Książki pod choinkę, czyli prezenty last minute
Jak tam? Nadal jesteście w lesie z prezentami gwiazdkowymi? Uuu słabo. Nie chcę was straszyć, ale jeśli planujecie zamawiać coś przez internet, to już absolutnie ostatni gwizdek. Jeśli prześpicie ten tydzień, radzę potraktować wasze gifty, jako potencjalny prezent wielkanocny, bo w tym roku już nic z tego nie będzie. Ale, ale, nie przyszedłem tu, żeby was oceniać, ani umoralniać, tylko podać pomocną dłoń i uchronić przed desperacki ruchami typu kupno skarpet, obciachowego krawata lub nikomu niepotrzebnej durnostojki. Nie bądzcie Grinczami i nie idźcie tą drogą. Zamiast tego postawcie na książki.
Książki to prezentowy święty gral. Ładnie pachną, mają kozackie okładki, czasami mają też fajną treść, do tego dobrze się prezentują zawinięte w świąteczny papier, a jeszcze lepiej na półeczce. I co najważniejsze są relatywnie tanie. Same plusy, zero minusów. Ok, ale jak wytypować odpowiednią książkę? I tu do gry wchodzę ja. Tak się żłożyło, że wydawnictwo SQN zapytało mnie, czy nie chciałbym poszperać w ich biliotecze i stworzyć listy tutułów, które nadają się na prezent. Powiedziałem, że spoko, ale pod warunkiem, że dorzucą jeszcze żniżkę dla PigOutowych czytelników. Zgodzili się. To jest właśnie ten moment, kiedy świat daje nam znak, że o to skończyły się nasze problemy prezentowe. Najlepsze jest to, że to zadanie nie było dla mnie wielkim wyzwaniem, bo większość tytułów mam już odhaczone i mogę z czystym sumieniem polecić. A jak już coś sobie wybierzecie z mojej listy, to wchodzicie na ten link www.idz.do/ksiazki-pod-choinke, dodajecie tytuł do koszyka i na etapie płatności wpisujecie kod PigOut10. Boom, macie dodatkowe 10% zniżki od ceny sklepowej. Jedziemy.
Dla fanów futbolu z najwyższej półki i okładkowych estetów
„Ja, futbol” – Zlatan Ibrahimovic
Zaczynamy od mojego absolutnego faworyta, czyli albumu „Ja, Futbol” Zlatana Ibrahimowica. Tak, dobrze przeczytaliście -> ALBUMU. Nie jest to tradycyjna biografia z chronologicznie spisanymi wydarzeniami, tylko album podsumowujący kluczowe momenty w życiu i karierze Ibry, a tych akurat nie brakowało. Wystarczy wspomnieć, że gość grał w największych ligach i w najlepszych drużynach świata, a gdzie się nie pojawił, tam strzelał worek przedniej urody bramek, zdobywał kilka pucharków i trafiał na pierwsze strony gazet, bo standardowo komuś nawrzucał podczas konferencji prasowej. Czasami tracił też kontakt ze statkiem matką i podczas treningu potrafił ni stąd, ni zowąd, zasadzić kopa ziomkowi z drużyny. Geniusz i szaleniec w jednym. W albumie znajdziecie anegdotki, cytaty znanych i lubianych ze świata futbol, mnóstwo wysokiej jakości zdjęć, wycinki z gazet, statystyki oraz infografiki. Szczerze? (Nie Pig, okłam nas!) Jest to najśliczniejsza książka, jaką kiedykolwiek trzymałem w rękach. Baaa nawet Madzia się zachwycała. Dopracowane jest tu wszystko -> okładka, layout rozdziałów, fonty, grafiki, a do tego format jest niemal dwa razy większy niż w tradycyjnych wydawnictwach. Polecam wszystkimi kończynami. Gdybym nie miał, to właśnie ten tytuł chciałbym dostać najbardziej.
Dla taty, wujka, fanów polskiej repki i Waldka Kiepskiego
„Sebastian Mila. Autobiografia” – Sebastian Mila, Leszek Milewski
To teraz coś dla starszego pokolenia kibiców, które lubi sobie ponarzekać, że: „Kiedyś to się grało w piłkę, nie to, co teraz, byle dotknięcie i piłkarze zwijają się z bólu, jakby nadepnęli na minę przeciwpiechotną”. Cofamy się do mrocznych czasów, kiedy mogliśmy tylko pomarzyć o polskich zawodnikach w Bayernie i Juventusie, do czasów, kiedy nasza kadra zbierała baty od byle ogórów pokroju Azerbejdżanu i tylko od czasu do czasu pojawiał się jakiś pozytywny promyczek nadziei dla kibiców. Takim promyczkiem był właśnie brat bliźniak Waldka Kiepskiego, czyli Sebek Mila, który z ubogim Groklinem Dyskobolią, w pięknym stylu ogolił w europejskich pucharach milionerów z Manchesteru City oraz strzelił kilka pamiętnych bramek w repce. W tym tę najważniejszą w historii Polski, czyli zasadzoną Niemcom. Historia Mili to zupełnie inna bajka niż w przypadku Zlatana. Dla Ibry największym życiowym dramatem był moment, kiedy grał w Barcelonie i klub kazał mu przyjeżdżać na treningi wypasionym Audi od sponsora, na co Zlatan stwierdził, że nie będzie się kompromitował w aucie dla plebsu i przyjeżdżał Ferrari, przez co miał kosę z Pepem Guardiolą. Tymczasem Sebek pół życia spędził w zagrzybionych szatniach, grając dla zespołów, dla których kilkumiesięczne zaleganie z pensją było chlebem powszednim. Bieda taka, że jak kiedyś Frank Lampard chciał się z nim wymienić koszulkami po meczu, to Mila ponoć odpowiedział: „Sorka, ale to moja jedyna”. Na szczęście w pewnym momencie i u Sebka pojawiły się całkiem spore pieniądze, ale o tym wasi ojcowie i wujkowie muszą przeczytać już sami. Wiecie, co z tym zrobić.
Dla fanów epickich dunków, poniżających czap i czyściutkich trójek, wpadających równo z syreną
„Mentalność Mamby” – Kobe Bryant
Nie samą piłką nożną ludzie żyją, więc dorzućmy do zestawienia jeszcze koszykówkę. I to nie byle jaką, bo spod znaku NBA i w wykonaniu nie byle kogo, tylko ikony – Kobe Bryanta. „Mentalność Mamby” to ten sam przypadek, co „Ja, futbol” Zlatana, czyli mamy tu do czynienia z albumem zawierającym cytaty, foty, anegdotki oraz nagłówki z gazet, podsumowujące karierę Bryanta. Jest równie seksi pod względem oprawy i zawartości, a jeśli weźmiemy pod uwagę, że Kobe trochę w nim kołczuje i co kilka stron opowiada o etyce pracy, rygorze treningowym oraz jak ważne jest mówić „NIE”, kiedy ziomki dzień przed meczem chcą iść na piwo i pizzę, wyjdzie nam, że jest to tytuł, który powinien trafić w ręce każdego, komu marzy się profesjonalna kariera sportowa (bez znaczenia jaka dyscyplin). Niestety za moich czasów nie miałem takich podpowiedzi, przez co zawsze na propozycję pizzy, odpowiadałem „Jasne, chodźmy!” i teraz zamiast być legendą Los Angeles Lakers, klepię blogerską biedę. Nie popełniajcie mojego błędu.
Dla fanów fantastyki, zabawy konwencją i lekkiego pióra
„Stróże” – Jakub Ćwiek
Kiedyś z nudów zacząłem zliczać, co przeczytałem z rodzimej literatury i niespodziewanie wyszło mi, że jeśli chodzi o polskich autorów, najczęściej sięgam po tytuły Jakuba Ćwieka. I to, że kilka lat temu jarałem z nim szluga na pewnym evencie, nie ma tu nic do rzeczy. Kolo, po prostu jest przednim gawędziarzem i ma takie flow, że nieważne, za jaki gatunek się weźmie, to te historie płyną i chce się wiedzieć, co będzie dalej. Z aktualnej twórczości Ćwieka polecam serię „Stróże”. Właśnie wyszedł drugi tom, ale dla chronologii lepiej zacząć od pierwszego.
Pokrótce historia wygląda tak, że każdy wierzący człowiek ma przypisanego Anioła Stróża, który go pilnuje. Niestety praca Aniołów to ciężka orka i nie zawsze da się ją ogarnąć dobrymi chęciami. Nope, czasami wymaga „zgrzeszenia”, a tak się składa, że to jest absolutnie zakazane przez „Najwyższego”. Aby obejść system, Aniołowie zaczęli „delikatnie” naginać zasady, a w hardcorowych przypadkach, korzystać z usług Lokiego – patrona oszustów i zdrajców, który, jak trzeba to wymusi okup, ściągnie haracz, wyjedzie komuś z dyńki, a nawet przestrzeli kolana jakiemuś poganinowi. Przez takich gości jak Loki, w niebie powstała W.I.N.A., czyli Wydział Interwencyjnego Nadzoru Anielskiego, w którym pracują tytułowi Stróże i wyłapują anielskich renegatów. Opis może i jest zawiły dla kogoś, kto słyszy o tej serii po raz pierwszy, ale daję słowo, że to jest lekkie, rozrywkowe, naszpikowane smaczkami i sprawia, że nie wiadomo, kiedy minęła godzina spędzona w autobusie podczas dojazdu do pracy. Jeśli szukacie książki dla fana fantastyki, to właśnie ją znaleźliście.
Dla graczy, geeków, nerdów i nołlajfów
„Wojny konsolowe” – Blake J. Harris
Niesamowita historia o wojnie technologiczno-marketingowej, stoczonej pomiędzy japońskim gigantem z branży gier video, czyli Nintendo, a dopiero aspirującą do bycia „naj”, amerykańską Segą. Szalone lata ’90 (’80 zresztą też), pojedynek hydraulika Mario z nadpobudliwym Jeżem Sonicem, wzloty, upadki, wrogie przejęcia oraz mnóstwo, ale to mnóstwo mięcha i smaczków, a całość napisana, niczym najlepszy thriller. Nie sposób się oderwać, Harlan Coben dałby lajka. Do tego bardzo wyjściowe wydanie. Gwarantowane +50 do stylówy półeczki. Obowiązkowa pozycja dla każdego szanującego się gracza.
Dla fanów popkultury, Avengersów i spandexu
„Stan Lee. Człowiek Marvel” – Bob Batchelor
Można wyrosnąć z wiary w Świętego Mikołaja, z ulubionego sweterka, ze złudzeń, że całki przydadzą ci się w dorosłym życiu, ale nie ze SpajderMena i filmów Marvela. Historia człowieka, który dał nam dziesiątki kultowych postaci i setki epickich historii. Człowieka, który był bóstwem dla fanów komiksów i popkultury, ale w branży dał się poznać, jako despota ze skłonnościami do podkradania cudzych pomysłów. Człowieka, który przez pół życia bezskutecznie próbował przenieść komiksowych bohaterów na wielki ekran, a kiedy w końcu mu się to udało, rozbił box office w drobny mak i stworzył legendarne cameo. Człowieka, przy którym Hans Christian Andersen to leszcz z ubogą wyobraźnią. Must Have dla wszystkich popkulturowych freaków.
Dla jesieniar, fanów seriali, kawy serwowanej w wielgachnych kubkach oraz fryzury na Rejczel
„Przyjaciele. Ten o najlepszym serialu na świecie” – Kelsey Miller
W tym roku strzeliło 25 lat od premiery i 15 od zakończenia „Przyjaciół”, a mimo to serial nadal jest jednym z najpopularniejszych sitcomów ever. Jeśli jesteście ciekawi jak to w sumie wyszło, że historia o grupce 20-latków z Manhattanu stała się absolutnym fenomenem telewizyjnym? Jakim cudem aktorzy, którym groziła bezdomność, bo wszystkie ich wcześniejsze projekty były kasowane po pilotowym odcinku, dostali jeszcze jedną szansę i w ciągu kilkunastu miesięcy stali się mega gwiazdami oraz najlepiej opłacaną serialową obsadą ever? Jak powstało kultowe intro? Skąd się wziął ikoniczny gest Rossa? Dlaczego ostatecznie Joey nie został usunięty w drugim sezonie, tak jak początkowo planowano? Kto wpadł na pomysł z kanapą w Central Perku? Dlaczego połowa amerykanek chciała mieć fryzurę na Rachel? Jak zamach na Word Trade Center wpłynął na produkcję serialu oraz co się zmieniło przez te lata od premiery, że z dzisiejszej perspektywy serial odbierany jest jako obraźliwy, raniący i homofobiczny, to ta książka jest dla was. Podarujcie komuś, a po chwili powiedzcie: „Ej, mogę pożyczyć?”. Jeszcze do niedawna myślałem, że znam wszystkie zakulisowe anegdotki… a później przeczytałem tę książkę i okazało się, że jestem jak John Snow i wiem „Nothing”. Niestety lektura ma też efekty uboczne -> z̶m̶a̶l̶e̶j̶ą̶ ̶w̶a̶m̶ ̶b̶o̶c̶z̶k̶i̶ obejrzycie serial po raz pięćdziesiąty… a miał być tylko jeden odcinek. Ten, w którym Monica umawia się z Van Dammem.
Dla fanów reportażu oraz czujących niedosyt po serialu „Czarnobyl”
„O północy w Czarnobylu” – Adam Higginbotham
Chyba wszyscy się zgodzimy, że największym tegorocznym hiciorem serialowym był „Czarnobyl” od HBO, co nie? Osobiście, co odcinek zbierałem szczenę z podłogi, bo nie chciało mi się wierzyć, że można być aż tak niekompetentnym dzbanem, jak kadra zarządzająca elektrownią. Najpierw jeden kiero niczym Homer Simpson, wciskał na pałę różne kolorowe guziczki w sterowni, po czym szok, bo reaktor w*****ło w kosmos. A jak już wybuchło i nad Czarnobylem unosił się gigantyczny grzyb atomowy, przyszli pozostali decyzyjni, odpalili szlugi, wyciągnęli flaszki i stwierdzi: „Oj tam, oj tam, to nic poważnego. Nie takie eksplozje widzieliśmy ze szwagrem”. Cudowny był to serial, nie zapomnę go nigdy, aczkolwiek nie potrafiłem stwierdzić na ile można mu zawierzyć historycznie… w sensie które wątki są prawdziwe, a które fabularnie podrasowane. Zacząłem rozglądać się za książką, która pomogłaby mi to rozstrzygnąć i tak właśnie trafiłem na „O północy w Czarnobylu”. Autor poświęcił ponad 10 lat życia na przetrząsanie archiwów i rozmowy ze świadkami, po czym poskładał to w całość i wyszedł mu reportaż, który równie dobrze mógłby być horrorem spod ręki Stephena Kinga, z tym że jest 100% na faktach. Doskonałe dopełnienie po serialu albo jakby to powiedział Tomasz Hajto -> truskawka na „czarnobylskim” torcie. Brać, nie gadać. Zresztą 8,4/10 na Lubimy Czytać, nie wzięło się z kosmosu.
Dla Sebków, Karyn, właścicieli tuningowanych Golfów III i fanów KSW
„Toksyczni” – Tomasz Duszyński
Hej Pig, wszystkie tytuły, które do tej pory wskazałeś, zapowiadają się całkiem spoko, jednak szukam czegoś innego. Wiesz, mam kuzyna karka, który jara się KSW, Jasonem Stathamem oraz Jagiellonią Białystok i jeśli już czyta, to raczej coś z większą adrenaliną. No wiesz, żeby jacyś gangsterzy byli, żeby policja ich ścigała, żeby ktoś dał komuś po ryju i wysadził samochód, a ktoś inny zezgonował w tajemniczych okolicznościach. No i żeby fajne dziewczyny były… if you know what I mean 😉 A wiesz, co jeszcze byłoby extra? Gdyby ten główny bohater gangster okazał się tym dobrym, a policjanci tymi skorumpowanymi. No i niech gra toczy się o wielkie pieniądze, a w tle była tajemnica, której ujawnienie wstrząśnie światem. A jakby do tego akcja rozgrywała się we Wrocławiu, to już w ogóle pełnia szczęścia. Znajdziesz coś w tym stylu? Z góry dzięki, Mati.
Hej Mati, książka której szukasz jest autorstwa Tomasza Duszyńskiego i nosi tytuł „Toksyczni”. Kuzyn będzie zachwycony. Nie ma za co, Pig.
Dla mamy, cioci, siostry i czytelników, którzy lubią się wzruszyć
„Horyzont” – Jakub Małecki
To jeszcze coś z przeciwnego bieguna, czyli literatura skierowana do osób, które nie potrzebują zawiłych intryg, wybuchów i fajerwerków, ale lubią poczytać o życiowych rozterkach zwykłych ludzi, pochlipać nad ich ciężkim losem i zachwycić się słowną wirtuozerią autora. Dokładnie czymś takim jest „Horyzont” Jakuba Małeckiego. Minimalistyczna w formie opowieść o dwójce życiowych rozbitków, Mańku i Zuzie, którzy mieszkają po sąsiedzku na warszawskim Mokotowie. On jest 35-letnim weteranem wojennym, zmagającym się z traumami przywiezionymi z Afganistanu. Ona dwudziestolatką, dopiero rozpoczynającą życie na własny rachunek i poszukującą odpowiedzi na pytania: „Kim jesteśmy i dokąd zmierzamy?”. I tak sobie spędzają wieczory na rozmowach o wszystkim i o niczym, sącząc przy tym driny i słuchając bułgarskiego rapu. Niby nic, a jednak wasze matki, ciotki i siostry skończą lekturę z rozmazanym mejkapem.
Dla fanów rocka, pogowania i ostrych papryczek
„Flea. Acid for the Children” – Michael Balzary
Jeśli osoba, którą chcesz obdarować nie jest fanem sportu, gier, seriali, fantastyki, gangsterki ani literatury przez duże L, metodą dedukcji możemy wywnioskować, że jest fanem muzyki. To, że nosi koszulki z nazwami ulubionych kapel, co chwile jeździ na festiwale i udostępnia na fejsie swoje statystyki ze Spotifaja, również jest jakąś poszlaką. Tak czy siak, idealnie się składa, bo na rynku właśnie ukazała się AUTObiografia legendarnego basisty Red Hot Chili Peppers – Michaela Balzary’eg, znanego całemu światu, jako Flea. Spodziewałem się, że to będzie coś w rodzaju licytacji z innymi gwiazdami rocka, na zasadzie: „Wciągnęłam nosem jeszcze więcej koksu, uwiodłem więcej modelek, a moja kartoteka policyjna to już w ogóle ma wymiary książki telefonicznej. Ozzy Osbourne to przy mnie ministrant”. No i faktycznie takich wyznań nie brakuje, bo Flea nie jedną krzywą akcję odwalił na kwasie, ale o dziwo okazało się, że przy okazji jest to bardzo oczytany człowiek, który często kala się myślą i chętnie dzieli refleksjami. Książka swoją strukturą przypomina trochę pamiętnik, czyli zawiera dużo krótkich notatek poświęconych konkretnemu wydarzeniu, ale czyta się to bardzo lekko i przyjemnie. Fani Red Hotów i ostrego grania będą zadowoleni.
Dobiliśmy do końca. Narobiłem się jak dziki, więc mam nadzieję, że komuś się przyda. A jesli nie, to kupujcie durnostojkę, bo nic lepszego już nie wymyślę. Aaa i przypominam, że na książki, które znajdziecie pod tym linkiem -> KsiążkiPodChoinkę macie 10% zniżki z kodem PigOut10.