Książki na Mikołajki
Last minutowo mam dla was wpis spupracowy z wydawnictwem Media Rodzina, z którego to zasobów wytypowałem trzy książki (dla trzech grup wiekowych) w sam raz na Mikołajki. I nie tylko.
Jak jeszcze dzisiaj klepniecie, to akurat dojdą na poniedziałek, więc win – win. A jak nie klepniecie, to jest jeszcze trochę czasu na ogarnięcie ich stacjonarnie.
Nr 1. „Okrutna siostra” Karen Dionne -> z całym szacunkiem dla Pani Karen, ale jak spojrzy się na jej zdjęcie na Wikipedii, w pierwszym odruchu ma się myśli, że jest to już dojrzała pani, która zapewne hoduje 12 kotów i pisze jakieś słitaśnie romansidła w stylu Nicholasa Sparksa… tymczasem suprajsik i okazuje się, że jest to babcia, która lubi socjopatów i kreatywne mordy. Przynajmniej coś takiego dostajemy w jej najnowszej powieści „Okrutna siostra”.
Jeśli widzieliście „Synalka” z Macaulayem „Kevinem samym w domu” Culkinem, to wiedzcie, że „Okrutna siotra” to coś w tym stylu i tak samo dobre, z tym że książkowa socjopatka jest 10x bardziej krejzi niż Macaulay. I ja to szanuję.
Gatunkowo jest to thriller psychologiczny, w który dość szybko nabieramy podejrzeń kto zabił, ale prawdziwą zagadkę stanowią okoliczności, w jakich się to odbyło oraz motyw. I to żre. Wiem, bo dzisiaj skończyłem. Zresztą poprzednia książka babci Dionne, czyli „Córka Króla Moczarów” też zgarniała dobre recki, więc przy dwóch trafieniach to już nie przypadek. To skill.
I jest to polecajka Mikołajkowa dla bombelków, które mają już prawa wyborcze -> https://tiny.pl/9dnv9
Nr 2. „Gwiazdkowy prosiaczek”, J. K. Rowling -> jest to tytuł, który ujrzał światło dzienne kilka tygodni temu, więc jeszcze świeżynka, ale mnie akurat uwiódł tym prosiaczkiem w tytule, wiadomix. No dobra, nazwisko J.K. Rowling też zadziałało.
I z tym gwiazdkowym prosiaczkiem to jest taka akcja, że czytałem go Brendonkowi i Brendonek nie ogarniał, że ta książka ma podwójne dno, więc słuchał na pełnym chillu, tymczasem ja ukradkiem wyłem jak na filmie „Mój przyjaciel pies” #ZaMocne.
Plot jest taki, że głównym bohaterem jest dzieciak o imieniu Jack, który nie rozstaje się z przytulanką prosiakiem i tu dostajemy kilkunastostronicowe wprowadzenie, jak to Jack i prosiak wszystko robią razem i jak bardzo się ziomkują, po czym J.K. Rowling zaczyn zrzucać bomby -> rodzice Jacka się rozwodzą, mama Jacka poznaje nowego „przyjaciela”, z którym z czasem się hajta, wtem okazuje się, że przyjaciel ma nastoletnią córkę z poprzedniego związku, która przechodzi fazę buntu i wyżywa się właśnie na Jacku. I raz sucz po złości wyrzuca mu tego ziomeczka prosiaka przez okno w samochodzie. Na autostradzie!
Już na tym etapie pękło mi serduszko, tymczasem akcja dopiero się rozkręca. Long story szort -> Jack dostaje od dziadków takiego samego prosiaka, ale nim gardzi i leży w swoim pokoju na fochu aż do wigilii, wtem w wigilie wszystkie jego zabawki ożywają i mówią, że zgubione zabawki trafiają do Krainy Zgub, w którym rządzi okrutny Lamus… bla bla bla i ten zastępczy prosiak proponuje, że pójdzie tam z Jackiem i pomoże mu odnaleźć legitnego prosiaka.
A dalej to już tylko łzy, bo poznajemy moc prawdziwej przyjaźni, niezłomności, poświęcenia oraz dowiadujemy się, że rzeczy, które utraciliśmy, nadal gdzieś tam są i nas kochają. Jak to czytałem, przypomniała mi się moja pierwsza fura – 20-letni Opel Kadett i wtedy płakałem jeszcze bardziej.
„Gwiazdkowy prosiaczek” to totalne 10/10 i nadaje się zarówno dla bombelków, którym trzeba jeszcze czytać, jak i dla tych, które uprawiają już czytelniczą solówkę. Mocne polecanko -> https://tiny.pl/9dnvs
Nr 3. „Dzień z dziadkiem”, książka z cyklu Akademia Kici Koci -> pozycja dla bombelków w każdym wieku, ze szczególną rekomendacją dla tych najmłodszych.
Generalnie Kici Koci nikomu przedstawiać nie trzeba, więc powiem tylko, że jest to kolejny tom jej przygód, w których oczywiście towarzyszy jej młodszy brachol Nunuś, z kolei tytuł spoileruje, że w roli drugoplanowej pojawi się dziadek. #Potwierdzam
Jak to wyszło? Doskonale! Historia trzyma za mordkę od pierwszej do ostatniej strony, obrazki są duże i kolorowe, strony twarde (można gryźć i lizać), a jako ficzer dostajemy lekcję angielskiego. True story, jest to książka, która zawiera podstawowe angielskie zwroty wraz z tłumaczeniami i pomocniczymi ilustracjami, soł mamy tu sporą wartość dodaną.
„Ale czy to nie jest za wcześnie, żeby podsuwać bomblowi języki obce?” – zapytacie. Nope, primo jest to totalnie lajtowa dawka, drugie primo, to idealny moment i jestem na to najlepszym przykładem, bo jak za młodu był Cartoon Network tylko po angielsku, to mimochodem coś tam łapałem i jak trzeba było zapytać na obozie zagranicznym -> How Much Is The Fish? to nie było problemu. Teraz wszystko jest po polsku, a ja cofam się w rozwoju. Tak że według mnie warto -> https://tiny.pl/9dnbg
I tym sposobem zostawiam was z trzema pewniaczkami na Mikołajki. Nie ma za co. Pozdro 600.`