Katarzyna Puzyńska „Żadanica”

żadanica

O Katarzyna Puzyńska wiem cztery rzeczy:

  1. Mogłaby startować z Quebonafide w konkursie na największą ilość dziar
  2. Lubi komplikować życie bibliotekarzom takimi fajnymi, nie za łatwymi tytułami -> Chąśba, Śreżoga, Łaskun, Rodzanice, itd.
  3. Jej książki tłumaczone są na język hiszpański -> widziałem w kiosku na lotnisku w Maladze
  4. Za życiowy cel postawiła sobie uśmiercić wszystkich mieszkańców Lipowa, czyli niewielkiej wsi, która według opisu z książki, położona jest kilka kilometrów od Brodnicy.

Kaśkę książkowo poznałem dokładnie rok temu przy okazji recki „Martwca”, czyli 13. tomu „Sagi o Lipowie”, a dziś, w naszą rocznicę, całkiem przypadkowo wracam z tomem 14.

Zanim jednak przejdę do recki, daję znać, że punkt drugi z faktów o Puzyńskiej nadal aktualny. Jup, najnowszy tom nosi tytuł „Żadanica” i oczami wyobraźni widzę scenę w Empiku, jak to randomowa klientka przychodzi właśnie po tę książkę, ale przy kasie doznaje zaćmienia umysłu, zapominając tytułu oraz nazwiska autorki, więc wypala -> „Dzień dobry, poproszę najnowsza książkę tej pani, co ma napisane vegan na nadgarstku. Chwilowo nie pamiętam tytułu, ale brzmi podobnie do nierządnicy. Dla ułatwienia mogę powiedzieć, że okładka jest szara. Chyba.”

Drugi heheszek dotyczy wyrażenia „Saga o Lipowie” -> dziżas to brzmi, jak seria babcinych romansów wyłowionych z dna kosza z tanią książką… tymczasem suprajsik, bo to całe Lipowo jest jeszcze bardziej niebezpieczne od Sandomierza Ojca Mateusza i trupy idą tam w dziesiątki (punkt czwarty faktów o Puzyńskiej #check).

Wracając natomiast do tematu. Nie będę wam streszczał wcześniejszych tomów, bo primo czytałem tylko jeden, więc też dużo mnie ominęło, a drugie primo jest takie, że tego typu cykle zawsze zaczynają się od pigułki najważniejszych faktów i opisów postaci, aby można było zacząć w dowolnej części, co oznacza, że ta wiedza nie jest wam niezbędna do życia.

Powiem za to, że przy recce 13. tomu napisałem, że książki Puzyńskiej są dla mnie jak piosenki Sanah, czyli łączą motywy, które lubię z tymi, których nie cierpię, ale koniec końców przy „kawce na wynos” nóżka chodzi. I tak samo jest z Sagą o Lipowie, gdzie wątki kryminalne przecinają się z operą mydlaną na pełnej petardzie, tworząc sytuację w stylu -> „No w sumie to chciałbym wiedzieć kto zabił, ale jeszcze bardziej interesuje mnie, czy ten ex policjant i pisarka z różowymi włosami w końcu zrobią Bang?”. Zresztą u Remka miałem to samo -> „Oooo kurde chyba Zordon zaraz wjedzie w ślinę z Chyłką, can’t wait!”… wtem Chyłka wyskakuje z info, że jest w ciąży z innym i cały nastrój do piachu #Najgorzej.

Podsumowując trochę sobą gardzę czytając Sagę o Lipowie, a trochę siedzę z wypiekami na twarzy i tym żyję. Ot taki kryminalny Hotel Paradise -> trochę mordów, trochę guilty pleżer. Można się wkręcić. Natomiast, co do fabuły „Żadanicy”, to robiłem 20 podejść do zajawienia jej w taki sposób, aby odnalazły się zarówno osoby, które nigdy nie miały z serią do czynienia, jak i stali czytelnicy. Niestety nie pykło, więc rozbiję to na dwa razy.

Dla tych, którzy nie mieli styku z Lipowem -> jest sobie koleś, który kiedyś był gliniarzem, ale stwierdził, że już mu się nie chce, więc w ramach nowego zajęcia otwiera agroturystkę w Lipowie. Mamy dzień oficjalnego otwarcia i zjeżdżają pierwsze klientki, które niestety okazują się problematyczne i zamiast urządzić sobie grilla na łonie natury, po czym grzecznie pójść do wyrka na kimeczkę, urządzają seans wywoływania duchów… i ten seans kończy się taką dramą, że ja nawet nie. Masakra. Dosłownie. Ale kto za nią odpowiada?

Dla tych, którzy znają serię -> ex gliniarz Daniel Podgórski otwiera agroturystykę i jest cały w nerwach, bo lada moment mają zjechać pierwsze klientki. Nie spodziewa się jednak, że klientki zamiast podziwiać okoliczne jezioro, przyjechały na seans wywoływania duchów, a jeszcze bardziej nie spodziewa się, że ten seans skończy się taaaaką inbą, że ja nawet nie. Równolegle Maria Podgórska i Klementyna Kopp biwakują w lesie i nagle słyszą, że ktoś kręci się przy ich namiocie. Wychodzą, żeby sprawdzić i suprajsik, bo nikogo nie ma, ale znajdują za to dziwną lalkę bez twarzy i zaczynają snuć różne teorię. A jakby tego było mało, w Lipowie melduje się nowy, podejrzany mieszkaniec, który ewidentnie nosi w sobie jakiś brudny sekrecik. Czy te wszystkie rzeczy się łączą? Oczywiście, wszak to Lipowo -> generalnie zupełnie inny klimat niż w „Martwcu”. Bardziej horror style.

P.S. Nieprzypadkowo o „Żadanicy” piszę akurat dziś. Otóż Saga o Lipowie ma tak wierną publikę, że zaczęto nawet organizować zloty fanów. Konkretnie odbywają się one w Pokrzydowie (książkowe Lipowo) i w programie są gry terenowe, w których trzeba rozwiązać zagadkę kryminalną, spotkanie z autorką i jej gośćmi, piknik integracyjny, etc. Oczywiście zloty zostały brutalnie zastopowane przez pandemię, ale w tym roku nastąpi reaktywacja. Konkretnie w terminie 16-17 lipca, więc jak cuś macie jeszcze 10 dni, aby ująć to w swoich planach.

A tu klasycznie link do książki -> https://tiny.pl/938dr