Staram się w swoich reckach skakać po różnych gatunkach, co by dla każdego było coś fajnego, ale nic mnie nie odpręża tak, jak kryminały. A jeśli są to polskie kryminały, to już w ogóle najlepiej, bo one mają dodatkowe smaczki -> miasta, które znamy, nasze realia + czasami zdarzają się nawiązania do prawdziwych wydarzeń.
I teraz ktoś powie, że z kryminałami jest taki problem, że wszystko już było i że są to klisze klisz, na co odpowiadam, że nie tylko mi to nie przeszkadza, ale mam nawet swój ulubiony typ klisz.
Otóż najbardziej lubię serie, w których głównym bohaterem jest wypalony detektyw, najlepiej alkoholik po rozwodzie i ten detektyw odznacza się następującymi cechami -> Niepokorny, zawsze robi pod górkę swoim przełożonym, ale równocześnie do bólu skuteczny i ostry jak papryczka piri piri w dedukcji. Zimny drań, ale babeczki i tak puszczają rynnę na jego widok. Oszczędny w słowach, ale jak już coś powie, będzie to wysokiej jakości sarkazm, rołst, ewentualnie wycieczka osobista. Ma wywalone na regulaminy, ale równocześnie jest na maxa prawy i honorowy, więc jak przychodzi co do czego, to nawet swojego największego wroga wyciągnie z płonącego budynku. I jako truskawka na torcie -> ma łeb jak sklep i zawsze jako pierwszy łączy kropki. A jak już ogarnie kto jest mordercą, biegnie na konfrontacje bez czekania na wsparcie, co zazwyczaj prowadzi do sytuacji, kiedy nasz detektyw jest o krok od zgonu, na szczęście w ostatniej sekundzie, kiedy to czarny charakter przed naciśnięciem na spust, tłumaczy mu, jakie ma dalsze plany na zniewolenie świata, wyrywa się z objęć śmierci i bije złola w szczepionkę.
Kocham ten schemat całym serduszkiem i nigdy mi się nie znudzi. Mam nawet swoją topkę polskich kryminałów, które operują na tego typu rejestrach ->
Wojciech Chmielarz (cykl z komisarzem Mortką), Mieczysław Gorzka (cykl z komisarzem Zakrzewski) oraz małżeństwo Beata i Eugeniusz Dębscy (cykl z ex gliną Tomaszem Winklerem). W grze jest jeszcze Marek Stelar, ale tu akurat zacząłem poza cyklem kryminalnym, więc do nadrobienia.
A od dzisiaj w topce jest jeszcze
Przemysław Piotrowski – pisarz z cyklem o komisarzu Igorze Brudnym. W ciągu dwóch tygodni przerobiłem 4 tomy (z pięciu) i to jest TEN sort kryminałów.
Jest niepokorny detektyw, który najlepiej łączy kropki na dzielni, jest klimat policyjny a’la pierwszy Pitbull, są brutalne zbrodnie i skomplikowane śledztwa, charakterne postaci drugoplanowe, zaczepne dialogi, przesłuchania niezgodne z regulaminem, przeszukania bez nakazu, upierdliwi prokuratorzy, komendanci męczybuły, patolodzy szamiący obiad nad zwłokami, skorumpowani gliniarze, błyskotliwe dedukcje, nagłe plot twisty i karma za grzechy z przeszłości.
Jest tu wszystko, co lubię i te historie angażują tak, że jak już się zacznie, to ciężko nie polecić po całości. Jednak nie ma takich recek, że wszystko jest super wow. Nope, o coś przyczepić się muszę i przytyk mam do ostatniego, piątego tomu („Bagno”), który pewnym aspekcie strasznie mnie drażnił.
Otóż w „Bagnie” mamy złola w kapturze kata, który porywa polityków oraz duchownych i ich torturuje, a te tortury streamuje przez neta. I myk jest taki, że podczas tych tortur wyciąga na forum publiczne brudy swoich ofiar -> ten pedofil, ten złodziej, ten taki i siaki, dzięki czemu zyskuje sympatię społeczeństwa, bo tak naprawdę oczyszcza świat z szumowin. I do tego momentu wszystko jest gitarka, ALE. Ale ci książkowi politycy i duchowni, mimo iż są fikcją literacką (hehe), to tak naprawdę nie są i doskonale wiemy, o kogo chodzi z naszego podwórka. I tu zaczyna się zgrzyt, bo książka co i rusz puszcza manifesty polityczne, wyliczając, jak nasza władza wielokrotnie zrobiła nas w konia, jak przykrywają afery i ciężkie przestępstwa, a my naród bierzemy to z uśmiechem bla bla. I problem jest taki, że te manifesty są strasznie populistyczne i temu złolowi marzy się świat, w którym wszyscy są uśmiechnięci, trzymają się za ręce i śpiewają KUMBAYA, co jest groteskowe i wręcz obraźliwe dla czytelnika, bo wiadomix, że tak to nie działa.
Co gorsze takie teksty wygłasza też Igor Brudny, którego wielką zaletą było trzymanie się zawsze na dystans i nie gadanie o uczuciach, a teraz mu się ulewa politycznie. Osobiście uważam to za tani chwyt, coś jak próba wskoczenia na falę ośmiu gwiazdek, ale to nie bangla. To jest zbyt grubymi nićmi szyte i psuje tę historię. A szkoda, bo sama postać kata i jego metody działania super interesujące.
Niczego to pomiędzy mną a autorem nie zmienia, nadal polecam serię i na pewno sięgnę po kolejny tom, ale za „Bagno” propsów nie ma.
PS. Polecam zacząć serię od początku, bo mimo skrótów w kolejnych tomach, są one ciągłą historią, poza tym dobrze się to czyta. Seria wyszła nakładem wydawnictwa Czarna Owca i można ją kupić tu -> https://tiny.pl/wmkgt
ewentualnie przeczytać na Legimi lub wysłuchać na audioteka.pl.