popKULTURA

Katarzyna Puzyńska “Żadanica”

06/07/2022
żadanica

O Kata­rzy­na Puzyń­ska wiem czte­ry rzeczy:

  1. Mogła­by star­to­wać z Quebo­na­fi­de w kon­kur­sie na naj­więk­szą ilość dziar
  2. Lubi kom­pli­ko­wać życie biblio­te­ka­rzom taki­mi faj­ny­mi, nie za łatwy­mi tytu­ła­mi -> Chąś­ba, Śre­żo­ga, Łaskun, Rodza­ni­ce, itd.
  3. Jej książ­ki tłu­ma­czo­ne są na język hisz­pań­ski -> widzia­łem w kio­sku na lot­ni­sku w Maladze
  4. Za życio­wy cel posta­wi­ła sobie uśmier­cić wszyst­kich miesz­kań­ców Lipo­wa, czy­li nie­wiel­kiej wsi, któ­ra według opi­su z książ­ki, poło­żo­na jest kil­ka kilo­me­trów od Brodnicy.

Kaś­kę książ­ko­wo pozna­łem dokład­nie rok temu przy oka­zji rec­ki „Mar­tw­ca”, czy­li 13. tomu „Sagi o Lipo­wie”, a dziś, w naszą rocz­ni­cę, cał­kiem przy­pad­ko­wo wra­cam z tomem 14.

Zanim jed­nak przej­dę do rec­ki, daję znać, że punkt dru­gi z fak­tów o Puzyń­skiej nadal aktu­al­ny. Jup, naj­now­szy tom nosi tytuł „Żada­ni­ca” i ocza­mi wyobraź­ni widzę sce­nę w Empi­ku, jak to ran­do­mo­wa klient­ka przy­cho­dzi wła­śnie po tę książ­kę, ale przy kasie dozna­je zaćmie­nia umy­słu, zapo­mi­na­jąc tytu­łu oraz nazwi­ska autor­ki, więc wypa­la -> „Dzień dobry, popro­szę naj­now­sza książ­kę tej pani, co ma napi­sa­ne vegan na nad­garst­ku. Chwi­lo­wo nie pamię­tam tytu­łu, ale brzmi podob­nie do nie­rząd­ni­cy. Dla uła­twie­nia mogę powie­dzieć, że okład­ka jest sza­ra. Chyba.”

Dru­gi hehe­szek doty­czy wyra­że­nia „Saga o Lipo­wie” -> dzi­żas to brzmi, jak seria bab­ci­nych roman­sów wyło­wio­nych z dna kosza z tanią książ­ką… tym­cza­sem supraj­sik, bo to całe Lipo­wo jest jesz­cze bar­dziej nie­bez­piecz­ne od San­do­mie­rza Ojca Mate­usza i tru­py idą tam w dzie­siąt­ki (punkt czwar­ty fak­tów o Puzyń­skiej #check).

Wra­ca­jąc nato­miast do tema­tu. Nie będę wam stresz­czał wcze­śniej­szych tomów, bo pri­mo czy­ta­łem tyl­ko jeden, więc też dużo mnie omi­nę­ło, a dru­gie pri­mo jest takie, że tego typu cykle zawsze zaczy­na­ją się od piguł­ki naj­waż­niej­szych fak­tów i opi­sów posta­ci, aby moż­na było zacząć w dowol­nej czę­ści, co ozna­cza, że ta wie­dza nie jest wam nie­zbęd­na do życia.

Powiem za to, że przy rec­ce 13. tomu napi­sa­łem, że książ­ki Puzyń­skiej są dla mnie jak pio­sen­ki Sanah, czy­li łączą moty­wy, któ­re lubię z tymi, któ­rych nie cier­pię, ale koniec koń­ców przy „kaw­ce na wynos” nóż­ka cho­dzi. I tak samo jest z Sagą o Lipo­wie, gdzie wąt­ki kry­mi­nal­ne prze­ci­na­ją się z ope­rą mydla­ną na peł­nej petar­dzie, two­rząc sytu­ację w sty­lu -> „No w sumie to chciał­bym wie­dzieć kto zabił, ale jesz­cze bar­dziej inte­re­su­je mnie, czy ten ex poli­cjant i pisar­ka z różo­wy­mi wło­sa­mi w koń­cu zro­bią Bang?”. Zresz­tą u Rem­ka mia­łem to samo -> „Oooo kur­de chy­ba Zor­don zaraz wje­dzie w śli­nę z Chył­ką, can’t wait!”… wtem Chył­ka wyska­ku­je z info, że jest w cią­ży z innym i cały nastrój do pia­chu #Naj­go­rzej.

Pod­su­mo­wu­jąc tro­chę sobą gar­dzę czy­ta­jąc Sagę o Lipo­wie, a tro­chę sie­dzę z wypie­ka­mi na twa­rzy i tym żyję. Ot taki kry­mi­nal­ny Hotel Para­di­se -> tro­chę mor­dów, tro­chę guil­ty ple­żer. Moż­na się wkrę­cić. Nato­miast, co do fabu­ły “Żada­ni­cy”, to robi­łem 20 podejść do zaja­wie­nia jej w taki spo­sób, aby odna­la­zły się zarów­no oso­by, któ­re nigdy nie mia­ły z serią do czy­nie­nia, jak i sta­li czy­tel­ni­cy. Nie­ste­ty nie pykło, więc roz­bi­ję to na dwa razy.

Dla tych, któ­rzy nie mie­li sty­ku z Lipo­wem -> jest sobie koleś, któ­ry kie­dyś był gli­nia­rzem, ale stwier­dził, że już mu się nie chce, więc w ramach nowe­go zaję­cia otwie­ra agro­tu­ryst­kę w Lipo­wie. Mamy dzień ofi­cjal­ne­go otwar­cia i zjeż­dża­ją pierw­sze klient­ki, któ­re nie­ste­ty oka­zu­ją się pro­ble­ma­tycz­ne i zamiast urzą­dzić sobie gril­la na łonie natu­ry, po czym grzecz­nie pójść do wyrka na kimecz­kę, urzą­dza­ją seans wywo­ły­wa­nia duchów… i ten seans koń­czy się taką dra­mą, że ja nawet nie. Masa­kra. Dosłow­nie. Ale kto za nią odpowiada?

Dla tych, któ­rzy zna­ją serię -> ex gli­niarz Daniel Pod­gór­ski otwie­ra agro­tu­ry­sty­kę i jest cały w ner­wach, bo lada moment mają zje­chać pierw­sze klient­ki. Nie spo­dzie­wa się jed­nak, że klient­ki zamiast podzi­wiać oko­licz­ne jezio­ro, przy­je­cha­ły na seans wywo­ły­wa­nia duchów, a jesz­cze bar­dziej nie spo­dzie­wa się, że ten seans skoń­czy się taaaaką inbą, że ja nawet nie. Rów­no­le­gle Maria Pod­gór­ska i Kle­men­ty­na Kopp biwa­ku­ją w lesie i nagle sły­szą, że ktoś krę­ci się przy ich namio­cie. Wycho­dzą, żeby spraw­dzić i supraj­sik, bo niko­go nie ma, ale znaj­du­ją za to dziw­ną lal­kę bez twa­rzy i zaczy­na­ją snuć róż­ne teo­rię. A jak­by tego było mało, w Lipo­wie mel­du­je się nowy, podej­rza­ny miesz­ka­niec, któ­ry ewi­dent­nie nosi w sobie jakiś brud­ny sekre­cik. Czy te wszyst­kie rze­czy się łączą? Oczy­wi­ście, wszak to Lipo­wo -> gene­ral­nie zupeł­nie inny kli­mat niż w „Mar­tw­cu”. Bar­dziej hor­ror style.

P.S. Nie­przy­pad­ko­wo o „Żada­ni­cy” piszę aku­rat dziś. Otóż Saga o Lipo­wie ma tak wier­ną publi­kę, że zaczę­to nawet orga­ni­zo­wać zlo­ty fanów. Kon­kret­nie odby­wa­ją się one w Pokrzy­do­wie (książ­ko­we Lipo­wo) i w pro­gra­mie są gry tere­no­we, w któ­rych trze­ba roz­wią­zać zagad­kę kry­mi­nal­ną, spo­tka­nie z autor­ką i jej gość­mi, pik­nik inte­gra­cyj­ny, etc. Oczy­wi­ście zlo­ty zosta­ły bru­tal­nie zasto­po­wa­ne przez pan­de­mię, ale w tym roku nastą­pi reak­ty­wa­cja. Kon­kret­nie w ter­mi­nie 16–17 lip­ca, więc jak cuś macie jesz­cze 10 dni, aby ująć to w swo­ich planach.

A tu kla­sycz­nie link do książ­ki -> https://tiny.pl/938dr

A to widziałeś?

Brak komentarzy

Leave a Reply