Piotr Kościelny „Dom”

Dom Piotr Koscielny

Zakręcony gaz, drenująca mózg reklama z Baby Shark, a do tego Massimo i toksyczna Laura. I te wszystkie kataklizmy spadły na nas w jednym tygodniu. Niemniej jeśli to czytacie, znaczy, że jakimś cudem przetrwaliście i teraz już z górki, bo #majówka. Przed nami kilka dni leżenia, szamania karkówki z grilla i leżenia, w związku z czym szybka polecajka książkowa, żeby przyjemniej się leżało.

Tą polecjaką jest „Dom” Piotra Kościelnego . Zacznę od autora, z którym był to mój pierwszy raz, aczkolwiek nazwisko znam od dawna. Ot kiedyś zrobiłem posta pt. „Poleć mi jedną (tylko jedną) książkę” i wśród kilku tytułów, które przewijały się z częstotliwością większą niż 5 poleceń, był „Zwierz” właśnie Piotr Kościelny – autor. Co prawda do dzisiaj nie miał czasu przeczytać, ale risercz zrobiłem i okazuje się, że props dla tej książki jest powszechny, bo na Lubimy Czytać ma ocenę 8,3 przy blisko 5 tysiącach głosujących, więc nie w kij dmuchał wynik.

I teraz akcja jest taka, że pan Piotr wydał właśnie pierwszy tytuł pod szyldem Czarna Owca. Tą książką jest „Dom”, który skończyłem wczoraj w nocy i tak naprawdę mógłbym to dzieło podsumować w dwóch zdaniach, które lecą tak -> „Jeśli chodzi o polskie kryminały, mam kilku autorów, których biorę w ciemno, bo zawsze dowożą. Są to Mieczysła Gorzka (cykl cienie przeszłości), Wojciech Chmielarz (cykl z komisarzem Mortką), Beata i Eugeniusz Dębscy (cykl z Tomkiem Winklerem)… i Remek of kors. Do tych nazwiska właśnie dołączył Piotr Kościelny, który prezentuje ten sam kryminalny X Factor”. Koniec opinii, chociaż mógłbym jeszcze dodać, że na riserczu odkryłem, że Pan Kościelny poza pisaniem książek jest specjalistą ds. bezpieczeństwa i windykacji terenowej, instruktorem samoobrony oraz prowadzi biuro detektywistyczne we Wrocku, więc gdzieś z tyłu głowy chodzi mi myśl, że jego twórczość nie bazuje na samej wyobraźni.

Wracając jednak do tematu. „Dom” to solidny kryminał, którego siła tkwi w prostocie > ciekawe śledztwo, bohaterowie z RiGCzem (a jak są bez RiGCzu, to jest to zabieg celowy), realizm i płynna narracja. Plot leci tak, że w niewielkiej miejscowości Wschowa, zaczyna grasować seryjny samobójca. Ot jednego dnia zostaje znaleziony wisielec, a kilka dni później pewnej szanowanej personie zdarza się nieszczęśliwy wypadek zakończony zgonem. Przypadek? Tak właśnie sądzi lokalna policja i nie planuje nic z tym robić, ALE… ale tak się składa, że w jej szeregach od niedawna służy komisarz Marta Lipowicz, która z powodów rodzinnych porzuciła karierę w Warszawie i przeniosła się na prowincje. Jej ewidentnie coś w tych zgonach brzydko pachnie i podejrzewa, że brały w tym udział osoby trzecie. Zaczyna drążyć temat, co oczywiście bardzo nie podoba się jej kolegom po fachu, bo po co psuć dobre statystyki i dokładać sobie roboty? W rewanżu zaczynają robić jej pod górkę, jednak efekt podkładania świń jest odwrotny niż zamierzali, wszak Lipowicz zamiast odpuścić, bierze to za dowód, że faktycznie coś jest na rzeczy, jakaś zmowa zmilczenia czy cuś i i jeszcze bardziej zaczyna węszyć, a jak powszechnie wiadomo, jest to pierwszy krok, żeby odkryć coś grubego. Więcej nie mówię, bo spoilery.

Szczerze mówiąc nie mam do tej książki żadnych uwag. Wkręciłem się, szybko mi przeleciała, nie było tu żadnych krindżowych akcji, które wybijają z rytmu, finał dał radę i gdyby okazało się, że będzie drugi tom, to I’m in. Idealna lektura do majówkowego chillu. Polecanko.