„Dreszcz” Jakub Ćwiek
- Tytuł:Dreszcz
- Autorzy:
- Wydawca:
- Gatunek:
Jakub Ćwiek w 2012 roku napisał książkę, która była w 100% rozrywkowa, na maksa odklejona, a miejscami wręcz obrazoburcza -> sarkazm, rołsty i rubaszny humor everyłer. To był salut dla rock&rollowego stylu życia i przy okazji toczenie beczki z komiksowych konwencji.
Tą książką był „Dreszcz”. Opowiadała o podstarzałym rockmanie, Ryśku, który egzystuje w swoim muzycznym uniwersum i nie tyle nie zauważa, co ignoruje, że świat trochę mu odjeżdża. Chłop ma wywalone na karierę i pieniądze, grunt że ma zabezpieczony dzień fajeczkowo, browarowo i kebabowo, a z głośnika lecą Gunsi. Reszta jakoś się ułoży. I tak sobie egzystuje aż tu pewnego dnia Ryśka trafia piorun i „przypadkowo” obdarza supermocami. W dodatku dekiel ujawnia się z tymi supermocami publicznie, a jak wiadomo wielka moc, to wielka odpowiedzialność, więc teraz musi walczyć ze złem i występkiem… i krakowskimi mimami.
Nie wiem, czy ta książka w 2012 roku nie wyprzedzała swoich czasów, wszak internet nie był jeszcze tak mocny memowo, żeby wyłapać wszystkie easter eggi ukryte w „Dreszczu”, ale wiem za to, że 11 lat później (czyli teraz) bangla aż miło. Bo co się okazuje? Ano to, że te wszystkie muzyczne bangery, które przewijają się w książce, nadal są klasykami, a do tego my jesteśmy starsi o dekadę, więc +milion do nostalgii. No i niezmiennie jesteśmy karmieni filmami od Marvela / DC, więc toczenie beczki z konwencji superbohaterskiej nic a nic się nie zestarzało. To nadal te same schematy. Do tego taka absurdalna lektura potrafi dobrze zrobić na zwoje mózgowe, obciążone polskimi ładami i innymi rzeczami, których wolelibyśmy nie tykać, ale się nie da, bo #dorosłość.
A kontekst tego posta jest taki, że „Dreszcz” właśnie dostał wznowienie od Wydawnictwo SQN (trzy tomy), a że Jakub Ćwiek. Dosłownie. to moja serdeczna mordeczka, to stwierdziłem, że odezwę się do niego i zapytam, czy on nadal czuje w serduszku ten ogień, który jest w „Dreszczu”, czy może przez tę dekadę stał się starym ramolem i to już nieaktualne? Czy nie uważa, że z dzisiejszej perspektywy dreszczowe żarty są za grube, wszak trochę się pozmieniało przez te lata i czy w ogóle to wypada, żeby autor, który często na FB wykazuje się odpowiedzialnością społeczną, robił książki rozrywkowe?
I Kuba wtedy odpisał mi -> Mordo, a co my będziemy gadać przez messendżera. Dawaj do Katowic i nie tylko ci to wszystko powiem, ale też pokażę miejscówki z Dreszcza, bo to są prawdziwe lokacje z Katowic i Chorzowa.
No to pojechałem i nawet nagraliśmy sporo materiału video, ale to są setki gigabajtów, więc trochę potrwa zanim się przez to przekopię. Long story short jest następujące -> Kuba nadal czuje ogień w serduszku i nawet pojechał niedawno do Pragi na koncert Motley Crue, gdzie bez wstydu pogował z innymi starcami. Wie, że żarty z Dreszcza miejscami idą po bandzie, ale żadnego nie żałuje, bo kocha patrzeć, jak świat płonie. I nie widzi zgrzytu, żeby ten sam człowiek potrafił być poważny przy rzeczach ważnych i równolegle lubił się pośmiać z rzeczy mniej istotnych.
A dodatkowo pokazał mi ławeczkę, na której książkowy Rysiek wymyślił sobie ksywkę „Dreszcz”. Tunel, w którym „Dreszcz” ratuje niewinną parkę przed kibolami i tu story jest takie, że w prawdziwym życiu to Kuba był bity w tym tunelu i nikt mu nie pomógł. Był też Stadion Śląski, gdzie „Dreszcz” był na koncercie AC/DC, a tak naprawdę to Kuba był na tym koncercie mając 9 lat, bo go wujek oszukał, że jadą na karuzelę, tymczasem pojechali właśnie na koncert. Był Spodek, bo inaczej nikt by nie uwierzył, że byłem w Kato, a na koniec pojechaliśmy na Nikiszowiec, bo kolega powiedział, że tam dostaniemy najlepszą roladę z kluskami i modro kapusto, ale nie było wolnego stolika, więc skończyło się na hot dogach ze stacji benzynowej. Niczego nie żałuję.