Shameless

Ocena Pigouta:

Niedawno reckowałem serial „Yellowstone”, który przypisałem do nurtu pato-guilty pleżer (złota trójca w tym gatunku „Banshee”, „Synowie Anarchii” i właśnie „Yellowstone”), po czym zarzuciłem -> ej, jeśli znacie jeszcze jakiś tytuł warty uwagi z tej kategorii, to teraz jest dobry moment, żeby się podzielić.

I co? I najwięcej razy przewijała się polecajka „Shameless” (USA). Na pierwszy rzut oka jakieś grube nieporozumienie zaszło, bo przecież w „Shameless” się nie strzelają, co było dla mnie jednym z podstawowych warunków i też powodem, dlaczego przez lata omijałem ten tytuł szerokim łukiem (ale o istnieniu wiedziałem, heloł, w końcu James McAvoy wypłynął na brytyjskiej wersji, a Jeremy Allen White na amerykańskiej).

Niemniej nie miałem chwilowo nic lepszego do bingowania, więc odpaliłem odcineczek (wersja USA) na testy, później drugi, dziesiąty i boom, zassało mnie. Aktualnie jestem w piątym i lecę dalej.

Ogólnie serial ma 11 sezonów i już mi ludzie na IG donosili, że im bliżej końca, tym bardziej obniża loty, ale nevermind. Fakty są takie, że te 4 sezony to 48 odcinków, każdy po godzinie, więc kawał życia i ani trochę nie żałuję, że zainwestowałem tyle czasu w ten tytuł. Do tego etapu śmiało mogę polecić, bo ten serial jest złoty.

W zasadzie trochę rozwalił mi łeb swoją patologią, sprawiając, że „Świat według Bundych” i „Świat według Kiepskich” zaczęły mi się jawić, jako lajtowe produkcje. Ot one w tym pokazywaniu patologii mają pewną konwencję i umowność, więc ciężko je traktować 1 do 1, tymczasem „Shameless” idzie na serio i zapodaje takie jazdy po bandzie, że naprawdę można poczuć się zniesmaczonym, oburzonym, wstrząśniętym i zmieszanym.

I co najbardziej tutaj szanuję -> nie próbuje nas zmiękczać na zasadzie – okej, w tym sezonie jedna postać odwaliła tak bulwersującą krzywą akcję, że to się w bani nie mieści, ale luzik, bo w finale będzie miał refleksje, że źle postąpiła, więc przeprosi wszystkich, naprawi krzywdy i obieca poprawę!

Taaaaki wał! W pierwszym sezonie typek odwala na maksa krzywą akcję, po czym w drugmi to przebija i odwal jeszcze bardziej krzywą i w ogóle nie jest mu przykro, na co widz stwierdza -> jprdl, przesadzili -> na co serial jeszcze bardziej dokłada do pieca.

Fabuła generalnie wygląda tak, że jest sobie rodzinka z Chicago, która żyje na granicy ubóstwa. Matka dawno temu dała nogę z lesbijską kochanką, ojciec jest narcystycznym alkoholikiem-lekomanem i woli zgonować w ulubionym barze niż zajmować się bombelkami, więc najstarsza córka musiała przyjąć na siebie rolę głowy rodziny i ogarnąć piątkę rodzeństwa. Żeby przetrwać balansują na granicy prawa-moralności i dobrego smaku. Seks, kłamstwa, zdrady, kradzieże i kasety video to tutaj chleb powszedni. A do tego jeszcze dochodzą równie pokręcone persony trzecioplanowe.

Miejscami jest to komedia. Miejscami dramat. Jest słodko, jest gorzko, ironicznie, sarkastycznie, prowokacyjnie, szokująco, dołująco, ale całościowo jest to w uj błyskotliwe scenariuszowo i nie prowadzi nas za rączkę, mówiąc, kto jest dobry, a kto zły, tylko pozwala, żebyśmy sami to sobie ocenili. Każda postać ma coś charkterystycznego i przy każdej postaci, na przestrzeni sezonów, kilka razy zmienia nam się podejście -> raz lubimy, raz gardzimy.

Moim zdaniem perełka. Przynajmniej 4 pierwsze sezony, które widziałem. Jak macie aktualnie wolny przebieg, to duża polecajka. Wersja USA jest dostępna na HBO Max.