Pieprzyć Mickiewicza

Ocena Pigouta:

Jak pierwszy raz zobaczyłem plakat do „Pieprzyć Mickiewicza”, wyobraziłem sobie, że to będzie polska wersja „Młodych gniewnych” feat. „Stowarzyszenie umarłych poetów”. A później ktoś mi powiedział, że źle kombinuje, bo w rzeczywistości będzie to polska wersja niemieckiego hitu „Fuck Ju Göhte”.

Nie widziałem „Pieprzyć Goethego”, ale właśnie obejrzałem „Pieprzyć Mickiewicza” i wychodzi na to, że najpierw Niemcy zerżnęli od Amerykanów „Młodych gniewnych” feat „Stowarzyszenie umarłych poetów”, a później tę podpierdolkę my podprowadziliśmy Niemcom, bo to jest mix „Młodzi gniewni” feat „Stowarzyszenie umarłych poetów”… tylko w uwspółcześnionej wersji, co w rzeczywistości oznacza, że film lokuje nastolatków z epapierosami i puszką Tajgerka, komunikujących się ze sobą przy użyciu młodzieżowych słów roku.

W standardzie kinowym ten film jest słaby. Ot jest maratonem klisz, wszyscy są przerysowani, a te sceny, kiedy Ogrodnik grający Michelle Pfeifer inspiruje dzieciaki z łatką „głupich/przegranych/niedopieszczonych” do ogarnięcia się i uwolnienia całego swojego potencjału, to takie trochę fejkowe zagrywki pod publiczkę -> jeden motywacyjny speech i już wszyscy odmienieni (Taaa od razu).

Ale przyznam się, że przyjemnie mi się to oglądało. Niestety nie w sposób jaki założyli sobie twórcy, ale still przyjemnie. Bo wiecie, ja mam dużą słabość do paradokumentów i na ten przykład w mojej złotej trójcy jest „Lombard. Życie pod zastaw”, „Dlaczego ja? i RIP „Szkoła”. Serio, ile razy przypadkowo trafię na odcinek któregoś z powyższych, zawieszam się i oglądam do końca.

No i „Pieprzyć Mickiewicza” to jak dwugodzinny odcinek „Szkoły”. Te dzieciaki i kadra nauczycielska to gabinet fascynujących osobliwości i odklejek, dialogi są kanciaste, a problemy absurdalne. Ta wybuchowa mieszanka niedorzeczności i krindżu, sprawia, że człowiek nie może się oderwać. Nope, musi zobaczyć jak daleko to zabrnie, albo umrze na suchoty. Czy to co jest teraz to już max niezręczności, czy będzie jeszcze grubiej? A jak się z konkubentką ogląda, to po drodze dostaje się mnóstwo okazji do wymienienia heheszkowych komentarzy, albo kompulsywnego wyjechania z „Taaa od razu”.

Wszedłem jak w masełko.