Dziewczyna Influencera
- Tytuł:Dziewczyna Influencera
- Autorzy:
- Gatunek:
Widzicie tytuł „Dziewczyna influencera” i już was wzdryga. Patrzycie na plakat i macie takie „Oboże, dlaczego?”
Wygląda na paździerz co nie? No to was zaskoczę, bo w rzeczywistości ten film jest… jeszcze gorszy. Kasztan taki, że w kinie zapadałem się w fotelu.
Już nawet nie będę mówił, że film jest krindżowy na maxa, tani i ma koszmarne dialogi, bo to oczywista oczywistość. Najgorsze w tym filmie jest kłamstwo w złożonej obietnicy -> Pierwszy polski film o influencerach. Cała prawda. Wszystko za lajka.
Mordy ten film to taka prawda o influencerach, jak „Botoks” jest całą prawdą o służbie zdrowia, a „Dziewczyny z Dubaju” całą prawdą o tym, skąd się biorą markowe torebki.
„Dziewczyna influencera” to projekcja czyjegoś wyobrażenia o influencerach. Ot film stara się nam powiedzieć, że jak widzicie wyginające na tajskich plażach babeczki w strojach kąpielowych, to wiedzcie, że ich uśmiechy są fejkowe. Że kiedy kończy się sesja foto, uśmiech znika z ich twarzy, niczym 70 milionów wpompowane w wybory kopertowe. Że one tak naprawdę są nieszczęśliwe i samotne. I że wiele z tych dziewcząt wcale nie daje rady utrzymywać się z Instagrama i dorabiają na Only Fansach + mają sponsorów, staruchów, którzy traktują je poniżej godności.
No straszna historia, wzruszyłem się na maxa XD, z tym że jest to z dupy, bo nijak nie da się tego rozciągnąć na całe środowisko i uznać, że oto zobaczyliśmy całą prawdę. Tym bardziej, że żaden w pokazanych w filmie influencerów nie fotografował jedzenia przed jego konsumpcją, a to pierwsza zasada influ -> obcykaj szamę z każdego kąta zanim włożysz sobie do buzi. No szanujmy się.
Czy jestem rozczarowany, że film nawet nie próbował uchwycić tematu w jakiś interesujący sposób? Owszem. Mieliśmy niedawno „W trójkącie”, które pod przykrywką zatonięcia statku z VIPami pokazało, że trochę nam się popierniczyło w priorytetach i jak jesteś rozbitkiem na wyspie, to lajki gówno znaczą i rządzą ci, co mają realne skille.
Był „Dream scenario” z Nicolasem Cagem, który pokazał, jak szybko można zyskać sławę i jeszcze szybciej ją stracić + z czym się je cancel culture.
No da się takie tematy ugryźć i sprowokować do refleksji. Na ten przykład na naszym podwórku ciekawym zagadnieniem jest, czy znani ludzie są w stanie odwalić tak mocno, żeby ludzie na serio się od nich odwrócili, czy to już tak jest, że jak masz fejm, to zawsze spadasz na cztery łapy? Mieliśmy aferę z Beatą Kozidrak, która już dawno została zapomniana i wszystko wróciło do normy. Mamy Palikota, który wisi ludziom kupę szmalu, a mimo to jak gdyby nigdy nic świruje sobie po social mediach i nadal ludzie mu piszą „Wyjebongo w hejterów, jestem z panem”. Był kryształowy Gonciarz, o którym dowiedzieliśmy się, że z kryształem faktycznie jest mu po drodze, ale niekoniecznie tak, jak sobie wyobrażaliśmy. Był pouczający Gargamel, który w realu tyrał swoją dziewczynę. Była Pandora Gejt, która absolutnie nikogo nie zaorała. No i z ostatniego tygodnia inba z Popkiem, który odwalił już tak toksyczne guano poniżej godności, że słów brak, tymczasem pod jego filmikiem z przeprosinami „Sorka, ale po alko i narkotykach mi odwala”, jest 25 tysięcy lajków i komentarze „Oj tam oj tam, dajcie spokój Popsuiowi. Niech pierwszy rzuci kamieniem, kto po dragach nigdy nie smagał owczarka niemieckiego zaganiaczem po pysku”.
Tak że „Dziewczyna influencera” jest filmem jałowym, z totalnego odwłoka, ale za to próbuje wyważyć otwarte drzwi.
Ale jest smaczek. Otóż w tym filmie epizody grają prawdziwi influencerzy. Przeczytałem w jakimś artykule, że było ich kilkoro, niestety aż tak bardzo się nie orientuję w tym świecie i podczas seansu sam z siebie wyłapałem tylko Wojtka Golę, który jest właścicielem Fejm MMA i gdzieś tam na Pudlu się przewija. No i myk jest taki, że Wojtek Gola zagrał w tym filmie siebie, czyli Wojtka Golę… i zagrał chujowo. Złota malina z urzędu.
A drugi smaczek jest taki, że podstępem wprosiłem się na premierę na celebów, gdzie byli absolutnie wszyscy znani w tym kraju i gdyby zabarykadowali nas w tej sali kinowej, to Superaki nie miałby o kim pisać, na pato galach nie miałby kto walczyć, a w Tańcu z Gwiazdami nie miałby kto tańczyć i oceniać. Ale ja nie o tym.
Esencją tej celebryckiej premiery była ironiczność sytuacji. Ot film niby chce pogrozić paluszkiem influencerom, że hej, przejrzeliśmy was i gardzimy, a po chwili na scenę wchodzi ten wysoki Matuesz z Dzień Dobry TVN i mówi -> Ej, ale weźcie po wyjściu napiszcie coś o tej premierze na swoich socialach, plizka. Macie zasięgi, więc to się poniesie. Liczymy na was.
A później poleciał ten film, który był tak tragiczny, że bardziej się nie da, wtem wpadają napisy końcowe… na co wstają celeby i zapodają owację na stojąco, jakby to było lądowanie w Ryanairze.
Wspaniała była to premiera, nie zapomnę jej nigdy.