Forst

Ocena Pigouta:

Na Netflixa wjechał serialowy Forst i powiem wam, że jest to dla mnie niezręczny moment. Niezręczny, bo za serialem stoją mordeczki, do których mam wielką słabość, czyli Borys Szyc I Remek Mróz. Do tego byłem na planie, więc widziałem, że tam naprawdę dużo uczciwej roboty zostało włożonej + zżyłem się emocjonalnie z tym projektem. A jednak mimo całej sympatii i kibicowania, muszę być uczciwy i dbać o to, pod czym się podpisuje.

No i niestety ciężko przemilczeć, że serial ma sporo problemów i rządzi nim chaos.

Zacznijmy jednak od plusów. Widoczki Tatr prima sorcik. W ogóle na moje oko, żeby takie zrobić, nie wystarczyło tylko znaleźć fajne spoty i odpalić bardzo drogie drony, ale jeszcze pousuwać billboardy z reklami piersi z kurczaka po 9,99 zł za kilogram i te stojaki z dachówkami, które stoją przy najatrakcyjniejszych polskich drogach. Tutaj panoramy są nieskalane komercją. Jest też sporo ładnych kadrów i krzepkich portretowych ujęć. Borys Szyc jak zawsze jest najpiękniejszy, a Andrzej Bienias w roli Edmunda Osicy, czyli mojej ulubionej postaci literackiej ever ever, jest wspaniały.

No i do tego miejsca jest super, a później przechodzimy do fabuły i to się sypie. Pierwszy zarzut jest taki, że coś z montażem jest nie halo i mamy tu dzikie przekoski w wątkach. Rzeczy dzieją się bez gry wstępnej i jak ktoś nie czytał książek, może mieć problem, żeby ogarnąć co z czego wynika. Jak ktoś czytał książki to jego sytuacja nie będzie dużo lepsza, bo generalnie serial jest na motywach powieści i kompiluje wątki rozrzucone w różnych tomach. No ale jeśli się czytało, to rozumie się specyficzną relację między Forstem a Szrebską, której serial nie oddaje. Nope, tutaj dostajemy telexpressowy skrót, który wygląda mniej więcej tak – > poznają się i się nie lubią, a 5 sekund później trzaska ich piorun z nieba i „już Cyganie czekają z muzyki”. Bo tak!

Zarzut nr 2 to logika fabuły. Okej, umówmy się, że już w materiale źródłowym trzeba było przymykać oko na pewne rzeczy, ale w serialu te nielogiczności są bardziej widoczne i prowokują do ironicznego komentowania. Kejs seriali na podstawie Cobena.

Zarzut nr 3 poniekąd wynika z zarzutu nr 2. Jeśli mamy mordercę, ktory przybija zwłoki do krzyża na Giewoncie, to ja od serialu oczekuje nie tylko, że da mi śledztwo, w trakcie którego poznamy mordercę, ale też wytłumaczy mi na uj on to ciało przybił do krzyża i jak to zrobił, bo to jednak jest konkretna logistyka, żeby zatargać je na nie w kij dmuchał górkę.

A teraz mam punkt, który może być zarzutem, ale przyznaje, że dla mnie był momentem, w którym bawiłem się najlepiej. Otóż serial ma Bondowskie zapędy i w pewnym momencie dostajemy na maksa absurdalnego typa z przepaską na oku, który na szczycie góry urządził to, co Epstein na wyspie, a do tego usługują mu niskorośli. Baa w tym odcinku Forst niczym Bond musi się elegancko ubrać, żeby wmieszać się w tłum i wbić na imprezę, na którą nie ma zaproszenia, a później niczym Bond, pozbawia jakiegoś sznura przytomności jednym ciosem. Wspaniale się bawiłem tym segmencie i cały serial z taką odklejką bym obejrzał.

Dobra wiadomość jest taka, że „Forst” skazany jest na sukces, bo każdy z ciekawości odpali, więc topka gwarantowana (uff, nie będzie na mnie, że go podtopiłem). Druga dobra wiadomość jest taka, że nie wszyscy są tak czepialscy jak ja, więc zakładam, że większość będzie jednak oceniała pozytywnie – znowu kamień z serca. Trzecia rzecz – mimo tego bałaganu, jestem otwarty na sezon drugi. W tym jest potencjał. Forst, Osica i Tatry są ok, wystarczy skorygować resztę i mamy to.