Patryk Vega „Niewidzialna Wojna”

niewidzialna wojna

Co jest nie tak z „Niewidzialną Wojną” Patryka Vegi?

Jeśli nie chce wam się czytać, to skrótowa wersja brzmi -> Kurła Wszystko!

Film otwiera scena, w której Anna Mucha (filmowa matka Vegi) wraz z kilkuletnim Patrykiem są na szczycie jebitnej gór i okazuje się, że skończyła im się ścieżka, więc musza przejść na drugi wierzchołek po wąziutkim przesmyku nad przepaścią. We dwoje się nie zmieszczą, wiec najpierw Mucha przechodzi na czworaka, po czym woła do bombelkowego Patryka -> „Dasz rade, wierzę w ciebie, bla bla” -> i cholera wie, czy ta scena ta metafora, że życie Vegi to przedzieranie się na kolanach przez górskie przesmyki, czy serio razem z matką spontanicznie weszli w klapkach na Rysy, a później byli w szoku, że na szczycie infrastruktura niedomaga? Biorąc pod uwagę, że reżyserem jest Patryk, prawdopodobnie nigdy tego nie rozstrzygniemy

A później jest tylko gorzej, bo ten film w każdej sekundzie emanuje autofapowaniem Papryka nad swoją zajebistością i bije z niego przekaz, że Patryk już całemu światu udowodnił, że wielkim artystą jest i to nie podlega dyskusji, ale teraz łaskawie pokaże nam drogę, jaką przeszedł, jak miał ciężko na początku, bo nikt w niego nie wierzył i wszyscy podkładali nogi, ale on się nie dał i zaorał niedowiarków. Bo cały myk polega na tym, że dla Patryka sukces komercyjny = sukces artystyczny.

Mordo -> uwodniłeś tylko, że z pierwszym Pitbullem to był jakiś kosmiczny fart i mimo dziesiątek prób, nie jesteś w stanie wrócić do tego poziomu. Baaa każde kolejne dzieło to przebijanie dna w patologii, prostactwie i bullshicie. Osobiście zaczynam podejrzewać, ze pierwszego Pitbulla tak naprawdę zrobił to ktoś inny, po czym został wykolegowany z napisów końcowych, bo to jest niemożliwe, żeby taak zacząć i taaaaak skończyć.

Dobra, nevermind. Jak już przeczołgali się po górach, przez kolejna godzinę oglądamy młodego Papryka, który jest do szpiku kości przekonany, że jest mu pisana wielkość, ale jeszcze nie wie w jakiej branży, wiec próbuje wszystkiego po kolei -> a to zaczyna handlować pirackimi grami na giełdzie, a to kupuje kradziony samochód, żeby zrobić wałek ubezpieczeniowy, ale niestety nie pykło (mafia go przekręciła), a to zaczyna handlować dragami (pech, bo przy pierwszej transakcji zamordowano jego dostawce), a to kradnie perfumy na promie do Szwecji (złapali go), tymczasem matka nie tylko go w tych krzywych akcjach dopinguje, ale wręcz podżega do kolejnych -> np. mamy scenę, kiedy Mucha mówi do nieletniego Patryka -> „Ej Papryk, weź kolegów i cho spożywać alko w domu, co byście w bramie nie marzli” XD. I tu nie ma refleksji pt. „Miałem zwichrowane dzieciństwo”, jest za to duma z siebie na zasadzie „Patrzcie, jakim byłem kozakiem”. To wiele tłumaczy.

Po tych wszystkich nieudanych karierach, Papryk w końcu wpada na pomysł, ze będzie robił filmy i tu dostajemy przebitki, jak to za młodu siedział z dziadkiem w kinie i chłonął klasykę -> Star Warsy, Pulp Fiction, Ucieczkę z Nowego Yorku, etc. I znowu dostajemy przekaz podprogowy -> patrzcie, tym się karmiłem i to mnie ukształtowało. (XD again)

Mordo what are U pierdoling about? Widziałeś swoje filmy? To tak, jakbyśmy dostali film o siostrach Godlewskich i ten film próbowałby nam sprzedać incepcję, że siostry Godlewskie ukształtowała muzyka Madonny i Roxette…. po czym odpalamy ich jutuba a tam -> „W wannie już pływa karp!”. To ten sam kejs. Gdzie Pulp Fiction, a gdzie twoje gunwo o wakacjach last minute w Egipcie? No szanujmy się.

Okej, jesteśmy w punkcie, w którym Patryk postanawia, że będzie robił filmy, więc zapisuje się do łódzkiej filmówki… wtem dostajemy scenę z egzaminu, na którym komisja pyta Patryka, czy widział filmy Ingmara Bergmana, na co oburzony Patryk odpowiada -> „Pani, filmy Ingmara to sobie można obejrzeć w cyklu „Kocham Kino”, ja to oglądam filmy, o których wy w życiu nie słyszeliście. Nawet mi was nie żal. Zapamiętajcie moje (zmienione) nazwisko, bo jeszcze o mnie usłyszycie, tymczasem wychodzę, naura”.

Mordo -> cała Polska w zeszłym tygodniu usłyszała o Jakubie Czarodzieju, ale wątpię, żeby nauczycielka, która oblała go w drugiej klasie podstawówki, miała teraz wyrzuty sumienia, że nie poznała się na jego geniuszu. Nope, raczej myśli sobie -> „Shiet, powinnam wtedy zrobić coś więcej, żeby uciąć to w zarodku”. I tak samo ma branża filmowa z Tobą.

Jesteśmy w punkcie, w którym Vega zaczyna być filmowcem na własną rękę i tutaj taka piękna scena schodzi -> Vega narysował na kartce ludzika i kilka kamer wokół niego, po czym rzuca do matki: „Mamo, kiedyś zrobię takie ujęcie, że aktor będzie filmowany w 360 stopniach i zwolnionym tempie. To będzie szał, zobaczysz”…. I po chwili mamy zbliżenie na TV, w którym leci Matrix i te ujęcia z Keanu w Bullet Timie, na co Patryk -> „Pacz mama, cholerne siostry Wachowskie ukradły mi pomysł!” (XD po raz n-ty).

Tutaj Vega już robi serialowego Pitbulla, po którym przychodzi czas jego pełnometrażowego debiutu… ale peszek bo akurat w dniu, w którym miał mieć premierę, o 21:37 umiera Jan Paweł II i wszyscy maja wywalone na jego film (XD). Ale nic tam, robi drugi film (nie mówią jaki) i boom, porażka finansowa. Nikt nie poszedł do kina, wiec zaczynają pojawiać się głosy, ze Papryk się skończył zanim w ogóle się zaczął i niech lepiej pójdzie do prawdziwej pracy, na co Papryk -> „Taaa? To patrzcie teraz! Zrobię prawdziwego hita komercyjnego”… i tutaj chodzi o film „Ciacho”, do którego zatrudnił najgorętsze nazwiska + rozkręcił machinę marketingową i hajs się zgadza, ale myk polega na tym, że Vega nie kocha tego filmu, to nie jest to, co gra mu w duszy, więc gardząc sobą, popada w alkohol, dragi, seksoholizm i kompulsywne jedzenie.

I w tym miejscu film przechodzi w klimaty Violi Kołakowskiej. Gruby Vega użala się nad sobą, ze się skończył, że to jest jego koniec w biznesie filmowym, bla bla bla, wtem ktoś mu mówi -> „tej Patryk znam taką jedną wróżkę, weź do niej wydzwoń, to może cos ci doradzi”.

Patryk dzwoni i wróżka mu mówi -> „Mordo nie smutaj, kolejne twoje filmy będą hitami. Widzę w szklanej kuli, że zrobisz coś o złych kobietach, później coś o lekarzach i oba tytuły zarobią grube miliony”.

Równolegle Patryk zmaga się z bólem kręgosłupa i medycyna nie potrafi mu pomoc… wtem dostaje namiary na jakiegoś znachora -> boom, ból jak ręka odjął.

Równocześnie Patryk zmaga się z kryzysem wiary, bo nic mu się nie udaje… wtem Bóg osobiście do niego przemawia -> „Ej Patryk, nie poddawaj się, kręć filmy, wszyscy tego chcemy i potrzebujemy”.

Równocześnie Patryk czuje się jakby ktoś na niego jakąś klątwę rzucił… wtem na jego drodze staje jakiś egzorcysta i zdejmuje złe moce.

True story, druga godzina filmu to wróżbici, znachorzy, egzorcyści, uje, muje dzikie węże. To był taki bełkot, że ja nawet nie. Odklejka level milion. Ale ok, bo się nakręcam. Rzeczy, których już nigdy nie zapomnę z „Niewidzialnej wojny”:

  1. Scena, która pokazuje kulisy kręcenia „Botoksu” -> Asystent mówi do Patryka: „Patryk, jedenaścioro popularnych aktorów odmówiło udziału w tym filmie, bo jest zbyt kontrowersyjny. Jesteś najbardziej kasowym reżyserem w tym kraju, po co co ci taki film? Po co się podkładać, skoro można robić przyjemne dla wszystkich projekty?”… Na co Patryk -> muszę powiedzieć ludziom prawdę bez względu na cenę -> XD (prawda o tym, jak baba kopuluje z owczarkiem niemieckim <muzyczka Trudne Sprawy>)
  2. Rafał Zawierucha -> Naprawdę potrafię zrozumieć, że na etapie rozmów o tym filmie, Rafałowi mogło się wydawać, że to będzie wyzwanie aktorskie, przełamanie wizerunku i być może szansa, żeby udowodnić wszystkim, że dobry aktor wyciągnie na prostą nawet projekt, który od pierwszej chwili skazany był na porażkę. Serio rozumiem, ALE jak już kamera poszła w ruch, to nie wierzę, że nie ogarnął, że to jednak zgniłe jajo jest i nic dobrego z tego nie wyjdzie. Jego rola jest równie daremna jak cały film i strasznie smutno było na to patrzeć. Wygląda jak creep, gada jak creep, sensu w tym nie ma za grosz i tylko przypał przed Leosiem i Bradem.
  3. Gruby Vega -> Patryk w filmie się żali, że siostry Wachowskie ukradły mu pomysł na ujęcie Bullet Time, a mimo tu udało mu się wprowadzić niesamowitą innowację do kina. Otóż filmowy Patryk Vega przechodzi etapy chudości i grubości, co nie? Brzmi jak idealna rola dla Kriszcziana Bejla, który uwielbia takie metamorfozy, bo to pierwszy krok po Oscara. Można pomyśleć, ze Rafał Zawierucha, który ma Tarantino w CV, też pójdzie tą drogą. Tymczasem NOPE XD.

Na czas grubego Vegi, Zawieruchę zastępuje inny aktor, który jest naturalnie „duży” i w swoich scenach rusza tylko ustami, tymczasem Zawierucha go dubbinguje. Przysięgam, że czegoś tak kuriozalnego jeszcze nie widziałem. Ani głos, ani synchro nie jest dopasowane, więc w głowie ma się cały czas -> WTF? To się dzieje na serio?

  1. I na koniec trzy cytaty z filmu, które zostaną ze mną już na zawsze:
  2. Młody Patryk Vega handluje na giełdzie pirackimi gierkami i dostaje po łbie od swojego szefa za upuszczenie dyskietek. W ramach zemsty postanawia wykolegować szefa z biznesu podkupując lokalnego hakera (nawet nie pytajcie), a kiedy już to zrobił i szef przychodzi z pretensjami (Papryk why?), Papryk odpowiada: „Jestem jak rekin. Nie odróżniam przyjaciół od jedzenia”
  3. Papryk Vega w fazie seksoholika próbuje wyrwać dziewczynę wyhaczoną na ulicy i taki dialog schodzi:

– Hej, wiesz kim jestem? Jestem Patryk Vega i proponuję ci rolę w moim nowym filmie

– What? Serio jesteś Patryk Vega? Myślałam, ze Patryk Vega jest wyższy

– Jestem milionerem z IQ 145! Nie uważasz, że gdybym był wyższy, nie byłoby to fair względem reszty mężczyzn?

III. Papryk Vega w fazie seksoholika zarywa babeczkę na bankiecie:

– Cho, pojedziemy do Ciebie

– Ale Patryk ja mam okres

– Plażo proszę, byłem przy pięciu sekcjach zwłok. Jedziemy!

<Kurtyna>

1 na 10, bo mniej się nie da. Na swoją obronę mam to, że poszedłem, żebyście wy już nie musieli + miałem vouchery do Heliosa, więc kosztowało mnie to 0 zł, aczkolwiek i tak przepłaciłem, bo tego czasu już nikt mi nie zwróci. Pośmialiśmy się z Patryka, pomemowaliśmy, ponarzekaliśmy, poolabogowaliśmy, ale już czas, żeby Patryk poszedł być wielkim artystą gdzie indziej, bo ile kurła można?

Ironiczne jest to, że chłop zrobił masę złych filmów, ale najgorszy o sobie. Jeśli „Niewidzialna wojna” jest jego pomnikiem, to jest to pomnik z guana, smarków i patyków. Nie polecam. Te ławeczki w kształcie Polski, co się rozkraczyły przy pierwszym deszczu, to fachowa robota na tle jego pomnika.