Najlepsze książki 2021
Jako że właśnie skończyłem noworoczne porządki na półeczce książkowej, chciałbym wykorzystać klimat i zapodać moją topkę książek przeczytanych/wysłuchanych w 2021.
Najlepsze książki 2021. Ranking:
10. „Trzydziestka”, Tomasz Żak – książka, którą wziąłem na warsztat po koleżeńsku i strasznie się bałem, że mi się nie spodoba i będzie kwas powiedzieć o tym Tomkowi, bo jest to ewidentnie sytuacja z kategorii friendship over. Co gorsze początek totalnie mi nie siadł, bo dostałem taką trochę serialową „Plebanię”, gdzie lokalny Tracz kręci lody i inni też kręcą, tyle że mniejsze, albo nie kręcą i mają ból odwłoka, że inni kręcą. Na szczęści z czasem to kliknęło, a jak już kliknęło to łooo panie. Najlepszy Mix Tarantino z Plebanią ever. A lada moment wyjdzie prequel #najlepiej
9. „Drelich”, Jakub Ćwiek – zanim zostałem ziomkiem Ćwieka, przez lata śledziłem jego fanpejdż, gdzie polecał książki, filmy i seriale, po które często i gęsto sięgałem, a co za tym idzie, można powiedzieć, że jestem jego popkulturowym padawanem i kręcą mnie te same rzeczy. Nie dziwne zatem, że jak Ćwieku popełnił napierdalankę rodem ze złotej ery VHS, to miałem wrażenie, że jest to książką szyta pode mnie.
8. „Gad. Spowiedź Klawisza”, Paweł Kapusta – to akurat słuchałem w audioobku i powiem wam tyle, że interpretacja Janusza Chabiora to jest majster kurła sztyk. +100 do patologii, jaka wylewa się z tego tytułu. Bardzo bardzo polecam właśnie w audiobooku.
7. „Netflix. To się nigdy nie uda”, Randolph Marc – pominę pierdololo, że jeśli ktoś ma zajawki marketingowo-startupowe, albo zajmuje się tym zawodowo, powinien obowiązkowo przeczytać, bo to jest taki study kejs, że ja nawet nie. Skupię się na tym, że ta książka pozwoliła mi wrzucić na luz. Dzięki niej już nie mam poczucia, że Netflix to był mój pomysł, tylko jakaś gnida z USA mi go ukradła. Jak przeczytałem, jak bardzo pod górkę miał Netflix, wszak zaczynali od wypożyczania DVD drogą pocztową, ile razy był na skraju bankructwa i ile trzeba było wyłożyć milionów dolców, żeby zarobić pierwszego dolca, już wiem, że w życiu bym tego nie dowiózł XD Ta książka mnie uwolniła. BTW autorem jest współzałożyciel
6. „Rosja od Kuchni”, Witold Szabłowski – jedna z największych książkowych niespodzianek 2021. Spodziewałem się książki skupionej na gastro, dostałem gastro i wspaniałe smaczki historyczne, o których nie uczą w szkołach, podane w bardzo przystępnej formie a’la Makłowicz i Wołoszański. Ponadto niesamowity szacun dla autora i wydawnictwa, bo żeby ta książka powstała, trzeba było zainwestować masę czasu i pieniędzy, nie wiedząc, czy to się zwróci, wszak nie jest to tak nośne, jak porno dla Grażynek
5. „Ted Bundy”, Ann Rule – najbardziej obszerna książka o Tedzie, z jaką się spotkałem, a sama historia tak pokręcona, że gdybym nie wiedział, że to prawda, napisałbym w recce, że Anne Rule musiała zażywać srogie piguły, żeby wymyślić tak absurdalne plot twisty. Najgorsze jednak jest to, że miejscami kibicuje się Tedowi (np. jak zrzuca wagę, żeby zmieścić się w dziurę w suficie i dać dyla z więzienia) i dopiero po chwili przychodzi otrzeźwienie -> „Ej, przecież on jest złolem w tej historii”.
4. „V2”, Robert Harris – zbeletryzowany fragment II wojny światowej, kiedy to Niemcy stworzyli rakiety dalekiego zasięgu i codziennie po kilka razy walili w Londyn jak w bęben, tymczasem w***** Angole rzucili wszystkie siły, żeby odkryć miejsce produkcji i odpalania tych rakiet. I tak się bawili w kotka i myszkę. 100 pro moje klimaty. Masowałem sutki, jak czytałem.
3. „Wyborny Trup”, Bazterrica Agustina – książka, przez którą jedną nogą stałem się vege i zacząłem myśleć o rzeczach, o których usilnie starałem się nie myśleć. Pod względem fabularnym być może są lepsze, ale ta mi zapodała takiego klina, że rok minął od lektury, a ja nadal ją sobie obracam w głowie.
2. „Masters of doom. O dwóch takich, co stworzyli imperium i zmienili popkulturę”, David Kushner – epicka historia dwóch Johnów -> Carmacka i Romero, którzy stworzyli Dooma oraz Quake’a i sprawili, że świat stał się lepszym miejscem -> Ta książka jest jak śledzenie epokowego wydarzenia wraz z bekstejdzem, z pierwszego rzędu. Nigdy jej nie zapomnę. I tak jak napisałem przy Ćwieku o tym popkulturowym padawanie, to właśnie od niego dostałem polecajkę. Nie ma przypadków.
1. „Projekt Hail Mary”, Andy Weir – to już drugi raz, kiedy za sprawą Andy Weira wyj**** mnie w kosmos (Artemis nie liczę, wyparłem z pamięci ten tytuł) i był to nawet lepszy przelot niż przy „Marsjaninie”. Ten chłop ma łeb, jak sklep i co tutaj zapodał to jest pieprzone arcydzieło. Bolała mnie każda strona przybliżająca do końca tej historii. Chciałbym zresetować sobie pamięć i przeżyć to jeszcze raz. 10/10 i serduszko.
Oczywiście tak naprawdę są to pozycje, od 11 do 20, bo gdybym chciał napisać zgodnie z prawdą, musiałbym wskazać w TOP 10 wszystkie książki Remka, które zostały wydane w ostatnim tygodniu grudnia. Chciałem dać też innym szansę.
P.S. Pełna plejlista (60 tytułów) pojawi się na Instagramie, więc śmiało można subować -> https://www.instagram.com/pigoutbox/