„Imperium Lewandowska” Monika Sobień-Górska

Ocena Pigouta:

„Imperium Lewandowska”. Książka promowana hasłami „Ta publikacja namiesza” / „Tworzona bez wiedzy głównej zainteresowanej, na co bardzo nerwowo zareagował jej sztab”, bla bla bla.

Fakty – jest to kontrolowana laurka, w której autorka na początku udaje neutralność względem Lewandowskiej, po czym jedzie na jeden z tych słynnych obozów by Ann i ta neutralność kończy się kupnem stylówek fitnessowych 4F z kolekcji Lewandowskiej, fit batonów by Ann i kosmetyków by Ann. A jak na koniec obozu, Lewandowska powiedziała do autorki „Widziałam, że drugiego dnia przeszłaś przemianę”, autorka puściła rynnę po nodze i już doszczętnie straciła zimną krew. To był moment wejścia do” sekty by Ann” na pełnej petardzie”.

Na moje oko ta neutralność była udawana, bo wystarczy 5 sekund riserczu na instagramie, żeby odkryć ze autorka i Lewandowska mają wspólnych znajomych, więc nikt tu nikomu krzywdy nie chciał zrobić.

Książka generalnie jest ułożonym chronologicznie zbiorem artykułów o Lewandowskiej z Pudelkow + spisem produktów, jakimi handluje Lewandowska + skrótem postów, jakie Lewandowska publikuje w sieci + próbuje udowodnić, że Lewandowska jest bizneswoman, z której mogą czerpać inspiracje inne kobiety. I aby obronić taką teze, dostajemy argument, że inni piłkarze też mają żony oraz że wiele kobiet ma znanych mężów, tymczasem żadnej nie udało się rozkręcić takiego biznesu jak by Ann.

No spoko, tylko, że jak sobie to przeczytacie i stwierdzicie -> Kurde chce być jak by Ann, też odpalam biznes… musicie pamiętać, że wy nie dostanie milionowych zasięgów na dzień dobry, ani poduszki finansowej w razie, gdyby pomysł nie pyknął. A jak wypuścicie jakiś „innowacyjny” produkt w stylu fit batonów (innowacja na pełnej), serwisy plotkarskie nie dadzą wam darmowej reklamy.

Ale są smaczki.

1. Dostanie się na obóz by Ann, wymaga podobnego wyjścia ze strefy komfortu, jak rezerwowanie leżaka przy basenie na all inclusive. Otoz Lewandowska nie ogłasza, kiedy startuje nabór, wymuszając poniekąd, aby fanki monitorowały jej sociale 24h na dobę. A jak już nabór staruje, trzeba być szybkim jak błyskawica, ale równocześnie napisać maila z listem motywacyjnym, tłumaczącym dlaczego by Ann powinna wziąć właśnie ciebie, więc fanki mają już takiego maila w kopiach roboczych, żeby ich zgłoszenie doszło, jako pierwsze.

2. Autorka dostała się z listy rezerwowej na obóz. Pojechała bla bla bla i nagle się okazało, że by Ann wyjeżdża dzień przed końcem, mówiąc – > Muszę wracać do Hiszpanii, bo Robert ma mecz w barwach Barcelony, a ja zawsze mu towarzysze. No szkoda w uj, ale same rozumiecie. Niemniej zostawiam was w rękach mojego teamu, więc będzie gitówa.

I dalej czytamy, że po tym ogłoszeniu, uszestniczkom spadło morale i bez wizji zrobienia sobie po treningu selfiaka z by Ann, stwierdziły, że chędożą taki biznes i też wracają na chatę… po czym wieczorem odpalają insta, a tam by Ann pląsa sobie na Narodowym na koncercie Eda Sheerana XD

3. Z książki dowiadujemy się, że obóz by Ann jest ultra wycinkowy i w ciągu dnia wychodzi łącznie 5,5h treningów. Do tego szamka dietetyczna w małych ilościach, więc uczestniczki są zmęczone i głodne, ale mają obiecane, że ostatniego dnia w nagrodę za poświęcenie, wjedzie słynne ciasto Snickers by Ann (oczywiście bez glutenu, cukru, laktozy i smaku). Ten legendarny snickers to motywacja, żeby przetrwać.

Po czym autorka pisze, że trzeciego dnia na terenie obozu, otwierają się stragany by Ann. Osobny na ciuchy, osobny na kosmetyki, osobny na suple i osobny na zdrowe przekąski. Babeczki na widok straganu z przekąskami dostają jebla i wbijają jak Dzik w żołędzie. Biorą wszystko jak leci. Fit batony, nerkowce w czekoladzie, baaa nawet podróbę nutteli by RL9, po czym połowę robią jeszcze w drodze do pokoju.

4. Na obóz zjeżdża 100 uczestniczek. Pełen przekrój. Młode, trochę mniej młode, wycięte, w trakcie wycinki, bogate w uj i takie, co przyjechały starym Oplem. Niektóre sa trochę speszone, obawiające się, że to niech ich świat i że z takim ciałem to raczej nic się nie da już zrobic.

Wchodzą do pokoi, przebierają się w stylówki sportowe i idą na pierwszy trening, wtem na korytarzu zauważają by Ann, która idzie z psiapsi i nie zwraca na nie uwagi. I tu autorka zapodaje tak – > Lewa włos i paznokieć zrobiony, cera jak z okładki, stylówa nienaganna, strój dopasowany, smukłość i mięśnie evryłer. Czy to możliwe, żeby człowiek tak wyglądał?

Chwilę później wchodzą na salę i by Ann zaczyna od kołczingowego pierdololo – > Pomyślcie z jakimi celami tu przyjechałyście i co chcecie osiągnąć przez następne 7 dni bla bla bla… To może ja zacznę (to mówi by Ann) – > Przyjechałam tu z celem wzięcia się za siebie, bo strasznie się zapuściłam przez tę przeprowadzkę z Niemiec do Hiszpanii!

Na sali konsternacja, babeczki patrzą na siebie i niemo pytają – > Czy ona właśnie powiedziała, że się zapuściła? Aha, ok, w ten sposób!

5. Z książki dowiadujemy się, jaki jest skład legendarnych kulek mocy (sama fujka) oraz, że by Ann zrobiła sobie boobsy, botoks, osocze i regularnie robi kobido (czymkolwiek jest), natomiast pełne usta i wydatne policzki to przez problemy hormonalne i zatrzymywanie wody w organizmie (tu naprawdę mocno gryzę się w język)

6. Chodakowska wspomniana jest w kontekście, że by Ann dygnęła ją zasięgami i popularnością. Niestety nie ma szkalowania z potencjałem na rozpętanie I oficjalnej wojny światowej pomiędzy ulubionymi trenerkami Polaków i ich fankami. Żałuję bardzo.

7. Jedna strona to 1% progressu książki na Kundlu. Chciałem tylko przejrzeć, tymczasem w godzinke z hakiem zrobiłem całość.

No namieszała ta książka fest!