Beata Pawlikowska „Szczęśliwe związki”
Pewnie już słyszeliście, ale co mi tam, powiem jeszcze raz. Otóż nasza narodowa wieszczka, Beata Pawlikowska, wraca z nową książką. Będzie to już 167. kniga w jej karierze i tym razem postanowiła nauczyć nas, jak zbudować szczęśliwy związek, bo wiadomo, że sami nie ogarniemy. A heheszek polega na tym, że jakiś czas temu przekonywała nas, że HWDP w drugie połówki -> „Szczęśliwy singiel” to jest to.
Ale ja nie o tym. Wiedzieliście, że jeśli ułożyć książki Beaty Pawlikowskiej w określonej kolejności, to otrzymamy historie kobiety, która polubiła jakiegoś chłopa, co opisała w książce „Lubię Cię”, po czym to uczucie tak eskalowało, że nie potrafiła przestać o nim myśleć (książka „Myślę o Tobie”), aż w końcu boom -> zakochała się (książka „Kocham Cię”).
Chłop też chyba coś do niej poczuł, bo kiedy zapytała o chodzenie, odpowiedział „Spoczko, czemu nie?” i tym sposobem zbudowali szczęśliwy związek, o czym oczywiście powstała książka „Szczęśliwe związki”.
Niestety z czasem motylki z brzucha zdechły, a związek stracił na dynamice, co na początku wywołało stres (książka „Stres”), a później przerodziło się w niemoc i depresję. Na szczęście Beata w porę dokonała trafnej autodiagnozy i sama się wyleczyła domowymi patentami -> boom, książka „Wyszłam z niemocy i depresji. Ty tez możesz”.
W kolejnym kroku pozbyła się wszystkich czynników stresogennych, czyli chłopa… i tak powstała książka „Jestem szczęśliwym singlem”, która bardzo szybko została rozszerzona o kolejną pt. „Kot dla początkujących”, czyli klasyczna kolejność.
I tak Beata wraz z kotem Kolumbem pędziła szczęśliwe życie singielki, wtem naszła ją refleksja -> „Okej, skoro już żaden chłop nie zatruwa mi życia, to skupie się na sobie. Hmm może jakaś fajną dietę sobie ułożę” -> boom, książka „Moja cudowna dieta”.
Niestety w którymś momencie chyba coś nie pykło z tą dietką, bo kolejna publikacja to szkolenie pt. „Jak samodzielnie wyjść z anoreksji i narkotyków”, aczkolwiek trzeba ponownie pochwalić Beatę, że w porę się zdiagnozowała i wyszła z tego o własnych siłach. W każdym razie to doświadczenie pozwoliło jej lepiej poznać samą siebie i przejąć kontrolę nad własnym życiem -> boom, książka „Jestem dyrektorem mojego życia”.
Na stanowisku dyrektorskim doznała olśnienia, że życie to jest wolność -> boom, książka „Życie jest wolnością”, więc zaczęła kombinować, że skoro może wszystko, to zacznie sobie podróżować i cyk, wyrwała tanie loty na Ryanairze i poleciała na wycieczkę do Londynu… co oczywiście skrupulatnie nam opisała w książce „Blondynka w Lodynie”.
Tak jej się spodobało to podróżowanie, że chwilę później postanowiła polecieć do kraju LGBT friendly, czyli Holandii, co skończyło się publikacją „Blondynka wśród łowców tęczy”, a że jest jednostką wybitną i w ciągu weekendowego pobytu nauczyła się lokalnego dialektu, w gratisie dostaliśmy jeszcze kurs języka niderlandzkiego -> boom, „Blondynka na językach: Niederlandzki”.
Po podbiciu Holandii, postanowiła, że w następnej podróży zapuści się znacznie dalej i tym sposobem wylądowała u afrykańskiego szamana -> boom, „Blondynka u szamana”, który prawdopodobnie poczęstował ją śmiesznym papieroskiem, bo kolejn publikacja to -> „Blondynka śpiewa w ukajali”. Poza paleniem lolków, prawdopodobnie prowadziła z szamanem grube światopoglądowe dysputy o szczepionkach, co możemy wywnioskować z jej następnego wydawnictwa -> „Największe kłamstwa naszej cywilizacji”, które szybciutko zostały wzbogacone o „Największe skarby naszej cywilizacji”. I tutaj jest taka ciekawostka, że na potrzeby sesji okładkowej, Beata Pawlikowska pozowała z wielkim jabłkiem, które w wyniku nieszczęśliwego splotu wydarzeń spadło jej na łeb… na szczęście wszystko dobre, co się dobrze kończy, to uderzenie coś jej przestawiło w głowie i po odzyskaniu przytomności opublikowała „Teorię bezwzględności”, która totalnie zaorała wszystkich dotychczasowych noblistów.
I to wszystko przeżyła jedna osoba… tymczasem ja od dwóch dni nie mogę się zebrać po odbiór przesyłki z paczkomatu.