„Remake. Apokalipsa Popkultury” Michał Ochnik

Ocena Pigouta:

Powiecie, że znowu recka, a ja na to powiem wam, że owszem, ale czegoś z zupełnie innej kategorii niż dotychczas, bo będzie to książka z gatunku, który roboczo nazywam „Popkulturowym pierdololo”. I od razu się asekuruję, że to komplement.

Kocham popkulturowe pierdololo i fakty są takie, że mój prywatny wall fejsbukowy składa się niemal wyłącznie z fanpejdży, które się takim pierdololo zajmują -> Człowiek z popkultury, Filmy Które Ryją Banie Zbyt Mocno, Full Frontal Pisula, Brody z kosmosu (ciągle się kłócimy o wszystko), Zwierz popkulturalny i tak dalej i tak dalej.

Mało tego, kilku moich topowych ziomków jest z banieczki popkulturowej i większość naszych interakcji wygląda tak, że ktoś mówi, że widział film X z aktorem Y i ze był w pytkę, na co ktoś inny wyskakuje z tekstem, że chyba go pogrzało, bo to parujące guano było i jak już mamy chwalić aktora Y, to za film Z. Po chwili zaczynają się wycieczki osobiste, bo oczywiście każdy ma inne zdanie w temacie… i wtedy inny ziombel dla rozładowania atmosfery, zapodaje zabawę pt. ̶”̶F̶a̶k̶,̶ ̶M̶a̶r̶r̶y̶,̶ ̶K̶i̶l̶l̶”̶,̶ ̶w̶ ̶k̶t̶ó̶r̶e̶j̶ ̶t̶r̶z̶e̶b̶a̶ ̶p̶o̶d̶a̶ć̶ ̶3̶ ̶n̶a̶z̶w̶i̶s̶k̶a̶ „Podaj trzy filmy, które zabrałbyś na bezludną wyspę i oglądał do końca życia”.

Popkultura to jest żyćko i tematyczna studnia bez dna, bo każdy film można rozłożyć na tysiące elementów, po czym połączyć wspólnym motywem z innym filmem, doszukać się inspiracji, chamskiej zrzynki, albo pionierskiej zagrywki. Można utonąć w wyliczankach, rankingach i ciekawostkach.

Kochom to, dlatego książkę „Remake. Apokalipsa popkultury” na pewno bym kupił…. gdyby nie to, że dostałem za darmoszkę od Wydawnictwo Znak.

„Remake. Apokalipsa popkultury” składa się z 9 rozdziałów, poruszających takie zagadnienia, jak „Prawa autorskie i domena publiczna”, „Interaktywność”, „CGI”, „Spoilery”, „Piractwo”, „Bing Watching”, „Fandomy”, „Polityka” oraz „AI”. Każdy jest oczywiście punktem wyjścia, aby urządzić dłuższą pogadankę, w której pada wiele tytułów, nazwisk oraz prób wyjaśnienia mechanizmów rządzących branżą (Co się opłaca, co nie? Dlaczego studia robią tak i siak?, Co ktoś tam znany powiedział ważnego?, etc).

Osobiście te rozdziały podzieliłbym jeszcze na dwa podzbiory -> „Rozdziały, w których dostajemy usystematyzowane fakty i genezę pewnych zjawisk” oraz „Rozdziały, w którym autor dzieli się swoimi przemyśleniami”. W przypadku części z faktami, nie ma z czym polemizować. Po prostu tak było i to jest pigułka wiedzy. Natomiast rozdziały z rozważaniami to subiektywne opinie, z którymi nie musimy się zgadzać, ale dostajemy argumentację, dlaczego autor widzi to właśnie w taki sposób, czyli podejście blogowe.

Pytania do tej publikacji są dwa:

1. Czy warto się za to zabierać (w dłuższej wersji -> czy dowiem się z niej coś czego nie wiedziałem?) -> Odpowiedź brzmi to zależy od stopnia twojej wiedzy. Jeśli masz czarny pas z popkultury, książka raczej cię nie zaskoczy nową wiedzą, ale może zainteresuje cię właśnie ta część z rozważaniami autora, żeby sprawdzić, czy myślicie podobnie, czy wasze opinie się rozjeżdżają. A jeśli rozjeżdzają, czy przekona cię swoimi argumentami, czy raczej sprowokuje do wysłania DMa o treści -> „Uja się znasz. Ja wiem lepiej, jest tak i tak”. Ja w każdym razie bardzo szanuję rozdział o domenie publicznej, bo on daje mocną genezę komiksów i kilku rzeczy nie wiedziałem.

2. Czy to jest przyjemna lektura, czy męczenie buły? -> Zdecydowanie z kategorii przyjemnych. Lekko się czyta, opowieści bazują na chwytliwych anegdotkach i przykładach popularnych tytułów. Dużo smaczków i ciekawostek, które popkulturowe tygrysy lubią najbardziej. Struktura oparta na rozdziałach i podrozdziałach sprzyja, aby sobie dawkować tę książkę w małych porcjach, albo omijać nieiteresujące nas zagadnienia.

Ogólnie nie mam powodów, żeby nie polecić tego tytułu dalej, tym bardziej, że na naszym rynku zbyt dużo się nie dzieje w gatunku „popkulturowego pierdololo”. ALE na boczku jest jedna rzecz, która nie daje mi spokoju. Otóż autor książki, Michał Ochnik, prowadzi fanpejdż „Mistycyzm popkulturowy”. Słyszę o nim pierwszy raz, ale ponoć jest dość popularny… i tu mam zagadkę, bo mi taki fanpejdż na fejsbuku ani na instagramie nie wyskakuje, co może oznaczać, że mam na nim bana, ale to byłoby bez sensu, bo jak mówiłem, nigdy wcześniej o nim nie słyszałem. Dziwne i nie zasnę dopóki tego nie rozgryzę. Jakieś pomysły?