„Nie musisz być szalony, żeby tu pracować” dr Benji Waterhouse
- Tytuł:"Nie musisz być szalony, żeby tu pracować"
- Autorzy:
- Wydawca:
- Gatunek:
Dzień Zdrowia Psychicznego wypada 10 października, czyli tydzień temu, ale mam nadzieję, że w inne dni też można o nim rozmawiać. Coś jak z tłustym czwartkiem, który na legalu można sobie rozciągnąć na cały rok. Nikt tego nie sprawdza, serio
Pytam, bo tak się składa, że na rynku pojawiła się książka, która poniekąd jest o zdrowiu psychicznym i byłoby szkoda, gdyby musiała czekać do 10 października 2025, żebyśmy mogli o niej pogadać -> „Nie musisz być szalony, żeby tu pracować”.
Mówię poniekąd, bo wyjściowo jest to opowieść psychiatry o zawodzie psychiatry i całej otoczce -> armageddon, czyli dzień jak co dzień na izbie przyjęć, trochę wskazywania palcem na niedomagania systemu (braki łóżek i tempo jak w fabryce), kulisy zawodu, czyli o wypaleniu zawodowym i ironii, jaką jest, że psychiatrzy też potrzebują psychiatrów i to nawet bardziej, trochę rozkmin nad psychiatrią, jako dziedziną medycyny – w jakim jest punkcie i czy to nie krejza, że diagnozy opierają się na słowach pacjentów? No i oczywiście są historie z życia wzięte. Sumując, książka zabiera nas do gabinetu i pozwala spojrzeć na temat zarówno z poziomu kozetki pacjenta, jak i zza biurka psychiatry.
Brzmi dobrze, a jednak miałem przed przeczytaniem pewne obawy. Otóż w opisie wydawcy było napisane, że jest to książka „zabawna”, co z automatu odpaliło red flaga, wszak zdrowie psychiczne i „zabawnie” raczej nie chadzają pod rękę, co nie? Zresztą wszyscy pamiętamy, jak jeden pan w jednej śniadaniówce urządził sobie heheszki z tego tematu. Inba na cały kraj wyszła.
No i z takimi obawami zacząłem czytać i okazało się, że „zabawna” to niedoszacowanie. Ta książka jest śmieszniutka. To jest poziom Jeremiego Clarksona z Monty Pythonem na featuringu. British humour na pełnej, ALE. ALE równocześnie książka ani przez moment nie traci powagi w temacie zdrowia psychicznego i jego istotności. Te żarty ujęte są w autoironicznych opisach Dr Benji’ego Waterhouse’a, który hobbistycznie jest stand-uperem i ma do siebie bardzo, ale to bardzo duży dystans. Jak spada na niego jakieś guano, nie olaboguje, tylko bierze to na miękko -> „Ah, shiet here we go again”. Czytaliście „Będzie bolało”? No to to jest coś takiego w banieczce psychiatrii.
Na moje oko dr Benji Waterhouse jest jak Tomek Kruz i wykonał misję z kategorii „niemożliwych”. Opowiedział o kulisach pracy psychiatry w sposób lekki i przystępny, a równocześni empatyczny i otwierający oczy na problemy systemowe. Czyli to prawda, że nie każdy superbohater nosi pelerynę. Nope, niektórzy chodzą w białych kitlach.
Tłumaczenie: Agata Styczyńska, Katarzyna Brejwo