Remigiusz Mróz „Przepaść”

Przepaść

Stało się. Dziś na maglu recenzenckim mam książkę mojego najlepszego ziomeczka, którego nigdy nie widziałem na oczy, czyli Remka Mroza.

W pierwszej wersji miałem napisać „najnowszą książkę”, ale znając Remka, dopuszczam myśl, że kiedy ja przedzierałem się przez „Przepaść”, on wypuścił już trzy kolejne tytuły.

I z tą recką to też tak nie do końca, bo jak wszyscy wiemy, każdy kto negatywnie wypowie się o ksiażkach Remka, ten kończy jako konsultantka Avonu #BeenThereDoneThat

Dlatego zamiast recki będzie rołst. Jedziemy:

  1. Jestem tak stary, że pamiętam czasy, kiedy Remek chodził z Katarzyną Bondą XD #bang
  2. Doskonale pamiętam dzień, w którym pierwszy raz miałem kontakt z książka Remka Mroza. Byłem wtedy akurat z mamą w Empiku i powiedziałem:

– Mamo, mamo, kupmy książkę Maxa Czornyja, plizz plizz

– Książkę Maxa Czornyja mamy w domu

Tymczasem w domu -> „Kasacja” Remigiusz Mróz #bang

  1. Remka najbardziej szanuje za to, że jako absolwent prawa zdecydował się nie podejmować pracy w zawodzie. Kto czytał „Chyłkę”, ten wie, że świat by tego nie udźwignął

Alternatywnie:

Gdyby polskie sądownictwo wyglądało tak, jak w książkach z Chyłką, Mazurska Noc Kabaretowa nie byłaby nam już potrzebna #bang

  1. Remigiusz Mróz zabił więcej drzew niż kornik drukarz #bang
  2. Nie jest tajemnica, że Remigiusz Mróz jest tylko twarzą przekrętu wydawniczego, za którym ukrywa się kilkunastu ghostwriterow. Nie znamy ich nazwisk, ale na podstawie treści jesteśmy w stanie stwierdzić, ze „Czarną Madonnę” napisał ktoś uzależniony od mefedronu, „Hasztag” nastolatka z problemami, a „Osiedle RZNiW” iRobot Roomba #bang
  3. Remigiusz Mróz pasję do pisania odkrył już w podstawówce. Siedział akurat na przyrce, kiedy jego kolega z ławki został wywołany do tablicy. Remek chciał ten moment wykorzystać tak, jak każdy normalny 10-latek, czyli narysować na ostatniej stronie jebitnego kutanga, ale jakoś tak wyszło, że popełnił 300-stronicową powieść. A jak kolega wrócił i zapytał „WTF?”, Remek odrzekł: „Daj mi czas do dużej przerwy, a doniosę ci drugi tom”. #bang
  4. Remigiusz Mróz kiedyś przypadkowo wylał gorącą herbę na lapka, na którym miał książkę ukończoną w 90%. Niestety w serwisie powiedzieli, że pliku nie da się odzyskać… na co Remek: „No i uj, no i cześć, 15 minut roboty psu w budę” #bang
  5. Remigiusz Mróz podobnie, jak Stephen King, J. K. Rowling oraz inni wielcy pisarze, zdecydował się wydać serię książek pod pseudonim… ale jako jedyny zaspoilerował na okładce, że Ove Logsmansbo, to tak naprawdę pseudonim Remigiusza Mroza #bang
  6. Możesz nie lubić twórczości Remigiusza Mroza, co nie zmienia faktu, że na 99% sypiasz z osobą, która ją uwielbia #bang
  7. Z Remkiem jak z PiSem -> oficjalnie nikt nie czyta/głosuje, po czym boom, topka w Empiku i rzad większościowy #bang

________________________________

Natomiast, jeśli chodzi o „Przepaść” to jest 7 tom serii, co do której Remek obiecywał, że zamknie ją w czterech częściach #XD. Głównym bohaterem jest komisarz Wiktor Forst, który jeśli akurat nie wstrzykuje sobie heroiny pomiędzy małe palce od stóp, to prawdopodobnie prowadzi śledztwo dotyczące zawiłej zbrodni popełnionej w Tatrach. I tak jak seria od początku trzyma poziom, tak w najnowszym tomie Remek przeszedł samego siebie i na dzień dobry zapodał nielichy mord, który później eskaluje w <spoiler>, a na końcu okazuje się, że <spoiler> i konia z rzędem temu, kto to przewidział #mózgrozdupcony

Jak dla mnie seria z Forstem jest najlepszą rzeczą, jaką stworzył Remek. Po pierwsze robotę robi Wiktor Forst, który jest jak Mel Gibson w „Zabójczej broni”, czyli wywalone na regulaminy i zawsze rzuci jakąś krzepką ripostą, przez co nie da się typa nie lubić.

Po drugie – Góry. Ghostwriter, który stoi za tą serią musi naprawdę bardzo jarać się górami i to jego serducho czuć w książce.

Po trzecie – Smaczki. Z „Przepaści” dowiedziałem się, że w Dolinie 5-ciu Stawów, tak naprawdę jest więcej niż pięć stawów #szok oraz że Lenin chodził kiedyś po naszych Tatrach i nawet wpadł w jakąś szczelinę, z której wyciągnął go jakiś góral i po latach stwierdził, że gdyby wiedział kogo ratuje, to by trzy razy się zastanowił.

Po czwarte – Flow. Seria z Forstem ma bardzo przyjemne flow, co szczególnie docenia się w wersji audiobookówej. Dobrze się tego słucha na rowerze i w dłuższych tripach autkiem.

I na koniec po piąte – Osica feat. Gosztyła. Edmund Osica, przemawiający w audiookach głosem Krzysztofa Gosztyły to najlepsza rzecz, jaka spotkała polską literaturę od premiery słuchowiska o Wiedźminie. I nawet z tym nie handlujcie. Edmund Osica jest królem marudzenia, tak jak szczupak jest król wody.

___________________

Podsumowując -> Remek nadal wisi mi za „Czarną Madonnę”, „Hasztag” i „Nieodnalezioną”, ale akurat seria o Forście wyszła mu legancko i ją śmiało można brać na warsztat czytelniczy (tu można nabyć ją drogą kupna -> https://tiny.pl/99fmx), a jeśli wybierzecie wersję audiobookową, macie +50 punktów extra, bo Krzysztof Gosztyła to jest arcymistrz i winduje ten materiał w stratosferę (audiobooki dostępne na audioteka.pl). A za sexi pakiecik kłaniam się Wydawnictwo FILIA (miałem już 3 tomy, więc jeden prezent świąteczny z głowy )