Kto nałogowo ogląda seriale i siedzi trochę w internetach, ten zapewne już nie raz słyszał o Netflixie, czyli serialowo-filmowym odpowiedniku Spotify. Za usługę płacisz miesięczny abonament o równowartości dwóch biletów do kina, a w zamian dostajesz dostęp do biblioteki z tysiącami tytułów, które możesz oglądać gdzie chcesz, kiedy chcesz, bez reklam i w HD. Koniec z czekaniem tygodnia na kolejny epizod Twojego ulubionego serialu. Od ręki dostajesz pełen sezon, który dozujesz według własnego uznania. Już nikt nigdy nie powie Ci jak masz żyć. Piękna sprawa. Niestety dla nas, Polaków, Netflix to trochę jednorożec. Wielu słyszało różne mity na jego temat, wszyscy się jarają, ale nikt go nie widział na żywo, przez co nie do końca wiadomo, czy istnieje naprawdę.
“Gdyby tylko Netflix działał w Polsce już nigdy bym nic nie spiracił” - pisało wielu komentatorów pod różnymi serialowymi newsami, nie mając nawet pojęcia, jak szybko rzeczywistość ich zweryfikuje.
Inwazja Netflixa na Polskę zapowiadana była od dawna. Od tak dawana i tak często, że z biegiem czasu nikt już nie brał tego na serio. Nie dziwi, więc fakt, że styczniowy debiut tej platformy w naszym kraju, zaskoczył nawet największe portale technologiczne. Pierwsze komentarze były hiperoptymistyczne: “WOW”, “W końcu”, “No, teraz to można oglądać”. Niestety im dalej w las, tym więcej drzew. Po bliższym zapoznaniu się z ofertą, zaczęło pojawiać się coraz więcej hejtów i generalnie na dzisiaj króluje opinia, że usługa (póki co) nie jest warta uwagi. Główne zarzuty to:
- okrojona oferta — baza filmów i seriali dostępnych w Polsce, stanowi tylko niewielki procent biblioteki, jaką do dyspozycji mają Amerykanie. Powodem są ograniczenia lokalne nałożone na część tytułów. Przykładowo, nad Wisłą nie uświadczymy flagowego dla Netflixa serialu, czyli “House of Cards”. Jakiś czas temu, prawa na wyłączność do tej produkcji wykupił Canal+. Możemy z tego wnioskować, że decyzja o wejściu do naszego kraju to nie tylko zaskoczenie dla potencjalnych klientów, ale też lekki spontan ze strony Netflixa.
- brak polskich literek — drugim zarzutem jest niewielka ilość dostępnych produkcji z polskim lektorem lub napisami. Oznacza to, że z okrojonej już “na dzień dobry” biblioteki, ktoś, kto nie zna języków obcych, musi odrzucić kolejne 90% materiałów, niezawierających polskiego tłumaczenia. Dopiero to co pozostanie po selekcji, nazwać można “polskim Netflixem”. Faktycznie trochę słabo.
- cena — koszt usługi to kropeczka nad “i”, i przy okazji grób do netfliksowej trumny. Naszym rodakom nie podoba się, że cena wyjściowa jest wyższa niż w USA. Najtańszy pakiet startuje od 8 euro, przy 8 dolarach w Stanach. Różnica niby niewielka, ale cały czas bierzemy pod uwagę, że nasza oferta jest o wiele uboższa niż ta skierowana do hamburgerów i w dodatku niedostosowana pod względem językowym. Wnioski nasuwają się same, mamy płacić więcej za mniej. Zagrywka godna Mirka handlarza.
Jakby nie patrzeć, opinie nie są zbyt zachęcające, ale taki już ze mnie niedowiarek, że jeśli sam nie sprawdzę, nie uwierzę. Dobrze więc się złożyło, że Netflix pozwala #przykuźniarować i przez pierwszy miesiąc, dostęp do usługi daje za darmo. Jak dają to biere. Zalogowałem się i w pierwszym kroku musiałem wybrać 1 spośród 3 dostępnych planów abonamentowych. Zdecydowałem się na najdroższy z listy, czyli Premium za 11,99 ojro/miesięcznie (ok. 50 zł). Pozwala on na dostęp do seriali z aż 4 urządzeń i do tego gwarantuje jakość HD, a w niektórych przypadkach nawet Ultra HD. Głównie chodziło o przetestowanie właśnie tej ostatniej rozdzielczości, ale niestety okazuje się, że w Netflixie można się na nią natknąć równie często, jak na dziewicę w gimnazjum, czyli wcale. Nie uświadczyłem jej ani w żadnej spolszczonej produkcji, ani w losowo wybranych filmach, co sprawia, że na dzisiaj nie ma większego sensu przepłacać za taryfę Premium (no chyba, że zależy nam na równoczesnym dostępie z 4 urządzeń). Do wyboru mamy jeszcze pakiet Basic za 7,99 ojro (35 zł), ale ten też nie jest wart uwagi. Ograniczenie do jednego ekranu i brak Full HD, całkowicie go eliminuje. Najlepszą opcją i jedynym uzasadnionym wyborem wydaje się wersja Standard za 9,99 ojro (ok. 44zł), pozwalająca na dostęp do usługi z dwóch urządzeń jednocześnie + jakość Full HD.
Po miesięcznych testach, jestem gotowy skonfrontować się z głównymi zarzutami kierowanymi w stronę Netflixa i powiedzieć jak jest naprawdę.
Okrojona oferta vs Rzeczywistość
Faktycznie nie mamy dostępu do wszystkich materiałów, którymi dysponuje Netflix (w ujęciu globalnym), ale nikt nie karze nam kupować kota w worku. Zawartość polskiej biblioteki nie jest żadną tajemnicą. W każdej chwili można ją podejrzeć w internecie i samemu ocenić, czy znajdzie się tam coś dla nas. Osobiście znalazłem całkiem sporo interesującego kontentu, więc podczas próbnego miesiąca, ani przez chwilę się nie nudziłem. Gdybym faktycznie chciał obejrzeć wszystkie tytuły z mojej listy, konieczne byłoby przedłużenie abonamentu na kolejne miesiące. Jeśli doliczymy do tego produkcje, które wkrótce dostaną spolszczenie + przyszłe premiery nowych sezonów, nie martwiłbym się za bardzo o brak materiału do ogladania. Zawsze mogło być lepiej, ale już teraz jest na czym zawiesić oko. Daję +.
Brak polskich literek vs Rzeczywistość
Poodobna sytuacja, jak wyżej. Póki co, szału nie ma, ale wszelka nadzieja sprowadza się do słów “systematyczna aktualizacja biblioteki”. Pełną listę spolszczonych tytułów, bez problemu można znaleźć w internecie. Na razie największa posucha panuje w kategorii “film fabularny”. W polskiej wersji językowej dostępne są tak marne i tanie produkcje, że szkoda mi klawiatury na ich wypisywanie. Oferta zdecydowanie na pałę. Trochę lepiej wygląda to pod wzgledem “bajek i filmów familijnych”. Spolszonych jest około 30 produkcji, w tym wszystkie Shreki, Madagaskary i Kung Fu Pandy. Do tego jakieś pojedyncze sztuki z wytwórni Pixar i Dream Works. Wciąż słabo, zwłaszcza, że TVN zabił Shreka, puszczając go średnio, co 4 dni, ale daję 3 na szynach, bo wiem, że niektórzy z was mają dzieci, a wszystko, co chociaż na chwilę je ucisza, jest dobre. Jednak, jeśli za miesiąc nie dojdzie przynajmniej 20 tytułów, ocena poleci w dół. Ostatnia i najlepsza kategoria to seriale. Do dyspozycji mamy 26 tytułów z napisami lub lektorem, niektóre naprawdę solidne, a inne po prostu jeszcze nie sprawdzone. Jeśli sezony pomnożymy razy odcinki, a te z kolei x 20–50 minut, wychodzi kilkaset godzin oglądania. Tą kategorią Netflix nadrabia wcześniejsze wtopy i ostetecznie dosteje od mnie +, z zastrzeżeniem, że w dłuższej perspektywie oczekuję o wiele więcej.
Cena vs Rzeczywistość
Argument, że w USA mają taniej jest trochę z dupy. W zasadzie dlaczego ograniczać się do Netflixa? Za ocenem mają też tańszą wachę, elektronikę, samochody i wiele innych rzeczy. Zazdro milion, ale trzeba wziąć to na klatę. Chcieliśmy Uni Eurpejskiej to teraz mamy za swoje i rozliczamy się w ojro. Dziwne, że przy ajfonach nikt nie krzyczy, że drogo, baaa niektórzy są w stanie pojechać w dniu premiery do Niemiec, stanąć w wielogodzinnej kolejce i z uśmiechem wyskoczyć z obłędnej waluty, płacąc za niemal taką samą słuchawę, jaką kupili rok wcześniej w identycznych okolicznościach #hipsterzy. Proponuję nie patrzeć ile płacą #zagranico, tylko skonfrontować koszty vs realne korzyści. Z moich obliczeń wynika, że się opłaca. Podczas testów obejrzałem pełen sezon “Gotham” (22 odcinki) i “How To Get Away With Murder” (15 odcinków), czyli jakieś 35 godzin materiału. Gdyby był to miesiąc rozliczeniowy zapłaciłbym za to 44 zł. Mniej więcej tyle płacimy za dostęp do Canal+, a przez ostatnie pół roku, obejrzeliśmy na nim może z 3 filmy, z czego wszystkie gówniane. Nie ma porównania.
Dodatkowe zalety Netflixa
- Wygoda — netflixowa aplikacja dostępna jest na komputery, telefony, smart TV i Playstation. Ostatni miesiąc to było coś pięknego. Wracałem z pracy, odpalałem Netflixa na PS4 i po chwili oglądałem świeżutki odcinek serialu przy kotlecie. Nie musiałem niczego pobierać, łączyć lapka z kompem po HDMI, po prostu cała uwaga na kotleta, a reszta sama się robi. I to w HD. W erze “przednetfliksowej” zawieszałem się na “Trudnych sprawach”, albo innym “Dlaczego ja”, bo to nie był dobry moment, żeby bawić się w piractwo, szukanie napisów i fikołki z kablami. Poza tym w Madzi za każdym razem coś pęka, kiedy ona stoi nad garami, a ja siadam do komputera. Wolę nie kusić losu. Znam lepsze zabiegi SPA niż maseczka z rozgrzanego oleju.
- Elastyczność — na Netflixa w przeciwieństwie do HBO GO, nie trzeba popisywać długoterminowej umowy, ani parować go z innym usługami (kablówka, abonament w Plusie). W każdym momencie możesz wypisać się z tej znajomości. Lubię to. Pozbyłem się już kajdanek w postaci abonamentu na komórę (Virgin bez umowy rządzi) i w przyszłości planuje trzymać się ofert, z których da się zrezygnować wraz z początkiem nowego okresu rozliczeniowego. Taki właśnie jest Netflix. Płacisz za luty i oglądasz w lutym. Jeśli nie chcesz przedłużać usługi na kolejny miesiąc, po prostu w ustawieniach wyłączasz opcję automatycznego pobierania opłaty z karty. W marcu wypada mi 3 tygodniowy urlop i dzięki takiemu zabiegowi nie będę musiał płacić za pusty przebieg. Jeśli po powrocie ponownie będę chciał aktywować Netflixa, wykonam po prostu odwrotną czynność. Proste, uczciwe i przejrzyste.
- Synchronizacja — netflixowa apka jest nie tylko wygodna, ale i mądra. Kiedy przerywam oglądanie na telewizorze i przenoszę się do wanny, aplikacja na telefonie startuje z odcinkiem, dokładnie od tego momentu, w którym skonczyłem na TV. Pamięta rownież ile epizodów danego serialu juz obejrzałem. Przydatna opcja, kiedy równlegle rozgrzebie się kilka tytułów. Jak się człowiek już przyzwyczai do takich ficzerów, ciężko mu później wrócić do półśrodków. “Mała, na którym odcinku skończyliśmy Homeland?”.
- Jakość nie jakoś - przyznaję bez bicia, że zdarzało mi się w karierze “pożyczyć” kilka odcinków różnych seriali z internetu i nie zawsze była to jakość HD. Kiedyś nie przywiązywałem do tego parametru aż takiej wagi, poza tym sami wiece ile to waży i że nie zawsze da się “pożyczyć” materiał w 4K. Netflix to inny poziom ogladania. Jeśli już znajdziesz produkcję, która Cię interesuje, masz gwarancję, że obejrzysz ją jak księciunio/księżniczka, bez żadnych kompromisów (pod warunkiem, że nie wybierzesz abonamentu Basic of course). Od HD jeszcze trudniej sie odzwyczaić niż od synchronizacji. Nie wyobrażam sobie powrotu do czasów RMVB. Jak będę chciał piksele, włącze Minecrafta.
- Nauka języków - Netflix ma też walor edukacyjny. Może i nie wszystko jest spolszczone, ale za to do każdej produkcji da się włączyć angielskie napisy, a w niektórych przypadkach, dodatkowo są jeszcze literki niemiecke, hiszpańskie i francuskie + egzotyki w stylu norweskiego i japońskiego. Bardzo fajna opcja dla wszystkich, którzy chcą liznąć języków bez wyjeżdzania na Erasmusa (you know what I mean!). Można się osłuchać.
Podsumowując, Netflix jest całkiem w cipkę i mimo zaserwowania wielu ograniczeń w naszym padole, plusy przykrywają minusy. Za cenę biletu do kina i paczki fajek, dostajemy wygodę, jakość nie wywołującą bielma oraz bazę tytułów, która powinna starczyć na kilka tygodni. Jeśli nie jesteś studentem w trakcie sesji lub bezrobotnym, to obejrzeć sezon serialu, nie jest wcale tak hop siup. W międzyczasie trzeba iść do roboty, ogarnąć kuwetę chatę, wynieść śmieci, kopsąć po bułki, potrzymać swoją połówkę za łapkę, no i nowy post na bloga też się sam nie napisze. Całkiem sporo obowiązków, a doba póki co, wciąż ma tylko 24h. Poza tym, ze strony Netflixa, padła deklaracja o systematycznym aktualizowaniu biblioteki, co dobrze rokuje na przyszłość. Nawet jeśli nie dotrzymają słowa, zawsze można obejrzeć to co już jest, a później anulować subskrypcję i rozejrzeć się za czymś innym (tyle, że nic innego nie ma). Osobiście trzymam kciuki. Dla mnie czasy oglądania telewizji według programu już dawno minęły. Sam chcę decydować, co i kiedy będzie w mojej ramówce. Co mi z tego, że Canal+ puszcza “Suits”, skoro włączając, trafiam na 7 odcinek 3 sezonu i totalnie nie jestem w temacie? Bitches, please!, mamy 2016! Dobra oferta VOD to też sposób na piractwo. Netflix w ciągu 30 dni udowodnił mi, że legalne oglądanie może być znacznie wygodniejsze i tańsze (jeśli ktoś używa chomików, itp.) niż “pożyczanie” z podejrzanych źródeł. Rozwijajcie temat, a na pewno wyskoczę z hajsu. Polecam, Lucjan Szołajski.
22 komentarze
Mnie czeka norweski netflix, ale kilkoma serialami z polskimi napisami nie pogardzę. Cenna informacja jeśli chodzi o to wypisywanie się co miesiąc — znaczy jeśli nie używam nie płacę — bardzo user friendly:)
Ciekawy temat zahaczasz. Rozumiem, że nie chodzi tyle o język norweski, co logowanie do usługi w Norwegii? W takim przypadku, ze względu na ograniczenia lokalne, dostaniesz inną bibliotekę (będzie House of Cards), ale różnice będą też pod względem dostępnych tłumaczeń. Nie mówione, że wszystkie spolszczone dla nas produkcje, będą posiadały napisy lub lektora w Norwegii. Netflix jest dziwaczy pod tym względem. Przykładowo w Japonii do “Narcos” dostępne są polskie napisy, a w Polsce już nie. Mózg roz.……
O! To mnie zaskoczyłeś. Myślałam że akurat baza tłumaczeń jest przypisana do serialu więc jeśli już gdzieś jest to z tymi tłumaczeniami. Ech… Jak oni chcą podbijać świat z takim podejściem? No tak przecież są monopolistą i mogą robić co chcą…
Absurd jak w “Misiu”. Nie potrafię sobie wyobrazić ani jednego sensownego powodu do blokowania tłumaczeń w poszczególnych krajach. To się kupy nie trzyma. W tym aspekcie Netflix bierze z połykiem.
Mnie czeka norweski netflix, ale kilkoma serialami z polskimi napisami nie pogardzę. Cenna informacja jeśli chodzi o to wypisywanie się co miesiąc — znaczy jeśli nie używam nie płacę — bardzo user friendly:)
Ciekawy temat zahaczasz. Rozumiem, że nie chodzi tyle o język norweski, co logowanie do usługi w Norwegii? W takim przypadku, ze względu na ograniczenia lokalne, dostaniesz inną bibliotekę (będzie House of Cards), ale różnice będą też pod względem dostępnych tłumaczeń. Nie mówione, że wszystkie spolszczone dla nas produkcje, będą posiadały napisy lub lektora w Norwegii. Netflix jest dziwaczy pod tym względem. Przykładowo w Japonii do “Narcos” dostępne są polskie napisy, a w Polsce już nie. Mózg roz.……
O! To mnie zaskoczyłeś. Myślałam że akurat baza tłumaczeń jest przypisana do serialu więc jeśli już gdzieś jest to z tymi tłumaczeniami. Ech… Jak oni chcą podbijać świat z takim podejściem? No tak przecież są monopolistą i mogą robić co chcą…
Absurd jak w “Misiu”. Nie potrafię sobie wyobrazić ani jednego sensownego powodu do blokowania tłumaczeń w poszczególnych krajach. To się kupy nie trzyma. W tym aspekcie Netflix bierze z połykiem.
Myślę, że mnie przekonałaś.
Cieszy mnie to. Na tej usłudze można tylko wygrać. Jakość i wygoda wymiata, a jeśli obejrzy się już wszystko z listy, wystarczy zawiesić subskrypcję. Nie ma nic ciekawego dla Ciebie = Nie płacisz. Życzyłbym sobie więcej takich ofert na rynku.
Myślę, że mnie przekonałaś.
Cieszy mnie to. Na tej usłudze można tylko wygrać. Jakość i wygoda wymiata, a jeśli obejrzy się już wszystko z listy, wystarczy zawiesić subskrypcję. Nie ma nic ciekawego dla Ciebie = Nie płacisz. Życzyłbym sobie więcej takich ofert na rynku.
No proszę! Pierwszy pozytywny wpis o nextfixie na jaki trafiłam. I o dziwo od razu zostałam przekonana. SIła perswazji? 😉 #przykuzniarować <3
Wszystkie hejty na Netflixa stają się zwyczajnym bólem 4 liter, w momencie, kiedy zdajesz sobie sprawę, że nie wiąże Cie żadna umowa. Jeśli mają w bibliotece coś, co chcesz obejrzesz, płacisz. Jeśli nie, anulujesz subskrypcję i zapominasz. Proste i uczciwe. Marzy mi się, żeby HBO Go można było mieć na takiej zasadzie.
O to to to! Jestem za HBO GO na takich zasadach! 🙂
No proszę! Pierwszy pozytywny wpis o nextfixie na jaki trafiłam. I o dziwo od razu zostałam przekonana. SIła perswazji? 😉 #przykuzniarować <3
Wszystkie hejty na Netflixa stają się zwyczajnym bólem 4 liter, w momencie, kiedy zdajesz sobie sprawę, że nie wiąże Cie żadna umowa. Jeśli mają w bibliotece coś, co chcesz obejrzesz, płacisz. Jeśli nie, anulujesz subskrypcję i zapominasz. Proste i uczciwe. Marzy mi się, żeby HBO Go można było mieć na takiej zasadzie.
O to to to! Jestem za HBO GO na takich zasadach! 🙂
Zastanawia mnie tylko jedna rzecz. Po wyborze planu należy od razu podać numer karty. Dla mnie wygląda to trochę nieuczciwie, bo przecież pierwszy miesiąc jest za darmo, a dopiero po jego wykorzystaniu mogę zdecydować czy będę płacić czy nie. Chyba, że chodzi tu o liczbę oglądających. Bez zaświadczenia każdy mógłby tak po prostu nabijać licznik. Jak ty na to patrzysz? Chciałabym skorzystać z tej usługi, ale mam pewne obawy.
Wszystko jest git. Pierwszy miesiąc jest za darmo, ale subskrypcja dział na zasadzie auto odnawiania, czyli przypuśćmy, że dzisiaj tj. 24.01 zakładasz konto, przez miesiąc nic nie zapłacisz, ale już 24.02 automatycznie pobierze Ci opłatę za kolejny miesiąc. Ogólnie też mnie wkurza podawanie karty na stronach internetowych, ale to już powoli norma — Uber tak działa, Spotify, Playstation Store, etc. Możesz to obejść zakładając kartę prepaidową, np. w WBK i doładowywać tylko kwota pokrywającą Netflixa. Natomiast, jeśli chcesz skorzystać z darmowego miesiąca, a później zrezygnować — zaraz po aktywacji konta przejdź w ustawienia i wybierz opcję dezaktywuj kartę. Ja już pół roku jadę na płatnym abonamencie (dzielimy w 3 osoby) i jestem uzależniony.
Zastanawia mnie tylko jedna rzecz. Po wyborze planu należy od razu podać numer karty. Dla mnie wygląda to trochę nieuczciwie, bo przecież pierwszy miesiąc jest za darmo, a dopiero po jego wykorzystaniu mogę zdecydować czy będę płacić czy nie. Chyba, że chodzi tu o liczbę oglądających. Bez zaświadczenia każdy mógłby tak po prostu nabijać licznik. Jak ty na to patrzysz? Chciałabym skorzystać z tej usługi, ale mam pewne obawy.
Wszystko jest git. Pierwszy miesiąc jest za darmo, ale subskrypcja dział na zasadzie auto odnawiania, czyli przypuśćmy, że dzisiaj tj. 24.01 zakładasz konto, przez miesiąc nic nie zapłacisz, ale już 24.02 automatycznie pobierze Ci opłatę za kolejny miesiąc. Ogólnie też mnie wkurza podawanie karty na stronach internetowych, ale to już powoli norma — Uber tak działa, Spotify, Playstation Store, etc. Możesz to obejść zakładając kartę prepaidową, np. w WBK i doładowywać tylko kwota pokrywającą Netflixa. Natomiast, jeśli chcesz skorzystać z darmowego miesiąca, a później zrezygnować — zaraz po aktywacji konta przejdź w ustawienia i wybierz opcję dezaktywuj kartę. Ja już pół roku jadę na płatnym abonamencie (dzielimy w 3 osoby) i jestem uzależniony.