Dzień Szakala

Ocena Pigouta:

Widzieliście na SkyShowtime serial „Dzień Szakala”? Jest to kolejne podejście do luźnej adaptacji książki Fredericka Forsytha o tym samym tytule. Luźnej, bo książka jest z 1971 roku i opowiada o płatnym zabójcy o ksywce „Szakal”, który dostaje zlecenie na prezydenta Francji. No i tego „Szakala” ściga najbardziej łebski francuski gliniarz, więc jest nerw. Luźnej, bo od tamtego czasu z deczka zmieniła się technologia i świat i trzeba było updejtować tę historię.

Jako człowiek z lat ’90 oczywiście jestem team „Szakal” z Brucem Willisem i Richardem Gerem, ale przyznam wam się w tajemnicy, że żałuję ponownego obejrzenia. Seans z czasów VHSów pamiętam, jako wspaniały, trzymający za mordkę, tymczasem kilka lat temu przypadkowo trafiłem w tv, zawiesiłem się i miałem takie „Nie zgadzam się, nie tak to było, wtedy logika banglała”. Czasami lepiej nie wracać.

Ale do brzegu. Obejrzałem wersję ze SkyShowtime i zrozumiałem z niej tyle, że jak chcesz uprawiać zawód płatnego zabójcy to lepiej być singlem. True story.

Sytuacja serialowa wygląda tak, że Eddie Redmayne gra tytułowego Szakala i jest w uj dobry w swoje robocie zabójcy na umowę o dzieło. Zimny jak lód i ogarniający wszystko w najmniejszym detalu. Ma w internecie utworzone fejkowe konto, na które różni ludzie składają mu zamówienia na odstrzelenie kogoś. On sobie z domku odklikuje, że spoko, zrobi się, po czym podaje numer blika do uregulowania płatności. Piękna sprawa, bo wszystko bez wychodzenia z chaty i kontaktu z drugim człowiekiem.

A jak już przyjmie zamówienie, to sobie na spokojnie planuje co i jak. Ot wchodzi na google maps i ogląda okolicę, w której mieszka jego cel, wybiera sobie dogodne miejsce, etc. Następnie idzie do takiego swojego specjalnego pokoiku ukrytego w ścianie domu, gdzie ma wypasioną drukarkę 3D i sobie drukuje na niej maski, które wyglądają jak prawdziwe twarze. Znacie ten motyw, bo Tomek Kruz stosował go w MI:2. A jeszcze później idzie do takiego swojego ziomeczka rusznikarza, który przygotowuje mu wyczes karabinki snajperskie, z których nie dość, że można strzelać na odległość 3-kilometrów, to jeszcze można je rozłożyć, po czym złożyć jeszcze raz, ale już w innej formie. Na ten przykład jako walizkę, albo but ortopedyczny.

Eddi na tych patentach robi zlecenie za zleceniem i zero wtop. Hajs się zgadza, ma szacun na dzielni i 5-gwiazdek na googlu.

I w tym miejscu do gry wchodzi jego żona i zaczyna marudzić. Bo on jej nagadał, że jest przedstawicielem handlowym, dlatego często nie ma go w domu, co nie. I to działało, aż pewnego dnia przestało i ta żona zaczęła zanim chodzić i go męczyć -> Tej, a ty aby na pewno jesteś przedstawicielem handlowym? Cosik często cię nie ma w domu? Serio musisz ciągle tak jeździć? Weź posiedź ze mną w domu w końcu, bo jebla idzie dostać.

Kojarzycie tego mema, jak gęś chodzi za typem w kurtce i pyta: „Czym masz wypchaną kurtkę?”. To ona tak za nim chodzi i ciągle pyta „Kiedy w końcu obejrzysz ze mną jakiś serial?”.

No to on mówi, że ma jeszcze jeden kurs, jako przedstawiciel handlowy do zrobienia, zejdzie mu na to jakieś 2 tygodnie, bo wszystkie Biedry w województwie musi objechać, ale za ten kurs dostanie tyle szmalu, ze już nigdy nie będzie musiał pracować i wtedy nadrobią w spędzanie razem czasu.

Ona mówi, no dobra, ale to już serio ostatnie tango jako przedstawiciel handlowy i kończysz, on „daje słowo, że tak tak, wiadomix”, po czym wychodzi, żeby kogoś zamordować, ale ona 5 minut później zmienia zdanie i zaczyna do niego wydzwaniać, że ma wracać teraz, natychmiast, albo rozwód. I w tle słychać teściową, która szepcze: „Mówiłam, żebyś nie wychodziła za dziada”.

On jej próbuje tłumaczyć, ze nie tak się umawiali i teraz nie może gadać, bo jest w trakcie czegoś, ale ona dalej suszara przez słuchawkę i generalnie te kłótnie tak go rozwalają psychicznie, że zaczyna popełniać amatorskie błędy w swoim fachu -> a to przywali wypożyczonym autem w słup… na oczach psiarskich, a to wejdzie na dach, żeby cos tam sfocić, tymczasem telefon wypada mu z ręki, a to zrywa z zasadami i pokazuje twarz zleceniodawcy, a raz to w takie bagno wpadł, że żeby z tego wybrnąć, musiał takiemu jednemu kolesiowi zrobić to, co wypada w środę. No maraton wtop zalicza i wicie przez kogo.

Ale ale na tym nie koniec, bo żona nie dała się spławić przez telefon i jak tylko się rozłączyli, zaczęła czochrać mu rzeczy, a później pukać we wszystkie płytki w chacie… i tak, dobrze myślicie. Znalazła jego tajny pokój. Niestety miał pancerne drzwi na kod, więc dupa blada, ale akurat całkiem przypadkowo obok przechodził szwagier Szakala i jak każdy szwagier był uzbrojony w szlifierkę kątową. Otworzył te drzwi, wbijają do środka, a tam drukarka 3D, maski, trochę lewych paszportów i piramidka z hajsu.

I co robi szwagier? Pyta, czy może wziąć kilka zwitków banknotów, bo ma pomysł na super biznes. Typowo.

Generalnie sezon kończy się tak, że Szakal po fali błędów spowodowanych roszczeniami żony, musi ukrywać się przed policją w Budapeszcie, czyli może przybić high five z Romanowskim, szwagier rozkręca biznes za jego hajs, żona wydzwania z pretensjami za te lewe paszporty, tymczasem on nie może teraz gadać, bo jest środa i ogarnia sobie alibi.

Chyba wolę jednak wersję z Brucem i Richardem.