„Lista Sędziego” John Grisham
- Tytuł:"Lista Sędziego" John Grisham
- Autorzy:
- Wydawca:
- Gatunek:
Dlaczego przestaliśmy czytać Johna Grishama?
W pierwszym odruchu pomyślałem, że odpuściłem, bo chłop się skończył. Ale jednak nie, to wcale nie było tak. W czasach licealnych, co chwilę miałem go na warsztacie, zresztą wtedy czego nie napisał, to zaraz robili z tego ekranizację, dzięki czemu dostaliśmy takie hiciory, jak „Firma”, „Klient”, „Czas zabijania”, „Raport pelikana”, „Ława przysięgłych” i… „Święta last minute”, co totalnie nie fituje z tymi prawniczymi fabułami, ale kumam, że nawet Grisham potrzebuje odskoczni.
No i wszystko było super, wtem Grisham zniknął mi radarów, ot tak po prostu, a na jego miejsce przyszedł Coben, Lee Child, Jo Nesobo i w sumie człowiek zapomniał, nie szukał, bo miał co czytać. Tymczasem okazuje się, że Grisham nadal sobie pisał i do dzisiaj uzbierał łącznie 63 książki… czyli tyle co Remek w dekadę – > Not Great, Not Terrible.
Właśnie skończyłem jego najnowsze dzieło „Lista sędziego” i rodzi się pytanie -> Jak wypada Grisham w 2024 roku?
Odpowiedź brzmi NIEŹLE. Trochę poniżej swojej topowej formy, ale nadal pozytywnie. I teraz muszę to szybko rozwinać, bo myk polega na tym, że jak już się wgryziecie w fabułe, to to jest Grisham, jakiego znamy i lubimy. Problematyczne jest za to zbudowanie intrygi. Często dyskutując z Wojciech Chmielarz – pisarz w podcaście, dochodziliśmy do wniosku, że less is more i im prostsza zagadka, taka wiecie, wyciągnięta z kronik kryminalnych w gazecie, tym lepiej, bo łatwiej się w tym odnaleźć, ot szwagry się zamordowały po pijaku, a autorowi zachować prawdopodobność wydarzeń. Niemniej każdy pisarz chciałby stworzyć coś, czego jeszcze nie było, zapodać świeże plot twisty i cliffhangery, o których będzie się mówiło… i w tym łatwo popłynąć.
Na moje oko Grisham w „Liście sędziego” chicał być świeży, ale trochę kombinuje. Główną bohaterką jest Lucy Stolz, która pracuje w Komisji Dyscyplinarnej Sędziów, czyli takiej instytucji, do której zgłasza się skargi na sędziów. Na ten przykład, jakbyście widzieli, że jakiś sędzia zajumał gumę kulkę z Żabki, albo w stanie wskazującym oddawał mocz na przystanku, zgłaszacie go do Lucy i ona odpala procedurę dyscyplinarną. Generalnie nudna, papierkowa robota… wtem do Lucy przychodzi niejaka Jeri Crosby i twierdzi, ze jeden sędzia, 20 lat temu zabił jej ojca, jednak policja wtedy umorzyła sprawę z braku dowodów, więc Jeri musiała przeprowadzić śledztwo na własną rękę. Baa podczas tego śledztwa odkryła, że sędzia ma na koncie więcej zbrodni, które popełnia według stałego modus operandi i generalnie są to zbrodnie perfekcyjne, bez zostawiania śladów. Niemniej ona wzięła go 20 lat temu na celownik, prześwietliła życiorys, etc. i nie ma wątpliwości, że jest serial killerem.
I na tym etapie mam problem z tą książką – sędzia rzekomo zawsze morduje w ten sam sposób, ma kilkanaście ofiar na koncie, a jednak ani policja, ani FBI nigdy nie połączyli kropek i tylko jedna babeczka to rozgryzła. W dodatku kiedy ma już niemal całkowitą pewność, co do swoich podejrzeń, nie chce iść z tym do profesjonalistów, twierdząc, że oni i tak położą lachę i zamiast tego idzie do urzędniczki, która zajmuje się dyscyplinowaniem sędziów zza biurka. Grisham podaje w posłowiu, że taka instytucja istnieje naprawdę i w realu faktycznie zdarzył się kejs z sędzią morderca, ale nadal trudno mi książkowy plot przyjąć za wiarygodny.
No, ale ok, jak już przymkniemy oko na ten wstęp, dalej robi się znacznie lepiej, bo zaczyna się gra pomiędzy Lucy i Jeri, a sędzią, który cały czas jest na czujce i sprawdza, czy nikt nie trafił na jego trop, a w razie czego jest w gotowości do kontrataku. I żby nie było, ja wam tu niczego nie spoileruję, bo jest to wiedza z początku książki i tym razem nie chodzi o to, żeby znależć odpowiedź na pytanie „kto zabił”, tylko mu to udowodnić i to tak legitnie, a nie za zasadzie „śledziłam go, więc wiem”… i przy okazji wyjsć z tego cało. Z kolei z perspektywy sędzego ciekawe jest obserowanie osoby, która jest w pełni świadoma, co robi, baa wręcz bezczelna w swoim podejśćiu, ma swoje motywacje, plan A, B, C, D… Z, zależnie jak się sprawy potoczą + zna system od podszewki i wie, jak zabić bez śladów, a nawet jakby jakiś ślad przez przypadek zostawił, nadal wie, jak uwalić sprawę na etapie śledztwa / rozprawy. Tutaj Grisham wchodzi już w swoją ulubioną tematykę, więc ta część książki się broni.
Podsumowując -> wstęp trzeba przyjć na słowo, że taka sytuacja mogłaby się wydarzyć, ale poźniej już z górki. Kejs perfekcyjnego serial killera, który zawsze ma zaplanowane 10 kroków do przodu + wiedzę „jak działa system”, wciągający. Myślę, że śmiało można zaryzkować powrót do Grishama. Z rzeczy, które jeszcze warto wiedzieć – „Lista sędziego” to drugi tom, w którym przewija się postać Lucy Stolz (wcześniejszy „Demaskator”), ale nie trzeba zaczynać od pierwszego. Sprawa jest nowa, bohaterowie zostają przedstawieni w taki sposób, że nie brakuje nam żadnej wiedzy, więc bez problemu się w tym odnajdziemy.