Zostaw Świat za sobą
- Tytuł:Zostaw Świat za sobą
- Autorzy:
- Wydawca:
- Gatunek:
Strimingi przyzwyczaiły nas, że jak robią filmy naszpikowane gwiazdami, to to nie jest jest żadna gwarancja jakości i nie ma co się nastawiać. Dlatego do tej najnowszej produkcji z Julką Roberts, Ethanem Jastrzębiem i Marshmallow Ali, podszedłem na dużej gardzie, tymczasem nie było tak najgorzej.
Plot jest taki, że Julka Roberts wraz z mężem i dzieciakami wynajmują na spontanie wypasiony dom i jadą się zresetować. Daleko nie odjechali, bo z tego wynajmowanego domu widać skyline Nowego Yorku, czyli mniej więcej tak, jakby Warszawiak pojechał się zresetować do Łomianek.
No i myk schodzi taki, że w trakcie tego wypadu zaczynają odpierniczać się dziwne rzeczy. Internet, radio, telewizja tango down, zwierzęta zachowują się jak potłuczone + jeszcze kilka innych pokręconych rzeczy. No, ale luz, przeczeka się, co nie? I wtedy do tego wynajmowanego domu przyjeżdża właściciel wraz z córką i robi Julce oraz Ethanowi sporą niezręczność, bo coś tam gadają, że chcieliby to zamieszanie przeczekać właśnie tu. Razem z nimi i ich dziećmi.
Na tym etapie film działa, bo bardzo chcemy wiedzieć, skąd te anomalie + czy legitny właściciel domu mówi prawdę, czy gra w jakąś grę.
To się rozwija bardzo powolutku, skupiając się na psychozie bohaterów, którzy z fazy „dobra, to pewnie tylko zwykła awaria i zaraz naprawią”, przeskakują do fazy „kurła, to chyba jakieś grubsze guano, WTF w ogóle”.
Czułem ten leniwy storytelling, bo ta tajemnica naprawdę intryguje i bardzo chce się rozwikłać tę zagadkę + jak sobie zrobić symulację takiego scenariusza w rzeczywistości, czyli na ten przykład siedzę sobie na swoim ranczu, które jest po środku niczego i nagle wszystko pada, nie mam neta, telewizji i sarny mi sterczą pod chatą, to bym oujał w 5 minuty. Tym bardziej, że jako introwertyk nie gadam z ludźmi, więc nie poszedłbym zapytać sąsiada, czy może wie, co się dzieje, tylko siedział na poddaszu i resetował ruter w nieskończoność, rzucając wszystkie wiązanki świata w stronę Orange.
Problemem tego filmu jest przedłużanie tej tajemnicy. Wiemy już, że inba jest z kategorii grubszych, zobaczyliśmy, jak postaci się zmieniają w takiej sytuacji, na co mamy takie -> Okej, to teraz dawać rozwiązanie zagadki. Tymczasem film mówi „Nope, trwajmy w tym stanie jeszcze przez godzinę i popatrzymy jak Etan Hawk pali epapierosa przy basenie”. Na tym etapie zaczyna się lekka irytacja, bo historia zaczyna kręcić się w kółko i nie daje nam nowego bodźca. A u mnie to jeszcze gorzej wygląda, bo jako wybieracz filmu na wieczorny seans, z niewiadomego powodu czuję odpowiedzialność za ten wybór i jak kątem oka widzę, że Madzia już się znużyła, zaczyna się wiercić i robić podchody do sięgnięcia po telefon, co by przescrollować insta, jakby jutra miało nie być, wpadam w fazę Bolca z „Chłopaki nie płaczą”, czyli pocę się jak wieprz i zapodaje -> „Spokojnie, zaraz się rozkręci”.
Niestety w tym przypadku, to rozkręcenie nie nadeszło. Ten film nie daje dosłownego zakończenia. W filmie pojawia się pewna teoria, ale czy jest słuszna, pewności nie mamy. Z jednej strony uważam, że jest to spoko zagrywka, bo zostawia pole do własnej interpretacji, z drugiej kurła mam takie poczucie niespełnienia, że ja nawet nie. Identycznie miałem dwa tygodnie temu, jak sobie ustaliłem, że robię cheat daya i idę do maczka na Drwala, po czym zjadłem i miałem takie -> Serio, i to było to wow, na które straciłem weekendowy limit kaloryczny? Ale scam!!!
Podsumowując -> ten film mi się nawet podobał, ale nie dał mi, że tak powiem satysfakcji, kropeczki nad „i”. Najgorzej. Swędzi, ale nie możesz się podrapać. Ale ma jedną zaletę -> utwierdził mnie w opinii, że nadal warto trzymać kolekcję DVD i Blurayów.
Na Netflixie jest.