„Sprawa diabła” Andrzej Jeznach

Ocena Pigouta:

Niewiele brakowało, a odpuściłbym tę książkę. Oj byłaby strata, bo to jedna z lepszych, jakie czytałem w tym roku. Serio, Kto jest fanem Macieja Simbiedy, ten może wyskakiwać w ten tytuł na pełnej, bo to podobny vibe. Książka, w której intryga wpisana jest w prawdziwe wydarzenia historyczne.

Zaczyna się od wątku, w którym nadinspektor Norbert Matula, próbuje rozwikłać zagadkę tajemniczej śmierci pewnego handlarza dziełami sztuki. Chłop miał w posiadaniu obrazy bardzo ale to bardzo znanych malarzy i żodyn nie wie, jakim cudem wszedł w ich posiadanie. Matula zaczyna drążyć temat i nieoczekiwanie tropy doprowadzają go do Walteraz Gentza, który w czasach II wojny był starostą Jasła i sprawił, że ta miejscowość w 97% została zrównana z ziemią. Wraz z rozwojem śledztwa dowiadujemy się, dlaczego tak się stało.

Storytelling jest absolutnie topowy. Nie da się oderwać. Splecenie losów nadinspektora, handlarza sztuką, starosty, niemieckiego żołnierza i pewnej młodej dziewczyny żydowskiego pochodzenia, to majstersztyk. Tajemnica, trochę romansu, żądzą zemsty i lizniecie historii – > wszystko check. Polecajka wszystkimi kończynami.

Niestety ktoś bardzo mocno postanowił utrudnić życie tej książce i dał jej okładkę, jaką dał. Sami powiedzcie, jaą macie pierwszą myśl, gdy na nią patrzycie?

„Eee pewnie to kolejny romans obozowy w stylu Tatuażysty z Auschwitz, to nie tykam, bo takimi gardzę”.

Albo „Eee to pewnie kolejna książka, w której wchodzimy do głowy jakiemuś zwyrodniałemu mordercy, żeby zobaczyć, jak daleko sięga ludzie zło. Nie dzięki, mam już dość tego typu twórczości”

Albo to i to naraz, co już w ogóle dyskwalifikuje tę książkę

Tymczasem nope, nic takiego nie ma tu miejsca. Tytuł „Sprawa diabła” odnosi się do peudonimu Walter Gentza – > Diabeł z Dusseldorfu.

Babeczka i nazista przewijają się w treści, ale nie jest to romans obozowy. Teoretycznie każdy element okładki da się wybronić, ale zestawione razem, wzbudzają ultra niekorzystne wyobrażenie, dlatego tym bardziej będę namawiał, żeby w tym przypadku nie oceniać książki po okładce, bo to kawał dobrej lektury jest i byłoby szkoda, gdyby zatonęła.

Audiobook też polecam. Leszek Filipowicz super robotę robi na lektorce.