Netflix „Wielka Woda”

Mam wolną chwilę, więc pogadajmy o tym, jak udanym serialem jest „Wielka woda”, bo ja nadal w szoku jestem.

Pierwsza rzecz, która mnie kupiła, to zepchnięcie powodzi na drugi plan i budowanie historii na ziomkach i ziomalkach, którzy mają w tej grze totalnie odmienne role do odegrania i próbują przeciągać linę na swoją stronę, tymczasem zegar tyka, a billboard z Marczakiem coraz bardziej pod wodą. Był TEN nerw, który trzyma za mordkę #szanuję

Dwa -> maraton niekompetencji a’la Czarnobyl. Wiemy, że to jebnie, tymczasem jakiś leśny dziadek -> „Nie jebnie, wytrzyma! #Sprawdzone #Info„, co oczywiście było wygodną wersją dla polityków, wszak wybory te sprawy i zaraz leci komunikat medialny… i tutaj piękna szpileczka do naszych aktualnych inb, bo serialowy komunikat brzmiał -> „Drodzy państwo relax, powódź jest w odwrocie”. Lovyt

Trzy -> historia inspirowana, więc 1 do 1 nie bierzemy, ale i tak dopiero z serialu dowiedziałem się, że podczas powodzi była taka draka z rolnikami. Młody wtedy byłem, daleko mieszkałem, więc albo taki news do mnie nie dotarł, albo wystarczająco się na nim nie skupiłem, żeby docenić grubość tej dramy. Walor edukacyjny

Cztery -> Dbałośc o detal. Babeczka chodziła z szarym, sztruksowym plecakiem Enrico Benetti. Bardziej realistycznie już się nie da

Pięć -> Anna „Kruszynka” Dymna. 10/10

Sześć -> takie WTF w głowie, na zasadzie -> kurła, jak oni to zrobili? Serio zalali jakąś miejscówkę? Mają rozmach sukinkoty.

Teraz już wiem, ale na ekranie serio dobrze to wypada

Jedyna rzecz, która mi się nie podobała to wątek z córką Marczaka. Nie chcę spoilerować, ale dla mnie to już było za grubo szyte, bo ile zbiegów okoliczności musiałoby nastąpić, żeby faktycznie coś takiego się wydarzyło… niemniej na tle całości, ten jeden minusik to jest nic.

Szkoda, że nie będzie drugiego sezonu (i teraz ludzie z Wrocka -> a w ryj chcesz?). Netflix w tym miesiącu to był uczciwie zarobiony hajsik z abo. Rób tak częściej, plizka