Quentin Tarantino „Rozmowy”

Quentin Tarantino

27 lat temu o tej porze do kin weszło „Pulp Fiction”, o którym powiedzieć, że było krzepkie, to nie powiedzieć nic.

I wykorzystujac tę rocznicę, chciałem podzielić się taką sytuacją, ze kilka dni temu kupiłem sobie książkę Quentina „Pewnego razu w HollyŁódź”, która jest powieściową wersją filmu o tym samym tytule. ALE! Ale jak już finalizowałem koszyk, to zapytało mnie, czy nie chciałbym do kompletu dobrać sobie zbioru wywiadów z Quentinem?

Całkiem przypadkowo się złożyło, że już od dawna polowałem na ten tytuł, niestety miał status „sold out”, więc jak tylko zobaczyłem, że to to, nawet się nie zastanawiałem -> Bierę!.

Książka zawiera wyselekcjonowane wywiady, które zaczynają się na etapie premiery „Wściekłych psów” i ciągną do roku 2012, kiedy wyszło „Django”. Jakby nie patrzeć, zostawia sporą lukę do chwili obecnej, ALE. Ale jak zacząłem czytać to przepadłem i o ile do tej pory byłem wielkim fanem Quentina, to teraz jestem hiper turbo ultrasem. Ten człowiek jest aboslutnym geniuszem i potrafi tak nawijać o filamch, że nie mam pytań.

W sumie to chyba nigdy nie czytałem tak mięsistych wywiadów. Jestem przyzwyczajony do sucharów w stylu -> że praca z tym i tamtym była super zaszczytem, że scenariusz fajny, że pomysł taki i siaki, stanęlismy przed dużym wyzwaniem bla bla i nara, po czym film okazuje się totalnym guanem.

Tymczasem tutaj jest wszystko – o inspiracjach, o poszukiwaniu hajsu, o doborze obsady, o Samuelu L. Jacksonie, o kreceniu scen ulicznych bez budżetu na wstrzymanie ruchu, o tym ile robi światło, muzyka, praca kamery, o pisaniu scenariuszy., itp. itd. Kawa na ławę, bez pudrowania rzeczywistości, ale z pasją i zajawką.

Jeszcze nie dojechałem do końca, ale już wiem, że to będzie specjalne miejsce na półeczce. Jest tu tyle smaczków, że ja prdl.

Na ten przykład wszyscy wiedzieliśmy, że Quentin przepracował 5 lat w wypożyczalni video, gdzie obejrzał wszystkie filmy świata, a jak ktoś go prosił o polecenie czegoś, to kończyło się 3-godzinnym monologiem o kinie. Jednak osobiście nigdy nie zastanawiałem się, jak to się stało, że jego „Wściekłe psy” debiutowały z taką obsadą -> Keitel, Madsen, Roth, Buscemi. Ot uznałem, że po prostu wykręcił do kogo trzeba, powiedział: „Yoł tu Kłentin, jest taki pomysł…” i na ten tekst wszyscy klekają, sypią hajsem i dalej leci juz z górki.

Nope. Na tamtym etapie był anonimowym gołodupcem i jak to bywa, potrzebował odrobiny farta w postaci trafienia na odpowiednią osobę w odpowiednim czasie. O tym też tu jest.

Dalej jest jego świadomość artystyczna – on już w 1992 w wywiadzie mówił, jakie filmy planuje zrobić w przyszłości i że na pewno będą to hołdy dla grindhouse’ów, spgahetti wersterów i coś z motywem samurajskim, a wszystko podpiera konkretnymi historiami pt. „Dlaczego tak”

Albo jak na etapie premiery „Wściekłych psów” pytaja go -> Ej, Quentin tu nie ma żadnej roli kobiecej, nie wstyd ci?

Na co Quentin -> Nie ma, bo pisząc scenariusz myślałem, tak jak myślą bohaterowie mojego filmu i sytuacja wygląda tak, że oni nie wzięliby kobiety do napadu. Ale tak się składa, że pracuję właśnie nad nowym scenariuszem z silną kobiecą postacią. Film będzie składał się z kilku przecinających się epizodów i jeden mam już gotowy. Generanie będą to znane wszystkim klisze, ale chcę to opowiedzieć trochę inaczej niż do tej pory. Myślę, że wyjdzie spoko -> Boom, Pulp Fiction.

Albo taki cytat:

„Większość produkowanych filmów wyglada mdło, jakby wyszła spod jednej i tej samej ręki. Jest martwa, sztywna, bez wdzięku. Mój styl jest rozpoznawalny i wyrazisty, chociaż obracam się w kręgu trywialnych, absolutnie zgranych klisz. Sprawia wrażenie wtórnego, zapożyczonego, ale w istocie jest nie do podrobienia. A kino hollywoodzkie bywa po prostu nudne. Weźmy „Miami Vice” Michaela Manna. Czegoś gorszego w życiu nie widziałem. Mann jest wielkim artystą, jego „Zakładnik” bardzo mi się podobał, chociaż widać, że Tom Cruise nie pasował do roli porywacza. Dostał ją tylko po to, żeby podciągnac wyniki finansowe. Natomiast wybór Farrella i Foxxa do „Miami Vice” to już kompletna pomyłka. Nie tworzy się między aktorami żadna chemia, obaj źle grają, zdjęcia są fatalne, a ten niebiesko-szary odcień wygląda jak gówno”.

Uwielbiam tego gościa, uwielbiam jego styl chłonięcia popkultury i czułem dużą potrzebę, żeby się tym z wami podzielić. Sorka.

Nie wiem, czy ta ksiązka została wznowiona i jest ogólnie dostepna, czy miałem farta i trafiłem jakiś zaginiony egzemplarz, ale jakby co to kupiłem w Empiku, a wydawcą jest Wydawnictwo Axis Mundi