„Bękart”, Ida Jessen
- Tytuł:"Bękart", Ida Jessen
- Autorzy:
- Wydawca:
- Gatunek:
Co ja będę wam długo gadał? „Bękart” to najwspanialsza historia o hodowaniu ziemniaków od czasu „Marsjanina”.
Akcja jest taka, że weteran wojenny, kapitan Ludwig von Kahlen, wbija na audiencję do króla Danii i mówi, że przerobi jutlandzkie wrzosowiska na żyzne tereny (Kosiniak-Kamysz lubi to) i rozpocznie kolonizacje tego zapomnianego przez Boga terenu.
Król i jego świta na tę propozycję zaczynają kręcić bekę, że chłop chyba z byka spadł, bo przecież nawet dzieci wiedzą, że wrzosowisk nie da się ujarzmić, na co kapitan -> „Plażo proszę! Potrzymaj mi piwo i daj rok”. Król na to, że łorewa, to twój rok życia, ale spoko, jak ci się uda, to masz ode mnie tytuł szlachecki i zwolnienie z podatków.
Ten dialog ewidentnie ma nam mieszczuchom, którzy nie mają pojęcia o wrzosowiskach, dać do zrozumienia, że von Kahlen porywa się na misję jeszcze bardziej niemożliwą niż Tomek Kruz.
I koleś jedzie na te wrzosowiska i dłubie w tej ziemi od rana do nocy. W deszczu, śniegu, gradzie i oczywiście z wiatrem zawsze w oczy. Zapier**I niemal, jak w zawodzie influencera… wtem na farmie pojawia się kobieta, która oferuje pomoc w zamian za dach nad głową. A jeszcze później przyjeżdża taki okropnie niefajny panicz, który przedstawia się jako De Schinkiel i niby udaje miłego, ale tak naprawdę między wierszami rzuca groźbami, bo uważa, że wrzosowiska są jego, na co von Kahlen odpowiada mu równie dostojnie, ale między wierszami każe iść się chędożyć + dodaje, że jak dojdzie do eskalacji, to on jest gotowy, bo to nie będzie jego pierwsze rodeo. Poza tym jest tu na misji dla króla, więc spadówa.
I od tego momentu ta historia jest już rollecosterem emocjonalnym, przy którym Hyperion z Energylandii wypada ubogo, jak karuzela z filiżankami. De Schinkel jest psajko niczym Jaquinix Pheonix w „Gladiatorze”. Wszystko co robi jest ohydne, oślizgłe i czytając o jego kolejnych poczynaniach, życzymy mu żeby skończył marnie -> bosa stopa + klocek Lego to minimum. Z kolei von Kahlen ma naszą sympatię, ale jest tak uparty i dumny, że aż człowiek ma ochotę chwycić go za kołnierz i potężnie wstrząsnąć na ogarnięcie.
Wspaniała była to książka. Przeciągnęła mnie przez wszystkie stany emocjonalne. Miejscami jest smuteczek, jak w Królu Lwie, miejscami daje ciepełko niczym kocyk z islandzkiej wełny… żeby po chwili złamać serduszko na milion kawałków, ale póki piłka w grze, jest nadzieja. No i ziemniaki.
Sroga polecanka. Premiera w środę, a żeby było lepiej, w piątek do kin wchodzi film na podstawie tej książki. Baa jest to film, który był duńskim kandydatem do Oscara i… gra w nim Mads Mikkelsen. Ja już miałem okazję obejrzeć go w styczniu, więc mogę powiedzieć, że dowozi aż miło. Baa oddałem swojego logoska, jako patronat, tak bardzo mi się podobał. Mads jest w nim w swoim najlepszym wydaniu, czyli hipnotyzujący look, zimny jak głaz, z biczfejsem i wyniosłym vajbem + lico, jakby rzeźbione w marmurze. Nieważne co się dzieje, żaden mięsień, żadna żyłka mu nie drgnie, tylko patrzy przez te zmrużone oczy i wiesz, że on tego tak nie zostawi.