Botoks. Iść czy nie iść?

Miałem w planach pójść jutro na „Botoks”. Tak naprawdę po samym trailerze wiem, czego się po nim spodziewać, a ta wizyta w kinie miała być tylko formalnością, żeby dać mi moralne prawo do jebnięcia hejtem („Nie oglądał, a ocenia! Phi”). Ale wiecie co? Olewam, nie idę. Przeczytałem kilka recek, m.in. Karoliny Korwin Piotrowskiej, Dzikiej Bandy, Asz Dziennika, Kinomaniaka i wszystkie są w ten sam deseń – najgorszy paździerz od czasu Kac Wawy. I ja im wierzę. Zbyt wiele razy zostałem wychędożony przez Vegę, żeby kolejny raz ot tak nadstawić poślady #Ciacho #HansKlos#LastMinute.

Mogę wam teraz powiedzieć w ciemno jak będzie wyglądał ten film i jeśli wyjdzie, że się mylę, w ramach pokuty przez tydzień będę VEGAninem #promise.

Zaczęło się od tego, że Vega miał kręcić trzecią część „Pitbulla”, ale po padace, która zaserwował w „Niebezpiecznych kobietach”, producenci powiedzieli „Sorka Patryku Krzemieniecki, ale Tobie już dziękujemy, dość już upokarzania tej kultowej marki”, na co Vega: „Tak? Chcecie mnie wykolegować z Pitbulla? OK, odejdę, ale zabieram ze sobą swoją trupę teatralną i jeszcze zobaczymy, kto na tym lepiej wyjdzie! Nara <trzaśnięcie drzwiami>”.

Następnie Vega wezwał swoich aktorów na dywanik i mówi tak: „Dobra ludziska, temat jest. Wyrzucili nas z Pitbulla. Oczywiście, jak każdy dobry trener, powiedziałem, że ta żenada zaserwowana w „Niebezpiecznych kobietach” to wyłącznie moja wina i was nie powinni za to karać. Niestety nie posłuchali i was też pogonili. Ale spoko, nie załamujemy rąk i kręcimy dalej. Po prostu wprowadzimy poprawki w scenariuszu i zamiast przebierać się za policjantów, przebierzecie się za lekarzy i ratowników medycznych. Reszta pozostaje bez zmian, czyli robimy zlepek niepowiązanych ze sobą scenek, klniemy jak szewcy, bo to zawsze śmieszy i trzymamy się wersji, że cała branża medyczna to jedna wielka patola, degenera i degrangolada. Wiecie, łapówki, ćpanie, chlanie, puszczanie się, zmacanie typiary po wypadku, wyjebane na pacjenta i tego typu klimaty. Całość maskujemy fajnymi ujęciami z drona i gotowe. Jasne? Jasne. Ok, skoro mamy już to ustalone, to teraz szybka burza mózgów – jakie sceny damy do trailera, żeby ludzie uwierzyli że to naprawdę może być niezłe? Dobra, już wiem! Na początek musi być coś bulwersującego, np. pacjent spadnie wam z noszy, a wy będziecie mieli na to wywalone, albo lepiej…. jakiś koleś straci palec, a wy powiecie, że macie to w dupie, bo z czterema nadal da się żyć. Dalej musi być coś śmiesznego i tu widzę Tomka Oświecińskiego w roli ratownika medycznego, który przyjeżdża na wezwanie do wisielca, po czym stwierdza, że typ ma fajne najki i w sumie już mu się nie przydadzą, więc je sobie weźmie. Dobre nie? A to i tak jeszcze nic, bo właśnie wymyśliłem tak epicki żarcik, że ludzie pospadają z foteli, kiedy go usłyszą. Ujęcie wygląda tak – ratownicy medyczni przyjeżdżają na wezwanie do pacjenta bez kontaktu, co nie? Wysiadają z karetki, patrzą, a tu zonk, bo typ siedzi i kontaktuje. Z miejsca zaczynają kręcić dym w stylu „Ej po co nas wzywacie, skoro koleś ogarnia? Myślicie, że nie mamy nic ważniejszego do roboty?” i w tym momencie wyskakuje Karyna tego typa i tłumaczy, że gość dostał lampę w ryj od jakichś dresów, po czym zajumali mu telefon, przez co teraz jest bez kontaktu. Bez kontaktu! Łapiecie? Całe kino posika się ze śmiechu. Na koniec rzućmy jeszcze coś mocnego na branżę farmaceutyczną, wiecie, że ich pigułki to placebo i tak naprawdę są robione z cukru pudru. Czytałem kiedyś na jakimś forum o takim przypadku, więc możemy śmiało mówić, że historia na fakcie i może robić za wizytówkę całej branży. Już widzę te nagłówki „Szok! Patryk Vega demaskuje branżę medyczną <galeria>”. Kuźwa trzymajcie mnie, bo właśnie wpadłem na coś, co już totalnie zaora publikę. Otóż damy jeszcze scenę, w której Stramowski będzie kupował prezerwatywy w aptece, ale nie będzie potrafił się zdecydować, który smak wybrać. Najpierw powie, że chce truskawkowe, później zmieni zdanie i wybierze bananowe, a kiedy aptekarz będzie już totalnie zirytowany, powie, że nie, jednak jagodowe hehehe. Sceny z kupowaniem gum w aptece śmieszą nieprzerwanie od 1989 roku, więc nie ma bata, żeby ktoś się nie zaśmiał. Dobra, mamy to. Resztę zaimprowizujemy na żywo, a teraz ubierać kitle i na plan”.

Moja propozycja jest taka, żeby w ten weekend zamiast „Botoksu” wybrać „Bojkot”. Polega to na tym, że bierzesz szmal przeznaczony na bilety dla Ciebie i Twojej drugiej połówki, ale zamiast dokładać się na wachę do ferarynki Vegi, opłacasz abonament w Netflixie, a za resztę kupujesz sześciopak dobrego browca, zamawiasz pizzę i dla odmiany oglądasz coś dobrego.

Zdradzę wam teraz tajemnicę polskiego kina – twórcy leją na to, czy Ci się podobało, czy nie, liczy się frekwencja. Baaa oni doskonale wiedzą, że wasz foch jest chwilowy i że za rok, jak puszczą rześki trailer, znowu dacie się złapać na logikę „Nie ufam recenzjom, sprawdzę osobiście, czy ten „dwójeczkowy” rogal faktycznie tak śmierdzi, jak wszyscy mówią”. W ten sam sposób przez całą karierę robił nas w balona Andrzej Gołota – „Dobra zarywam nockę, bo teraz już na pewno podejdzie poważnie do walki”, po czym KO w 15 sekundzie. Nie dajcie się dymać, idźcie na kebsa.

Edit: Cofam to o Gołocie. Endrju łamał nam serca na potęgę, ale jest spoko.