkością światła 😀 No i te romansidła typu Grey… Najgorsze jest to, że ludzie dają się na to wszystko naciągnąć. Kupują milion poradników, a potem chodzą sfrustrowani że ich życie cały czas wygląda tak samo…
W sumie nie wiem, co mógłbym dodać. W dwóch zdaniach powiedziałaś wszystko, co myślę 😉
Popieram! Połowa książek dostępnych w księgarniach to jakieś historie o dupie Maryni… Poradniki jak to być super perfekcyjnym, ogarnąć swoje życie w 5 minut i najlepiej ugotować obiad z prędkością światła 😀 No i te romansidła typu Grey… Najgorsze jest to, że ludzie dają się na to wszystko naciągnąć. Kupują milion poradników, a potem chodzą sfrustrowani że ich życie cały czas wygląda tak samo…
W sumie nie wiem, co mógłbym dodać. W dwóch zdaniach powiedziałaś wszystko, co myślę 😉
Nareszcie ktoś o tym pisze! Rozliczam się ze swoich wyborów czytelniczych i wychodzi na to, że nie czytałam ani jednej celebryckiej książki! I wcale tego nie żałuję. Choć w kolejce do czytania czeka u mnie książka znanej osoby — dziennik Jerzego Stuhra, zapiski z choroby, no ale J. Stuhra nie uważam za celebrytę:-)
Obok książek Małgorzaty Rozenek-Majdan boję się przechodzić. Serio!:-)
Szacun za świadomość. Dziennik Jerzego Stuhra czytałem i faktycznie nie byłoby uczciwie zaliczyć go do książek celebrytów. Jest w nim kilka myśli wartych uwagi, poza tym kontekst jest zupełnie inny. Pan Jerzy pisał go w trakcie terapii i zdecydowanie skok na kasę nie był wtedy jego priorytetem.
🙂 Zgadza się, to zupełnie inna lektura, poza tym bardzo cenię Jerzego Stuhra, kiedyś robiłam z nim wywiad, i klasa, jaką prezentował, wywarła na mnie wielkie wrażenie.
Nareszcie ktoś o tym pisze! Rozliczam się ze swoich wyborów czytelniczych i wychodzi na to, że nie czytałam ani jednej celebryckiej książki! I wcale tego nie żałuję. Choć w kolejce do czytania czeka u mnie książka znanej osoby — dziennik Jerzego Stuhra, zapiski z choroby, no ale J. Stuhra nie uważam za celebrytę:-)
Obok książek Małgorzaty Rozenek-Majdan boję się przechodzić. Serio!:-)
Szacun za świadomość. Dziennik Jerzego Stuhra czytałem i faktycznie nie byłoby uczciwie zaliczyć go do książek celebrytów. Jest w nim kilka myśli wartych uwagi, poza tym kontekst jest zupełnie inny. Pan Jerzy pisał go w trakcie terapii i zdecydowanie skok na kasę nie był wtedy jego priorytetem.
🙂 Zgadza się, to zupełnie inna lektura, poza tym bardzo cenię Jerzego Stuhra, kiedyś robiłam z nim wywiad, i klasa, jaką prezentował, wywarła na mnie wielkie wrażenie.
Szymborska nie jest pochowana na Powązkach, tylko w Krakowie.
A Halber napisała “Najgorszego człowiek na świecie”, czyli coś więcej niż smutne statusy na fejsie. Plus, choćby dzięki megapopularnemu Bohaterowi, do upadłej gwiazdy jej daleko.
A poza tym to spoko.
Zaraz przeniosę Szymborską do Krakowa, mea culpa.
Potwierdzam, ma w CV “Najgorszego człowieka na świecie”. Próbowałem nawet przebrnąć, ale nie dałem rady. I to nie jest hejt, po prostu nie jestem grupą docelową, ale podtrzymuje, że na “kartofla” szkoda drzew.
Szymborska nie jest pochowana na Powązkach, tylko w Krakowie.
A Halber napisała “Najgorszego człowiek na świecie”, czyli coś więcej niż smutne statusy na fejsie. Plus, choćby dzięki megapopularnemu Bohaterowi, do upadłej gwiazdy jej daleko.
A poza tym to spoko.
Zaraz przeniosę Szymborską do Krakowa, mea culpa.
Potwierdzam, ma w CV “Najgorszego człowieka na świecie”. Próbowałem nawet przebrnąć, ale nie dałem rady. I to nie jest hejt, po prostu nie jestem grupą docelową, ale podtrzymuje, że na “kartofla” szkoda drzew.
Dziękuję za tekst. Jestem pisarką i wydawcą. Miałam okazję prowadzić kilka poważnych rozmów z dużymi wydawcami, którzy co do jednego są zgodni: dasz nam nazwisko (nie treść), wydamy w ciemno! Nie dałam im nazwisk, choć mogłabym. Sama piszę beletrystykę, podobno dobrą, recenzje od czytelników, blogerów i jak się uda przekonać do przeczytania mojej prozy media to się okazuje, że mają dużo dobrego do powiedzenia. Ale: sprzedaż prozy jest nieporównywalnie mała w zestawieniu ze sprzedażą tych “dzieł” o których piszesz. Wniosek? Co było pierwsze: jajko czy kura? Czy kupujemy to czym nas karmią drogie akcje promocyjne, czy wydawane jest to, co chcemy czytać? Jak z tego marazmu wyjść? Pseudoporadniki i paradokumenty… definiują nasze społeczeństwo. Bo to jest na taką skalę, że trudno mówić o przypadkowym sukcesie…
Naprawdę patowa sytuacja zrobiła się na rynku i szczerze mówiąc, nie widzę sposobu jak wyjść z tego impasu. Jako czytelnik życzyłbym sobie dostawać książki, które nie robią z człowieka idioty, z drugiej strony trochę rozumiem wydawców, którzy widzą, co się sprzedaje, więc jeszcze bardziej dokładają do pieca. Hajs się musi zgadzać. Mam wrażenie, że w Empiku najwięcej książek kupuje się na prezent i wygląda to w taki sposób, że średnio zorientowana osoba wchodzi do saloniku, rozgląda się, po czym dochodzi do wniosku, że najbezpieczniejszą opcją będzie wzięcie poradnika Kingi Rusin, bo ciocia ją lubi. Drugi typ, to książki “na podróż” i tutaj króluje King i “Dziewczyna z pociągu” — bo wszyscy chwalili i nazwisko brzmi znajomo. Debiutanci i autorzy bez żadnej promocji mają naprawdę ciężkie życie. Marzy mi się scenariusz, w którym wybucha wielki opór na ksiazki celebrytów, przez co wydawcy przestaną chodzić na skróty, ale to utopia na maska. W każdym razie ja się nie lękam nowego i chętnie sięgne po “Białe noce”.
Dziękuję za tekst. Jestem pisarką i wydawcą. Miałam okazję prowadzić kilka poważnych rozmów z dużymi wydawcami, którzy co do jednego są zgodni: dasz nam nazwisko (nie treść), wydamy w ciemno! Nie dałam im nazwisk, choć mogłabym. Sama piszę beletrystykę, podobno dobrą, recenzje od czytelników, blogerów i jak się uda przekonać do przeczytania mojej prozy media to się okazuje, że mają dużo dobrego do powiedzenia. Ale: sprzedaż prozy jest nieporównywalnie mała w zestawieniu ze sprzedażą tych “dzieł” o których piszesz. Wniosek? Co było pierwsze: jajko czy kura? Czy kupujemy to czym nas karmią drogie akcje promocyjne, czy wydawane jest to, co chcemy czytać? Jak z tego marazmu wyjść? Pseudoporadniki i paradokumenty… definiują nasze społeczeństwo. Bo to jest na taką skalę, że trudno mówić o przypadkowym sukcesie…
Naprawdę patowa sytuacja zrobiła się na rynku i szczerze mówiąc, nie widzę sposobu jak wyjść z tego impasu. Jako czytelnik życzyłbym sobie dostawać książki, które nie robią z człowieka idioty, z drugiej strony trochę rozumiem wydawców, którzy widzą, co się sprzedaje, więc jeszcze bardziej dokładają do pieca. Hajs się musi zgadzać. Mam wrażenie, że w Empiku najwięcej książek kupuje się na prezent i wygląda to w taki sposób, że średnio zorientowana osoba wchodzi do saloniku, rozgląda się, po czym dochodzi do wniosku, że najbezpieczniejszą opcją będzie wzięcie poradnika Kingi Rusin, bo ciocia ją lubi. Drugi typ, to książki “na podróż” i tutaj króluje King i “Dziewczyna z pociągu” — bo wszyscy chwalili i nazwisko brzmi znajomo. Debiutanci i autorzy bez żadnej promocji mają naprawdę ciężkie życie. Marzy mi się scenariusz, w którym wybucha wielki opór na ksiazki celebrytów, przez co wydawcy przestaną chodzić na skróty, ale to utopia na maska. W każdym razie ja się nie lękam nowego i chętnie sięgne po “Białe noce”.
A kiedy “PigOut” wyda swoja ksiazke ??He He. Ja sie niestety dalam nabrac na “Chu…wa Pania Domu”, Pytanie czy , ktos mi moze oddac kase ? Ale najlepsza oczywiscie jest Pawlikowska. Coz za plodna glowa ! A szkoda , ze sie tak, zesz…acila, bo jej ksizaki podroznicze kiedys byly naprawde fajnie napisane i inspirowaly do podrozy.
Byłby niezły zwrot akcji, gdyby po takim wpisie pokusił się o własną książkę 🙂 Beata pisze szybciej książki niż ja komentarze.
A kiedy “PigOut” wyda swoja ksiazke ??He He. Ja sie niestety dalam nabrac na “Chu…wa Pania Domu”, Pytanie czy , ktos mi moze oddac kase ? Ale najlepsza oczywiscie jest Pawlikowska. Coz za plodna glowa ! A szkoda , ze sie tak, zesz…acila, bo jej ksizaki podroznicze kiedys byly naprawde fajnie napisane i inspirowaly do podrozy.
Byłby niezły zwrot akcji, gdyby po takim wpisie pokusił się o własną książkę 🙂 Beata pisze szybciej książki niż ja komentarze.
Szymborska jest pochowana w Krakowie
Zaraz poprawie, bo widzę, że to kluczowa sprawa 😉
Szymborska jest pochowana w Krakowie
Zaraz poprawie, bo widzę, że to kluczowa sprawa 😉
Troszkę się zawiodłem. Nie dowiedziałem się, co ma do powiedzenia/napisania Jabłczyńska.
W następnym odcinku będzie 😉
Troszkę się zawiodłem. Nie dowiedziałem się, co ma do powiedzenia/napisania Jabłczyńska.
W następnym odcinku będzie 😉
Z tym Grejem to pewnie trochę tak że to pierwsze porno od Kaliguli które wypada znać. Statystyki odwiedzin stron porno nie kłamią. Oglądamy. Po prostu się nie przyznajemy.
A w kwestii artykułu. Zdecydowanie lepszy niż opisane dzieła. No i żadne drzewa nie zostały wycięte. Pomimo ostrego poczucia humoru. Dzięki
Z tym Grejem to pewnie trochę tak że to pierwsze porno od Kaliguli które wypada znać. Statystyki odwiedzin stron porno nie kłamią. Oglądamy. Po prostu się nie przyznajemy.
A w kwestii artykułu. Zdecydowanie lepszy niż opisane dzieła. No i żadne drzewa nie zostały wycięte. Pomimo ostrego poczucia humoru. Dzięki
A już myślałam, że w tym Empiku, to tylko ze mną jest coś nie tak. Do tej makulatury wrzuciłabym jeszcze mnóstwo poradników kulinarnych na jedno ” kopyto “.
A już myślałam, że w tym Empiku, to tylko ze mną jest coś nie tak. Do tej makulatury wrzuciłabym jeszcze mnóstwo poradników kulinarnych na jedno ” kopyto “.
Pawlikowska-Jasnorzewska też się w grobie przewróciła 😉
Jest dopisek “wannabe” 😉
Pawlikowska-Jasnorzewska też się w grobie przewróciła 😉
Jest dopisek “wannabe” 😉
świetny tekst, naprawdę, uśmiałam się
ps. ale pamiętaj to nie jest powód do pisania ‘książki’
pozdrawiam serdecznie
A książkę, w której powiem jak nie pisać książek i pojadę po złych książkach? Seems legit jak dla mnie 😉
nie do końca, skoro pisać o tym — jak nie pisać książek, to najlepiej byłoby mieć doświadczenie w ich pisaniu 🙂
😉
świetny tekst, naprawdę, uśmiałam się
ps. ale pamiętaj to nie jest powód do pisania ‘książki’
pozdrawiam serdecznie
A książkę, w której powiem jak nie pisać książek i pojadę po złych książkach? Seems legit jak dla mnie 😉
nie do końca, skoro pisać o tym — jak nie pisać książek, to najlepiej byłoby mieć doświadczenie w ich pisaniu 🙂
😉
Zgadzam się ze wszystkimi literkami i słowami w tekście.Mimo,że jestem w wieku“moherowym” to uważam,że nie wszystko da się sprzedać i nie wszystko powinno się sprzedawać!
Zgadzam się ze wszystkimi literkami i słowami w tekście.Mimo,że jestem w wieku“moherowym” to uważam,że nie wszystko da się sprzedać i nie wszystko powinno się sprzedawać!
Nigdy nie czytałam blogów, nie potrafiłam chyba znaleźć niczego wartościowego, albo po prostu nie chciało mi się szukać. Tą “recenzją” (czy nie wiem w sumie co to tak dokładnie jest) zachęciłeś mnie właśnie do zagłębienia się w czeluści wpisów twojego bloga 🙂 Naprawdę świetnie się czytało!
To może jako wyzwanie — znaleźć kiedyś książkę celebryty, która jest naprawdę dobra…? 😀
Niech Moc będzie z tobą! :>
Super, że przełamałaś się akurat tutaj. Wyzwanie podjąłem już dawno, póki co bez rezultatów 😉
Nigdy nie czytałam blogów, nie potrafiłam chyba znaleźć niczego wartościowego, albo po prostu nie chciało mi się szukać. Tą “recenzją” (czy nie wiem w sumie co to tak dokładnie jest) zachęciłeś mnie właśnie do zagłębienia się w czeluści wpisów twojego bloga 🙂 Naprawdę świetnie się czytało!
To może jako wyzwanie — znaleźć kiedyś książkę celebryty, która jest naprawdę dobra…? 😀
Niech Moc będzie z tobą! :>
Super, że przełamałaś się akurat tutaj. Wyzwanie podjąłem już dawno, póki co bez rezultatów 😉
Zgadzam się w 100 proc. z treścią artykułu, tym bardziej, że niedawno musiałam przeczytać książkę Michała Piroga i jeszcze nie odbudowałam utraconych szarych komórek. Mam tylko jedno “ale”. Serio kobiety to “foczki”, a faceci to…“faceci”? Dlaczego nie pieski, morświnki, szympansiki? To jest mocno słabe.
Nieporozumienie wyszło, bo faceci powinni być nazwani kabanami. Polityka zero seksizmu tu panuje.
Zgadzam się w 100 proc. z treścią artykułu, tym bardziej, że niedawno musiałam przeczytać książkę Michała Piroga i jeszcze nie odbudowałam utraconych szarych komórek. Mam tylko jedno “ale”. Serio kobiety to “foczki”, a faceci to…“faceci”? Dlaczego nie pieski, morświnki, szympansiki? To jest mocno słabe.
Nieporozumienie wyszło, bo faceci powinni być nazwani kabanami. Polityka zero seksizmu tu panuje.
hehe… byłoby śmiesznie, ale jest tragicznie. Podpisuję się nogą i ręką, a przy okazji fajnie napisane. Pozdrawiam
hehe… byłoby śmiesznie, ale jest tragicznie. Podpisuję się nogą i ręką, a przy okazji fajnie napisane. Pozdrawiam
Tak ogólnie to trudno się z ogólną myślą tego wpisu nie zgodzić, ale kilka pytań… kto to jest Stainback? “nijaką” zamiast “niejaką”? Czy kobieta może mieć fantazje erotyczne tylko wtedy jeśli chciałaby je też spełniać z wulgarnym budowlańcem spod Biedronki? Bo już któryś raz widzę ten argument i nadal nie rozumiem o co w nim chodzi. Że tak naprawdę tego nie chce skoro nie z każdym by chciała? Że kobiety nie mogą mieć jakichś fantazji i preferencji erotycznych jeśli nie są one realistyczne? Czy dotyczy to też czterdziestolatków chcących pukać nastoletnie cycate blondynki, czy tylko kobiet? Tak czy inaczej jest to bez sensu, fantazje to fantazje, nie muszą się pokrywać z rzeczywistością, a poziom “literacki” 50 twarzy nie ma z tym związku.
Recenzja Balinei jest do innej książki niż “Perfekcyjne maniery”, których okładkę zalinkowałeś, przez co wyszła w tym wpisie na analfabetkę która dziwi się że w książce o manierach jest tak mało o sprzątaniu 😛
Widzę też na tej liście nieszczęsne “Jak zostać sławną” jakiejś pani autorki z Klanu, z której swojego czasu wszyscy się nabijali bo ahahaha, laska której nikt nie zna pisze poradnik jak zostać sławną, ahahaha. Tylko że to jest powieść, nie poradnik, co można zauważyć czytając chociaż jedno zdanie z opisu/tylnej okładki. Zawsze mi jej było trochę żal z tego powodu…ale nie na tyle by kupić tę książkę.
Mam nadzieję że 2017 jest rokiem mainstreamowego walcowania Pawlikowskiej. Cieszy mnie niesamowicie że zaczęło się mówić o tym jak szkodliwą, grafomańską i ogólnie jezusmario autorką jest. W pełni popieram Twoją misję.
Brutalne wypunktowanie 😉 Przyjmuję na klatę poza uwagą o Czesi z Klanu, bo ona jest tylko na grafice. Mam nieoficjalne info, że rok 2017 będzie najlepszy rokiem w karierze Beaty Pawlikowskiej — od cholery nowych książek wyda :/
Nie no, Czesia z klanu to ogólna uwaga, nie wszystkie moje komentarze to zrzędzenie 😉 Tak mi się przypomniało po prostu. Dzięki za radosne przyjęcie krytyki 😛
Nieoficjalne info za to cokolwiek mnie przygnębiło. Co ona jeszcze może wydać? O czym ona jeszcze nie napisała książki?! Obstawiam instrukcję kładzenia kafelków albo tępienia karaluchów.
…w sumie książki dla dzieci chyba jeszcze nie napisała. O jezus.
Nie no, Czesia z klanu to ogólna uwaga, nie wszystkie moje komentarze to zrzędzenie 😉 Tak mi się przypomniało po prostu. Dzięki za radosne przyjęcie krytyki 😛
Nieoficjalne info za to cokolwiek mnie przygnębiło. Co ona jeszcze może wydać? O czym ona jeszcze nie napisała książki?! Obstawiam instrukcję kładzenia kafelków albo tępienia karaluchów.
…w sumie książki dla dzieci chyba jeszcze nie napisała. O jezus.
Tak ogólnie to trudno się z ogólną myślą tego wpisu nie zgodzić, ale kilka pytań… kto to jest Stainback? “nijaką” zamiast “niejaką”? Czy kobieta może mieć fantazje erotyczne tylko wtedy jeśli chciałaby je też spełniać z wulgarnym budowlańcem spod Biedronki? Bo już któryś raz widzę ten argument i nadal nie rozumiem o co w nim chodzi. Że tak naprawdę tego nie chce skoro nie z każdym by chciała? Że kobiety nie mogą mieć jakichś fantazji i preferencji erotycznych jeśli nie są one realistyczne? Czy dotyczy to też czterdziestolatków chcących pukać nastoletnie cycate blondynki, czy tylko kobiet? Tak czy inaczej jest to bez sensu, fantazje to fantazje, nie muszą się pokrywać z rzeczywistością, a poziom “literacki” 50 twarzy nie ma z tym związku.
Recenzja Balinei jest do innej książki niż “Perfekcyjne maniery”, których okładkę zalinkowałeś, przez co wyszła w tym wpisie na analfabetkę która dziwi się że w książce o manierach jest tak mało o sprzątaniu 😛
Widzę też na tej liście nieszczęsne “Jak zostać sławną” jakiejś pani autorki z Klanu, z której swojego czasu wszyscy się nabijali bo ahahaha, laska której nikt nie zna pisze poradnik jak zostać sławną, ahahaha. Tylko że to jest powieść, nie poradnik, co można zauważyć czytając chociaż jedno zdanie z opisu/tylnej okładki. Zawsze mi jej było trochę żal z tego powodu…ale nie na tyle by kupić tę książkę.
Mam nadzieję że 2017 jest rokiem mainstreamowego walcowania Pawlikowskiej. Cieszy mnie niesamowicie że zaczęło się mówić o tym jak szkodliwą, grafomańską i ogólnie jezusmario autorką jest. W pełni popieram Twoją misję.
A mnie sie tekst nie podobal, choc zaczelam go czytac bo ogolnie z koncepcja sie zgadzam. Szowinistyczne teksty sa naprawde plytkie i mialam nadzieje passe w towarzystwiena,ktore uwaza sie, ze jest na poziomie. Wysmiewanie sie z wygladu Chodakowskiej i alkoholizmu Herber ‑serio? Nazywanie czegos porno dla gospodyn domowych tez troche zalatuje. Snobowanie sie na Lot nad kukulczym gniazdem i Stainbecka jest plytkie. Oczekiwalam czegos bardziej wartosciowego merytorycznie. Wydaje mi sie ze z niektorymi tekstami znizyles sie do ich poziomu, byle pod publiczke.
Podsumowując tekst do kosza i cała koncepcja bloga do przebudowy.
Hahaha tak jest! Ale tylko tekst, na bloga nie zajrzalam bo mnie zniecheciles tym tekstem.
Całe szczęście, bo to był jednej z lepszych tekstów 🙂
A mnie sie tekst nie podobal, choc zaczelam go czytac bo ogolnie z koncepcja sie zgadzam. Szowinistyczne teksty sa naprawde plytkie i mialam nadzieje passe w towarzystwiena,ktore uwaza sie, ze jest na poziomie. Wysmiewanie sie z wygladu Chodakowskiej i alkoholizmu Herber ‑serio? Nazywanie czegos porno dla gospodyn domowych tez troche zalatuje. Snobowanie sie na Lot nad kukulczym gniazdem i Stainbecka jest plytkie. Oczekiwalam czegos bardziej wartosciowego merytorycznie. Wydaje mi sie ze z niektorymi tekstami znizyles sie do ich poziomu, byle pod publiczke.
Podsumowując tekst do kosza i cała koncepcja bloga do przebudowy.
Hahaha tak jest! Ale tylko tekst, na bloga nie zajrzalam bo mnie zniecheciles tym tekstem.
Całe szczęście, bo to był jednej z lepszych tekstów 🙂
Tekst petarda…owszem kontrowersyjny, ale do cholery, taka jest prawda. W empikach i matrasach już od dawna nie ma książek(to powyżej to nie książki). Niedługo nie będzie ich nigdzie, bo paradoksalnie te dwie sieciówki wypierają inne księgarnie, w których można dostać każdą pozycję. Za niedługo książką będziemy nazywali wszystko co ma kartki, a za jakieś sto lat, wszystko, co jest papierem.
Moim faworytem dotyczącym tematu jest Karol Poznański i jego “Kaiko. It’s only a game”. Ta pozycja jest dokładnym odzwierciedleniem tego, co reprezentują sobą książki blogerów/vlogerów itp. Nie mają nic do powiedzenia, ale co to szkodzi, jak jest dużo obrazków i zdjęć…fani kupio…Rzygać się chce.
p.s. Blog genialny 😀
Dzięki za dobre słowo. Z książką Kaiko osobiście nie miałem (nie)przyjemności obcować, ale widziałem recenzję Adbustera. Kawał paździerza, powinni tego zabronić 😉
Tekst petarda…owszem kontrowersyjny, ale do cholery, taka jest prawda. W empikach i matrasach już od dawna nie ma książek(to powyżej to nie książki). Niedługo nie będzie ich nigdzie, bo paradoksalnie te dwie sieciówki wypierają inne księgarnie, w których można dostać każdą pozycję. Za niedługo książką będziemy nazywali wszystko co ma kartki, a za jakieś sto lat, wszystko, co jest papierem.
Moim faworytem dotyczącym tematu jest Karol Poznański i jego “Kaiko. It’s only a game”. Ta pozycja jest dokładnym odzwierciedleniem tego, co reprezentują sobą książki blogerów/vlogerów itp. Nie mają nic do powiedzenia, ale co to szkodzi, jak jest dużo obrazków i zdjęć…fani kupio…Rzygać się chce.
p.s. Blog genialny 😀
Oj tak, czyste zło. Pytanie kto to kupuje, bo jak zasady rynku mówią, ktoś musi wydawać złotówki na ten chłam jak tyle się go pokazuje. Chyba, że to kwestia inwestycji, jaką celebryctwo musi zrobić, aby przy salonikach chwalić się, że ja też mam.
Jak to się mówi — każda potwora znajdzie swojego amatora. Podejrzewam, że te książki mają się całkiem nieźle — są bezpieczny wyborem na prezent i podróż dla niedzielnych czytelników. Podobna historia jak z Faktem i Super Expressem.
Oj tak, czyste zło. Pytanie kto to kupuje, bo jak zasady rynku mówią, ktoś musi wydawać złotówki na ten chłam jak tyle się go pokazuje. Chyba, że to kwestia inwestycji, jaką celebryctwo musi zrobić, aby przy salonikach chwalić się, że ja też mam.
Jak to się mówi — każda potwora znajdzie swojego amatora. Podejrzewam, że te książki mają się całkiem nieźle — są bezpieczny wyborem na prezent i podróż dla niedzielnych czytelników. Podobna historia jak z Faktem i Super Expressem.
No z ust mi wyjąłeś.
No z ust mi wyjąłeś.
Witam,
Na tej zaiste “chwalebnej” liście brakuje jeszcze książeczki pt. “Toskania, że mucha nie siada”. “Autorka” to jedna z celebrytek trzeciej kategorii, koleżanka po fachu Kasi CiChołopoek, znana z tego, że kiedyś żyła w konkubinacie z panem W. Teraz strzela słit focie jak jakiś pokemon i jeszcze też ma czelność pisać tzw. książki. Które potem lądują w biedronce na półce z chipsami top chips. I to ma być polska literatura czy licho wie co? Nie, to jakiś kataklizm. Bo jak już ona i wyżej wspomniana Kinga R. i cała ta zgraja zaczynają się brać za pisanie książek, to chyba należy stwierdzić, że doszło do katastrofy. Tak jakby kolejny Tu-154 wyleciał i się rozbił w Toskanii. Pisanie to nie kręcenie tyłkiem na parkiecie w TVNie, ale nasze gwiazdy tego nie rozumieją. Wydaje im się, że to nie wiadomo, jacy geniusze i że jak ktoś wygra TzG, to jest bogiem. A jest zupełnie odwrotnie. Nie widzę najmniejszego sensu w czytaniu tych “mądrości” z koziej d*** i nawet nie wierzę w to, że oni są fit, eko, shit, kit, etc., ., Tupolew, że mucha nie siada. Albo, że muchy padają. Wraz z Idolami.
Tak swoją drogą, to trudno jest znależć jakąś naprawdę ciekawą polską książkę. Co jakiś czas przeglądam stronę empiku, ale i tak zaraz uciekam z niej, bo zawsze coś mnie tam wkurzy. Jedną z tych książek był właśnie jakiś pseudo-poradnik Kingi R. Ostatnio wizyta na stronie znów zakończyła się niepowodzeniem, bo widziałam książkę Kasi T. Już chyba wolę zajść do mojej biblioteki i kupić jakiś staroć za złotówkę, który zapewne będzie o wiele więcej wart niż wszystkie “dzieła” celebrytów razem wzięte.
Chociaż jest jeden artysta… to znany piosenkarz, który jakieś 30 lat temu zaczął wydawać własne książki. Nie jakieś tam poradniki, tylko powieści z prawdziwego zdarzenia. Człowiek ma to do siebie, że wszystko co robi, jest niemalże idealne. Przeczytałam ostatnio jego dwie książki i muszę powiedzieć, że ma talent pisarski. Rzadko się zdarza, żeby ktoś potrafił tak śpiewać i tak pisać. Jedna z jego książek ukazała się w Polsce, ale polski lud taki i owaki tego niestety nie kupił. To był 2005 rok. Wtedy wszyscy chcieli czytać o dziadówkach z Lubiewa. Obciągi zamiast Budapesztu. A szkoda, bo książka jest niezła. Czytałam ją rok temu, po angielsku i często do niej wracałam. Tak mi się spodobała, że sama trochę zaczełam pisać. Dlatego tym bardziej boli mnie, gdy widzę słit książeczki o Toskanii.
Viggo Mortenstern książkę popełnił i podobno niezła. Ale to chyba inny level bycia znanym.