Świąteczna iskra

Ocena Pigouta:

Przewodnik po świątecznych paździerzach #2 – > „Świąteczna iskra” (HBO MAX)

Plot: Owdowiała Dr Quinn przyjeżdża na Boże Narodzenie do miejscowości, która jest tak niszowa, że nawet Pepco w niej nie ma, a jak ktoś pyta – > Ej macie tu światłowód?, lokalesi odpowiadają – > Best I can do is moczowód. Mamy za to telegazetę, tam mordo znajdziesz wszystko.

Wracając do tematu, Dr Quinn przyjeżdża tu, żeby spędzić święta ze swoją córką, jednak po dwóch dniach córka zaczyna się irytować, że matka snuje jej się po chacie, zagląda do szaf i przypiernicza o byle co -> to źle, tamto źle, wszystko źle. Jebla idzie dostać od takiego pierdololo, więc córka zjada mentosa, po czym wymyśla plan. Jaki? Kurła sprytny. Konkretnie, że wrobi matkę w organizację wioskowego festynu świątecznego, co by zaczęła przypierniczać się do kogoś innego.

Dr Quinn wchodzi w to jak zła i zaczyna wymyślać imprezę z takim rozmachem, że Opener to przy tym popierdółka. Jednym z punktów jej planu jest słodki stół. Taki wiecie, jak na weselach u celebrytek, czyli, że torty i instagramowe ciasteczka w mikroskopijnych porcjach degustacyjnych evryłer.

Do pomocy przy realizacji tego projektu zatrudnia Sully’ego, czyli swoją szkolną miłość, która aktualnie jest spłukanym piekarzem, a przy okazji największym ciachem na wiosce i jak rano zachodzi do Żabki po małpkę cytrynówki, to ekspedientka pozwala mu być winna grosika. Baaa mówi -> „A jak potrzebujesz więcej szmalu, to wpadnij do mnie po pracy i dam ci nołlimitowy dostęp do mojej sakwy”.

Jednak urok Sully’ego totalnie nie działa na Dr Quinn, która ciągle go tyra, że jego ciasta nie są instagramowe, więc nie przejdą na festynie i w ogóle nie mów do mnie teraz, na co Sully odpowiada -> „Bo sernik to musi być sernik, koniecznie z rodzynkami, a nie jakieś hipsterskie gunwo” i w ogóle wracaj snobko do dużego miasta, bo tutaj nie pasujesz.

Robi się chryja, jak stąd do Katowic i wygląda na to, że festyn nie dojdzie do skutku, córka w amoku udusi Dr Quinn poduszką, a Sully’emu komornik zrobi wjazd na piekarnie, wtem pewnego wieczora Dr Quinn i Sully wpadają na siebie na parkingu pod Dino i akurat zaczyna prószyć śnieg, więc postanawiają pójść na kubek ceremonialnego kakao oraz porcję pieczonych kasztanów, wtem przypadkowo trafiają na iluminację wioskowych światełek, co tak ich nakręca, że robią #bang na naczepie jego pickupa i wygląda na to, że będą żyli krótko, bo starzy są, ale za to szczęśliwie… tymczasem!

Następnego dnia Dr Quinn z rańca udaje się z dwoma kubkami ze Starbunia do piekarni, co by wypić z Sullym poranną kapuczinę, wtem przez szybę widzi, jak Sully mizia się z inną. Wstrząs taki, że rzuca kubkami w witrynę, pokazuje Sully’emu faka, po czym wraca na kwadrat córki, wrzuca wszystko jak leci do walizki, na odchodne rzuca „Naura, gońcie się wszyscy” i wsiada do Ubera.

Sytuacja rozwiązuje się dopiero w następnej scenie, kiedy Sully, cały na biało, wbija na lotnisko i przy tłumie gapiów krzyczy do Dr Quinn -> „Głupia, to była moja siorka!”.

Na co zza jego pleców wychodzi owa siostra i wręcza Dr Quinn rysunek, na którym Sully jest uśmiechnięty, mówiąc, że to pierwszy uśmiech Sully’ego od śmierci Horacego w trzecim sezonie, a to wszystko dzięki niej.

Dr Quinn płacze, siorka Sully’ego płacze, ja płaczę, wy płaczecie, wszyscy kurła płaczą, a obsługa lotniska klaszcze.

Doktor Quinn postanawia nie wracać do domu, zamiast tego przerabiają z Sullym piekarnie na atelie krułasanta, adoptują alpakę i do końca życia śpią na łyżeczkę. Spoko, ale „Duma, uprzedzenie i jemioła” lepsze.