Zagraj to jeszcze raz Franz, czyli Psy 3

No i stało się, po 26 latach niebytu, na ekrany kin powrócił Franz Maurer w trzeciej odsłonie kultowych „Psów”. Wielu fanów marzyło o takiej reaktywacji… a jeszcze więcej drżało przed nią ze strachu, wszak z doświadczenia wiemy, że tego typu kambeki zazwyczaj kończą się katastrofą i jakby to powiedział Andrzej Sapkowski, niepotrzebnym robieniem smrodu i gówna wokół legendy. Jak wyszło w tym przypadku? Na szczęście kompromitacji a’la Kogel-Mogel 3 nie ma. Powiem więcej, jest całkiem nieźle… o ile byłby to po prostu JAKIŚ nowy polski film sensacyjny. Jednak to nie jest JAKIŚ tam film, a „Psy”, czyli kawał historii polskiego kina, a co za tym idzie, oczekiwania już na starcie były gigantyczne. No i jeśli tak na to spojrzymy, to według mnie film pozostawia spory niedosyt. Dlaczego? Żeby to uzasadnić, muszę się cofnąć do pierwszych dwóch części, które całkiem przypadkowo kilka dni temu sobie odświeżyłem  i przy okazji próbowałem wyłapać na czym polega ich fenomen.

Psy – geneza zajebistości

Z dzisiejszej perspektywy dostrzegam, że one wcale nie były takie doskonałe, jakby to wynikało z naszych wspomnień. Wręcz przeciwnie, z wielu scen wieje paździerzem, zwroty akcji często są absurdalne na maksa, a relacje Maurera z kobietami mocno patologiczne, żeby nie powiedzieć konkretnie popie*dolne. Z drugiej strony są też sceny wybitne, podobnie zresztą jak towarzysząca im muzyka Michała Lorenca, do tego masa przepysznych dialogów i one-linerów, które stały się klasykami oraz życiówki aktorskie Lindy, Pazury i Ojca Mateusza (o tak, rola Radosława Wolfa to czysta poezja. Powinien trzymać się czarnych charakterów, a nie popylać na rowerze po Sandomierzu). Kondrat, Gajos, Linde-Lubaszenko i Jędrula oczywiście również wypadli elegancko, ale oni akurat swój prime zaliczyli w innych tytułach. Zacząłem się nawet zastanawiać, jak to wyszło, że nagle wszyscy aktorzy wskoczyli na taki top level i dotarło do mnie, że w obu częściach może i jest całkiem sporo niedoróbek scenariuszowych, ale akurat postaci zostały napisane wyśmienicie. Mają osobowość, wiarygodną motywację, są dyskusyjne moralnie, a ich losy plączą się w taki sposób, że widz się tym przejmuje i koniecznie chce wiedzieć, jak to dalej się potoczy.  Klimat tych filmów jest niesamowity i nadal działa. Serio, jak skończyłem oglądać, to pomyślałem, że też chciałbym być takim kozakiem jak Boguś Linda. Warto jeszcze dodać, że pierwsza część „Psów” stanowiła ważny i mocny komentarz społeczny dla Polski AD 1992. Ludzie wychodząc z kina, byli w większym szoku niż Marysia w kawałku Sokoła, czyli ta kultowość nie wzięła się znikąd.

Psy 3 – O czym to?

Przeskakujemy do „Psów 3”, które zaczynają się od próby naprostowania zakończenia z części drugiej. Jak wiemy, Franz w finale odstrzelił ważnego ruska, skroił milion baksów, po czym uciekł do Nowej Zelandii, gdzie odpicowany w ponczo, siedział na plaży i patrzył w wodę. No i weź teraz sensownie uzasadnij, jak to się stało, że Boguś nagle odnajduje się w polskim więzieniu? Otóż okazuje się, że Franz wcale nie dał nogi na Antypody, tylko taki scenariusz mu się od czasu do czasu śni, a tak naprawdę został złapany i garuje w pierdlu. Akcja filmu startuje akurat w dniu, kiedy wychodzi na wolność po odsiedzeniu 25 lat. Ledwo przekracza bramę, a już podjeżdżają do niego szemrane typki w furze z przyciemnianymi szybami i straszą, że jeśli w ciągu tygodnia nie odda tej zajumanej bańki, to zabiją jego bliskich. Franz na to, że łorewer, bo on nie ma bliskich, na co gangusy, że może i nie, ale za to jego dobry ziomek Waldemar Morawiec (Cezary Pazura) ma i jak nie odda kasiory, to właśnie im zrobią kuku. I tym sposobem Franz i Axl Rose „Nowy” robią reunion po ćwierćwieczu rozłąki. Jednak w momencie, kiedy się spotykają jest już za późno, bo syn Pazury od 24-godzin ma status zaginionego. Oczywiście panowie ruszają z prywatnym śledztwem, aby go odnaleźć i przy okazji dojechać winnych.

Równolegle jesteśmy raczeni drugim wątkiem, gdzie pierwsze skrzypce gra Marcin Dorociński – ostatni uczciwy pies w polskiej policji, który próbuje udupić swoich skorumpowanych przełożonych. Jak łatwo się domyślić, w pewnym momencie drogi Bogusia, Czarka i Dorocińskiego się przetną. Na tym jednak skończmy, bo spoilery.

Psy 3 – Jak to wyszło?

Tak jak napisałem wcześniej, gdyby to był po prostu film sensacyjny, nie powiązany z franczyzną „Psów”, uznałbym że jest całkiem w porzo. Bez fajerwerków, ale ma momenty i ogólnie ogląda się bez bólu zębów, a na tle patologii od Papryka Vegi, to już w ogóle wchodzi jak złoto. Jednak porównując go z poprzednikami, lekko wieje prąciem. Po pierwsze primo scenariusz jest wielkim bałaganem. Pasikowski chyba stwierdził, że wrzuci do jednego gara motyw samosądu, doda do niego wątek brutalnej i skorumpowanej policji, która niewygodne tematy zamiata pod dywan, następnie doprawi to wielką, niekoniecznie sensowną strzelaniną, wszak ludzie tego oczekują, po czym przykryje pokrywką i niech się gotuje, a później się zobaczy, co z tego wyszło. No i wyszedł bigos, w którym motywacje co niektórych bohaterów są mocno naciągane (Fabijański, Frycz, Schuchardt), a poczynania innych chaotyczne i czasami wręcz głupie (prywatne śledztwo Maurera i Morawca). Bigos, w którym długo prowadzone wątki zostają niechlujnie rozwiązane w jednej scenie, a postaci, zdawałoby się kluczowe, nagle znikają z ekranu.

Drugie primo to zatracona dynamika. Jedynka i dwójka miały pazur, były bezczelne, przerysowane i wypełnione epickimi tekstami. Trójce zdecydowanie bliżej do snucia się i starczego pierdololo niż rozwałki po bandzie. Franz niby porusza się i mówi z tą samą manierą, co kiedyś, ale nie ma już tego błysku w oczach, za to emanuje zmęczeniem i nieszczęściem. Być może taki był zamysł, wszak jest starszy o 25 lat i ciężko mu się odnaleźć w nowych realiach. Być może, ale nie o takiego Franza nic nie robiłem. Postać Pazury też jest całkiem inna, ale trzeba przyznać, że on akurat ma co pograć i wiadomo o co mu się rozchodzi. Przynajmniej do pewnego momentu. Dialogi ujdą w tłoku, ale do klasyki zdecydowanie nie przejdą, no chance, to nie ten poziom. Czyli wypada kolejny element, który robił robotę w poprzednich częściach. I jest w sumie jeszcze jedna rzecz, która bardzo mnie uwierała. Otóż jak Maurer killował kogoś w jedynce, czy dwójce, to nie było nam przykro, bo wiedzieliśmy, że zabijał skurwysynów w imię zasad. Teraz zdarza mu się strzelać do niewinnych osób, co jest średnio fajne, bo sobie myślisz w trakcie seansu: „Ej przecież oni nic nie zrobili, po prostu mają taką pracę. Franz przestań strzelać, oni na pewno mają rodziny, które czekają z obiadem. Franz, ogarnij się”. Do tego dochodzi trochę pomniejszych głupotek, takich jak perfekcyjna obsługa smartfona przez Maurera, chociaż teoretycznie powinien być to jego pierwszy kontakt w życiu z taką technologią. Albo fakt, że Angela jest teraz z Wolfem. WTF? I w ogóle to nie był prawdziwy Wolf, tylko popierdółka jakaś, a wraz z jego pojawieniem się na ekranie, film zaczął rwać się w szwach.  Albo włamanie sie do Audioli za pomocą kawałka drutu… chociaż wróć, w dwójce Boguś włamał się do autka za pomocą piłki tenisowej, więc jest progress XD

No dobra, to teraz z fajnych rzeczy. Ponowne spotkanie Franza i Nowego mimo ciężkiego klimatu i nastroju w stylu „Nikogo nie obchodzimy / Wszyscy umrzemy”, uruchomiło moją nostalgię i jak w jednej scenie gadali sobie na balkonie przy szklaneczce, jakoś tak mi się cieplutko zrobiło na sercu i stwierdziłem, że fajnie ich znowu zobaczyć razem. Coś jak Pacino i DeNiro w „Irlandczyku”, i choćby dlatego warto było ten film zrobić. Muzyka Lorenca znowu wygrywa wszystko. Postać Dorocińskiego, która długimi momentami ocierała się o Despero z Pitbulla, też miała kilka fajnych momentów. Podejrzewam, że jeśli film swoje zarobi, to seria będzie kontynuowana już tylko na jego plecach. No i spoko, bo mimo wszystko polskie kino nie rozpieszcza nas pod względem akcyjniaków. Bardzo podobała mi się postać grana przez Wojciecha Zielińskiego… tzn. wkurwiała mnie niemiłosiernie, co akurat w tym wypadku oznacza, że chłop wykonał kawał dobrej roboty, bo tak miało być. Kolejny plusik za epizodzik Stopczyka oraz Lubosa (mam nadzieję, że ewentualnej kontynuacji wróci, bo jest potencjał). I jeszcze jeden za to, że córka Bogusia Lindy z prawdziwego życia, w filmie zagrała córkę Pazury. Nepotyzm zawsze na propsie.

Psy 3 – To iść czy nie iść?

Gdyby nie scenariusz pisany na kolanie, mogłoby być bardzo dobrze, a tak jest tylko poprawnie -> 6/10. Na luzaku można uderzać do kina, ale na wszelki wypadek lepiej trochę obniżyć oczekiwania, bo do poprzednich części sporo brakuje. Obejrzysz i za tydzień zapomnisz, ot tego typu jest to produkcja.