Barbie
- Tytuł:Barbie
- Autorzy:
- Gatunek:
Jest mi bardzo przykro i prawdopodobnie jestem jedyną osobą na globie z taką opinią, ale nie polubiłem się z „Barbie”. Baa „Barbie” jest dla mnie największym tegorocznym rozczarowaniem, a wiedzcie, że bardzo chciałem, żeby ten film zdobył moje serduszko. W zasadzie większość roboty była już zrobiona, bo kampania marketingowo-memowa od tygodni napierała tak intensywnie, że też się załapałem na barbieheimerowy hype i do kina wchodziłem na pewniaczka, ot kwestia formalności i przybicia stempla.
Niestety moje oczekiwania były zbyt wysokie i film nie doskoczył. Konwencji i oprawie wizualnej starczyło mocy na pół godziny, po czym zaczęło mi się trochę nudzić i liczyłem, że jeszcze wydarzy się jakiś twist, który wywróci planszę, tymczasem Nope. Fabuła jest bardzo czytelna, przewidywalna i idzie po sznureczku.
Jeśli chodzi o przekaz, mamy tutaj puentę, że Barbie nie potrzebuje Kena, Ken nie potrzebuje Barbie, każdy może być kim chce, etc. Przekaz słuszny i mimo iż ograny już 1000 razy, nie zaszkodzi powtórzyć go jeszcze raz. ALE! Ale rozczarowująca jest dla mnie forma podania. Tu nie ma krzty przenośni, ani podwójnego dnia. To jest nawalanie łopatą. Każda postać rzuca głębokimi frazesami i manifestuje prosto do kamery.
Na ten przykład, miałem ostatnio wyjścia do teatru, którymi się pucowałem i w tej ostatniej sztuce „Głowa w piasek” była poruszona kwestia LGBT, ale w taki sposób, że puenta urodziła się przy okazji działań i decyzji głównych bohaterek. Ot jedna z pań, która od początku identyfikowała się z podejściem prawdziwego szanującego się katolika, nagle musiała zmierzyć się z sytuacją, że LGBT mamy w domu. I to był moment, kiedy jej teoretyczny światopogląd zderzył się z pociągiem zwanym życiem i zarówno ona, jak i publika, dostali klina i musieli obrócić sobie temat w głowie.
„Barbie” takiej pułapki na myślących inaczej nie ma. Przemawia do przekonanych. Zgadzamy się z puentą, więc machniemy głową, że tak tak, dobrze mówi, ale nie widzę tu potencjału do kruszenia betonu.
Teraz ktoś powie, że przekaz jest podany w takiej formie, bo to nie dla 40-letnich boomerów, tylko dla młodych dziewczyn. Może, aczkolwiek taki Pixar potrafi zrobić film, który trafi do wszystkich przedziałów wiekowych i każdy z tego coś wyniesie. Barbie wniosła tyle, ile wnoszą okładki Cosmpolitanu -> frazesy.
Poczucie humoru? Większość smaczków zostało sprzedanych w trailerach i zajawkach, więc premierowe żarciki, które siadły zliczę na palcach jednej ręki.
Obsada -> no niby fajnie, luzik w kolanach, przełamanie wizerunku, ironiczność level milion, ale to się łapie w drugi akapit, czyli konwencji wystarczyło na pół godziny, a później zaczęło to wyglądać jak przydługi skecz SNL. Ostatnie dwa kwadranse, kiedy film mielił trzeci raz tę samą puentę, ale dla odmiany podaną górnolotnymi słowami, już cierpiałem i patrzyłem na zegarek.
Dla mnie 5/10. Szkoda, bo bardzo chciałem zostać fanem.