„Ferrari. Człowiek i maszyna” Brock Yates

Ocena Pigouta:

W grudniu byłem bardzo nagrzany na film „Ferrari”. Raz, bo to o założycielu legendarnej marki autek, którą jak nic bym sobie kupił, gdyby nie to, że jestem bez pamięci zakochany w opływowych liniach Dacii Logan.

Dwa, bo Ferrari to kawał historii motoryzacji i kamień węgielny dla F1, które z niewyjaśnionej przyczyny mnie kręci. A nie powinno, wszak to nie ma sensu. Ot 20 milionerów jeździ w kółko, z czego 17 na taczkach, a na końcu i tak obrywa się mechanikom, bo zmieniali opony aż przez 4 sekundy.

Trzy, bo za film wziął się Michael Mann, który w CV ma m.in. Gorączkę, Ostatniego Mohikanina, Informatora i Zakładnika, co czyni z niego legendę za życia i trzeba szanować.

I te wszystkie rzeczy sprawiły, że nakręciłem się jak katarynka i tak bardzo nie mogłem wytrzymać presji oczekiwania, że… zacząłem czytać zagraniczne recki. Błąd. Wynikało z nich, że wyszedł z tego film tani, klasy B. Facet się pałęta w nim w nieciekawym tle, scenarzysta forsę wziął, potem zaczął pić i z dialogów wyszło dno, zero, czyli nic.

No i cyk, konar momentalnie przestał płonąc i do kina nie dotarłem. Pewnie zapomniałbym o sprawie do czasu premiery na Netflixie, wtem SQN podesłało mi książkową wersję biografii Ferrariego -> „Ferrari. Człowiek i maszyna” by Brock Yates. Właśnie tę, która urzekła Manna i po przeczytaniu postanowił wyskoczyć z „pieniążków” na zakup praw. Akurat trafili z tym giftem, jak miałem kilkugodzinny lot, więc idealny timing.

Do brzegu -> biografia Ferrariego to topka biografii, jakie miałem na warsztacie i trochę szok, że Mann ten materiał „rzekomo” spalił, aczkolwiek z drugiej strony potrafię to sobie wyobrazić. Książka jest cegłą i obejmuje okres przeszło 100-lat. Od narodzin Enzo po chwilę obecną i aktualną sytuację w Scuderii. Nie ma szans, żeby przenieść to na ekran 1 do 1. Nope, trzeba coś wybrać, coś pominąć, a przez większość rzeczy da radę tylko się prześlizgnąć.

Przykładowo jest film „Le Mans’66”, w którym Christian Bale reprezentuje Forda i rzuca wyzwanie ekipie Ferrari w 24-godzinnym wyścigu Le Mans. Jest też film „Wyścig”, w którym Chris Hemsworth gra angielskiego kierowcę, Jamesa Hunta i walczy o tytuł F1 z legendarnym Nikim Laudą. Obie historie na tyle nośne, że doczekały się osobnych produkcji, tymczasem w biografii Ferrariego stanowią zaledwie epizody i takich mocarnych epizodów jest tu kilkanaście.

Ale to też poniekąd pokazuje na czym polega siła tej książki. Otóż Enzo Ferrari stanowi w niej epicentrum, ale dużo ciekawych rzeczy dzieje się wokół niego. Ot facet przewracał klocek domina, a później to eskalowało. Okazało się, że znałem sporo pojedynczych historii z tej biografii, ale bez szerszego kontekstu. Teraz mam to pięknie ułożone chronologicznie, połączone logicznym ciągiem przyczynowo skutkowym i z wypełnionymi lukami.

Smaczków jest tu multum i nie sposób wszystkich wymienić, ale podam kilka rzeczy, które mnie osobiście grzały:

1. Enzo był pamiętliwy jak japrdl i karmił się żądzą zemsty. Narodziny Ferrari to w dużym stopniu zasługa Fiata, który swego czasu okazał Enzo dissrespect i gość tę zadrę w sercu nosił latami, nakręcając się wizją, że Fiat będzie jeszcze coś chciał z Avonu.

2. Wyścigi samochodowe były, są i będą największym napędzaczem rozwoju motoryzacji. Te wszystkie nowinki i ulpeszenia powstały, bo jedne chłopaki chciały drugich chłopaków zaorać i publicznie upokorzyć. A Enzo konkurencję miał nielichą, bo rywalizował m.in. z Bugattim, braćmi Maserati i Lancią (mówimy tu o nazwiskach, bo to etap założycielski był). I jakby nie dość miał problemów na własnym podwórku, to jeszcze ta szuja Ferdynand Porsche weszła do gry i odskoczyła wszystkim.

3. Geneza logo Ferrari. Dobre, przewrotne story.

4. Ferrari wyrosło na plecach Alfy Romeo.

5. Alfa Romeo mogłoby być dzisiaj na miejscu Ferrari, a Ferrari nie istnieć, ale przyszedł Mussolini i powiedział -> Yoł Alfa Romeo, nie ma takiego robienia sportowych bryk. Od teraz produkujecie mi sprzęt wojskowy i amunicję.

6. Równolegle do Mercedesa i Porsche przyszedł słynny austriacki akwarelista i powiedział -> nie zniosę dłużej tych okropnych Włochów. Nie dość, że mają pickę i ciepełko, to jeszcze hurtem wygrywają wszystkie wyścigi. Koniec z tym. Macie tu wywrotkę hajsu i budować mi fury, które ich zdublują, albo urwę wam ryja.

7. Cały świat zaczął wprowadzać kaski, tymczasem Włosi -> Nie, dzięki, to niemęskie, wolę umrzeć.

8. Generalnie segment o ryzyku kierowców wyścigowych w tamtych czasach mocny full. Powiedzmy, że jak ktoś dożywał do końca kariery, miał większy fart niż szóstka w totka.

9. Chałupnicze warunki budowania aut. Luksusowe fury montowane w garażu w Modenie to się fizjologom nie śniło.

10. Enzo miał notoryczną kosę z całym światem. Ze współpracownikami, ze wspólnikami, z kontrahentami, z klientami, z kierowcami, z prasą, z kibicami, z żoną, z absolutnie wszystkimi and I think it’s beautiful.

Super książka. Niesamowity życiorys, nieprawdopodobne upchanie smaczków na wers, niewiarygodne, że to wszystko wokół jednego człowieka się kręciło. Polecajka.