popKULTURA

Wesele

10/10/2021
Wesele

Ile przy­war mają wesel­ni­cy u Smarzowskiego?

Wszyst­kie!

Czu­ję, że moja opi­nia będzie pod prąd, ale NIESTETY nie wysze­dłem z nowe­go fil­mu Sam­rzow­skie­go z poła­ma­nym krę­go­słu­pem i nie uwa­żam, aby ten film był “naszym lustrem” (w każ­dej jed­nej rec­ce ten sam tekst).

Nope, uwa­żam, że tym razem Sma­rzow­ski stra­cił wyczu­cie i tak bar­dzo chciał nami wstrzą­snąć, że osta­tecz­nie prze­szar­żo­wał. Wszyst­kie­go jest tu za dużo i w za bar­dzo prze­ry­so­wa­nej wer­sji. Baa pan reży­ser praw­do­podb­nie nie wie­rzył, ze jeśli poka­że nam kawa­łek nie­chwa­leb­nej histo­rii, to będzie­my potra­fi­li doj­rzeć ana­lo­gie do współ­cze­sno­ści, więc na wszel­ki wypa­dek sta­wia gru­bym mar­ke­rem strza­łecz­ki odno­szą­ce sie do obec­nych cza­sów, mówiac -> “Patrz­cie, to ten sam kejs!”

Pro­blem jed­nak jest taki, że się zapę­dził w tym wyli­cza­niu naszych przy­war i upchnął w jed­nym wese­lu wszyst­kie pol­skie ste­reo­ty­py rodem z memów z nosa­czem. No dobra, pra­wie wszyst­kie, bo prze­mil­czał nasze uwiel­bie­nie do para­wa­nin­gu oraz do łącze­nia kla­pek kubo­ta z bia­łą skar­pą i rekla­mów­ką bie­dry. Ale resz­ta jest: alko­ho­lizm , rasizm , knse­no­fo­bia , aty­se­mi­tyzm , homo­fo­bia , skłon­no­ści do mata­cze­nia , lubość do dawa­nia dupy na pra­wo i lewo . I to wszyst­ko jest tak prze­wi­dy­wal­ne, że wręcz czu­ję się obrażony.

Robert Więc­kie­wicz jest wiej­skim biz­nes­me­nem, któ­ry wypra­wia cię­żar­nej cór­ce wese­le -> Po pierw­szej nut­ce wie­my, że:

- Więc­kie­wicz oka­że się zło­dzie­jem i krę­ta­czem, któ­ry nie sza­nu­je swo­ich pra­cow­ni­ków, a żonę trzy­ma w domu tyl­ko dla­te­go, bo cza­sem lubi opier­do­lić coś na ciepło

- Mło­dzi nie są w sobie zako­cha­ni -> nope, typ haj­ta się tyl­ko dla korzy­ści finan­so­wych i na pew­no w trak­cie wese­le zła­pią go pod­czas chę­do­że­nia świadkowej

- Jakaś wiej­ska “waż­na żona” na dzień dobry strze­la fochem, że posa­dzi­li ją przy sto­le z murzy…afroamerykaninem -> odli­cza­my do momen­tu, kie­dy zali­czy z nim nume­rek w schow­ku na mopy

- Pan mło­dy dosta­je od teścia Porsche w ramach łapów­ki za ślub i wie­le osób ma pla­ny co do tego Porsche (Więc­kie­wicz daje go w zastaw, pan mło­dy chce je sprze­dać, etc) -> odli­cza­my do momen­tu, kie­dy Porsche sta­nie się kuku i wszyst­kie pla­ny pój­dą do piachu

- Jest to wese­le u Sma­rzow­skie­go -> odli­cza­my do momen­tu, aż wszy­scy się zezwie­rzę­cą, bo prze­cież cała Pol­ska wali wódę do zezgonowania

- na wese­lu poja­wia się ksiądz -> odli­cza­my do momen­tu, kie­dy oka­że się chci­wym, zgni­łym hipokrytą

I tak dalej i tak dalej. Już to widzie­li­śmy i wte­dy to nawet dzia­ła­ło, ale to był inny czas i kon­tekst. I ja nie twier­dze, że takie rze­czy się nie zda­rza­ją, bo pato­la była, jest i będzie, ale nie roz­cią­gaj­my każ­de­go incy­den­tu na całą Pol­skę i 24h na dobę. Dokład­nie coś takie­go zro­bił Vega w Boto­skie -> Zebrał wszyst­kie krzy­we akcje, któ­re roz­gry­wa­ły się na prze­strze­ni wie­lu lat, w wie­lu miej­scach kra­ju, po czym roz­dzie­lił je na czwór­kę laka­rzy z jed­ne­go szpi­ta­la i powie­dział -> “Patrz­cie, to jest praw­da o pol­skiej służ­bie zdro­wia”. Pla­żo, proszę!

Jesz­cze takie pro­stac­kie środ­ki nar­ra­cyj­ne typu -> postać żony, gra­nej przez Aga­tę Kule­szę, któ­ra przez cały film wypo­wia­da łącz­nie dwa zda­nia, ale cho­dzi za to z miną zbi­te­go psa i to jest taka jed­no­znacz­na suge­stia, że żona jest bar­dzo nie­szczę­śli­wa i przy­gnie­cio­na przez złe­go męża. Nie musi­my zanu­rzać się w ich rela­cje, tak jest i koniec.

Ok, seg­ment wese­la mamy odha­czo­ny. Dru­gim seg­men­tem jest pogrom Ż (sor­ry nie chce bana dostać) w ̶J̶e̶d̶w̶a̶b̶n̶e̶m̶ Radzi­ło­wie (kil­ka dni przed Jedwab­nem). Łącz­ni­kiem obu histo­ri jest postać dziad­ka pan­ny mło­dej, któ­ry w dniu wese­la przy­po­mi­na sobie wła­sną histo­rię miło­sną, jak to zako­chał się w pew­nej nie­wia­ście pocho­dze­nia izra­el­skie­go, ale nie­ste­ty była to miłość nie­speł­nio­na, gdyż rodzi­na zmu­si­ła nie­wia­stę do poślu­bie­nia innego.

Taki sce­na­riusz dla dziad­ka był ide­al­ną wymów­ką, aby pod­czas pogro­mu Ż, jako pierw­szy ruszył z pochod­nią, ale nope, on jest szla­chet­ny i kil­ko­ro ratu­je. Ale! Ale wspo­mi­na sobie jak inni czyn­nie lub bier­nie uczest­ni­czy­li w pogro­mie i tutaj dosta­je­my fikoł­ka nar­ra­cyj­ne­go, suge­ru­ją­ce­go, że jest to jota w jotę ten sam kejs, któ­ry aktu­al­nie doty­czy nasze­go podej­ścia do ukra­iń­ców oraz spo­łecz­no­ści LGBT. I żeby nie było nie­do­mó­wień, Sma­rzow­ski zapo­da­je motaż, w któ­rym dzia­dek patrzy na gości wesel­nych, a po chwi­li widzi w ich oso­bach nazi­stów. Albo sce­na, gdzie USG cią­żo­we­go brzu­cha zmie­nia się w dół z tru­pa­mi w wap­nie. Napraw­dę gru­bo leci.

Do wąt­ku ̶J̶e̶d̶w̶a̶b̶n̶e̶g̶o̶ Radzi­ło­wa mam dwa zastrze­że­nia. Pierw­sze takie, że tu zno­wu dosta­li­smy powtór­kę nar­ra­cyj­ną i Sma­rzow­ski budu­je histo­rie w iden­tycz­ny spo­sób, jak zro­bił to w Woły­niu, czy­li naj­pierw sce­na z księ­dzem, któ­ry wygła­sza z ambo­ny moc­no poli­tycz­ny spe­ech, nakrę­ca­ją­cy prze­ciw­ko Ż. Dalej mamy romans mło­dej par­ki, któ­ry zosta­je bru­tal­nie prze­rwa­ny, bo panien­ka pod przy­mu­sem rodzi­ny musi wyjść za inne­go. A jesz­cze dalej eks­po­zy­cje “małych prze­śla­do­wań”, któ­re się kumu­lu­ją i dopro­wa­dza­ją do eska­la­cji nienawiści.

Ten argu­ment wyco­fu­je, bo tema­tu Radzi­ło­wa nie riser­czo­wa­łem ̶(̶D̶r̶u̶g̶a̶ ̶r̶z̶e̶c̶z̶ ̶t̶o̶ ̶k̶w̶e̶s̶t̶i̶a̶ ̶h̶i̶s̶t̶o̶r̶y̶c̶z̶n̶a̶.̶ ̶T̶o̶ ̶s̶o̶b̶i̶e̶ ̶m̶o̶ż̶e̶c̶i̶e̶ ̶s̶p̶r̶a̶w̶d̶z̶i̶ć̶ ̶d̶l̶a̶ ̶p̶e̶w̶n̶o̶ś̶c̶i̶,̶ ̶a̶l̶e̶ ̶n̶i̶e̶ ̶m̶a̶ ̶o̶f̶i̶c̶j̶a̶l̶n̶e̶j̶,̶ ̶j̶e̶d̶n̶o̶z̶n̶a̶c̶z̶n̶e̶j̶ ̶w̶e̶r̶s̶j̶i̶,̶ ̶c̶o̶ ̶d̶o̶ ̶w̶y̶d̶a̶r̶z̶e̶ń̶ ̶z̶ ̶J̶e̶d̶w̶a̶b̶n̶e̶g̶o̶.̶ ̶I̶s̶t̶n̶i̶e̶j̶ą̶ ̶d̶w̶i̶e̶ ̶n̶a̶r̶r̶a̶c̶j̶e̶ ̶-̶ ̶p̶i̶e̶r̶w̶s̶z̶a̶,̶ ̶ż̶e̶ ̶p̶o̶g̶r̶o̶m̶ ̶b̶y̶ł̶ ̶i̶n̶s̶p̶i̶r̶o̶w̶a̶n̶y̶ ̶p̶r̶z̶e̶z̶ ̶N̶i̶e̶m̶c̶ó̶w̶.̶ ̶D̶r̶u̶g̶a̶,̶ ̶ż̶e̶ ̶t̶o̶ ̶1̶0̶0̶%̶ ̶r̶o̶b̶o̶t̶a̶ ̶P̶o̶l̶a̶k̶ó̶w̶.̶ ̶I̶P̶N̶o̶w̶i̶ ̶n̶i̶e̶ ̶u̶d̶a̶ł̶o̶ ̶s̶i̶ę̶ ̶u̶s̶t̶a̶l̶i̶ć̶,̶ ̶j̶a̶k̶ ̶b̶y̶ł̶o̶ ̶i̶ ̶j̶a̶ ̶t̶y̶m̶ ̶b̶a̶r̶d̶z̶i̶e̶j̶ ̶n̶i̶e̶ ̶w̶i̶e̶m̶,̶ ̶a̶l̶e̶ ̶S̶m̶a̶r̶z̶o̶w̶s̶k̶i̶ ̶w̶i̶e̶ ̶i̶ ̶p̶r̶z̶e̶d̶s̶t̶a̶w̶i̶a̶ ̶t̶o̶ ̶w̶ ̶t̶a̶k̶i̶ ̶s̶p̶o̶s̶ó̶b̶,̶ ̶ż̶e̶ ̶p̶o̶s̶t̶a̶ć̶ ̶g̶r̶a̶n̶a̶ ̶p̶r̶z̶e̶z̶ ̶J̶a̶k̶u̶b̶i̶k̶a̶ ̶p̶y̶t̶a̶ ̶N̶i̶e̶m̶c̶ó̶w̶,̶ ̶z̶ ̶k̶t̶ó̶r̶y̶m̶i̶ ̶t̶a̶k̶ ̶B̶T̶W̶ ̶P̶o̶l̶a̶c̶y̶ ̶w̶ ̶f̶i̶l̶m̶i̶e̶ ̶r̶o̶z̶m̶a̶w̶i̶a̶j̶ą̶,̶ ̶j̶a̶k̶b̶y̶ ̶b̶y̶l̶i̶ ̶r̶ó̶w̶n̶o̶r̶z̶ę̶d̶n̶i̶ ̶-̶ ̶”̶J̶a̶k̶i̶e̶ ̶b̶y̶ł̶y̶b̶y̶ ̶k̶o̶n̶s̶e̶k̶w̶e̶n̶c̶e̶,̶ ̶j̶e̶ś̶l̶i̶ ̶Ż̶ ̶p̶r̶z̶y̶p̶a̶d̶k̶i̶e̶m̶ ̶s̶p̶o̶t̶k̶a̶ł̶o̶b̶y̶ ̶c̶o̶ś̶ ̶n̶i̶e̶f̶a̶j̶n̶e̶g̶o̶?̶”̶.̶ ̶N̶a̶ ̶c̶o̶ ̶N̶i̶e̶m̶i̶e̶c̶ ̶-̶ ̶”̶B̶e̶ ̶m̶y̶ ̶g̶u̶e̶s̶t̶,̶ ̶r̶ó̶b̶t̶a̶ ̶c̶o̶ ̶c̶h̶c̶e̶t̶a̶”̶,̶ ̶n̶a̶ ̶c̶o̶ ̶P̶o̶l̶a̶c̶y̶ ̶-̶>̶ ̶”̶N̶o̶ ̶t̶o̶ ̶l̶e̶g̶a̶c̶k̶o̶,̶ ̶j̶e̶d̶z̶i̶e̶m̶y̶ ̶z̶ ̶n̶i̶m̶i̶”̶.̶ ̶P̶o̶z̶a̶ ̶p̶o̶s̶t̶a̶c̶i̶ą̶ ̶d̶z̶i̶a̶d̶k̶a̶,̶ ̶n̶i̶k̶t̶ ̶t̶u̶ ̶n̶i̶e̶ ̶p̶r̶z̶e̶ż̶y̶w̶a̶ł̶ ̶j̶a̶k̶i̶e̶g̶o̶ś̶ ̶k̶o̶n̶f̶l̶i̶k̶t̶u̶ ̶m̶o̶r̶a̶l̶n̶e̶g̶o̶.̶ ̶O̶t̶ ̶P̶o̶l̶a̶c̶y̶ ̶d̶o̶ ̶1̶5̶:̶0̶0̶ ̶ł̶o̶i̶l̶i̶ ̶w̶ó̶d̶ę̶,̶ ̶o̶d̶ ̶1̶5̶:̶0̶0̶ ̶p̶a̶l̶i̶l̶i̶ ̶s̶t̶o̶d̶o̶ł̶y̶.̶ ̶-̶>̶ ̶F̶a̶k̶t̶y̶,̶ ̶c̶z̶y̶ ̶w̶ł̶a̶s̶n̶a̶ ̶i̶n̶t̶e̶r̶p̶r̶e̶t̶a̶c̶j̶a̶?̶

I na koniec powiem, że słyn­na sce­na z Botok­su, czy­li zbli­że­nie babecz­ki z owczar­kiem nie­miec­kim, nie jest już naj­bar­dziej kurio­zal­ną sce­ną w histo­rii pol­skiej kino­ma­to­gra­fii. Nope, aktu­al­nie na pierw­szym miej­scu jest sce­na zbi­li­że­nia świ­ni z chło­pem, któ­rą uświad­czy­my wła­śnie w nowym “Wese­lu” i przy­kro mi to mówić, ale ona nie ma żad­ne­go uza­sad­nie­nia arty­stycz­ne­go. I jest jesz­cze pro­duct plac­ment Semi­la­ca, porów­ny­wal­ny z Cink­cia­rzem u Papryka.

Pod­su­mo­wu­jąc, uwa­żam, że jest to film, któ­ry mógł być bar­dzo dużym kli­nem, ale przez nad­miar wszyst­kie­go i narzu­ca­nie kon­kret­nych tez, ostro się roz­je­chał i nie dowiózł ani w seg­men­cie Jedwab­ne­go ani wese­la. Ale oczy­wi­ście każ­dy powi­nien sam ocenić.

A to widziałeś?

Brak komentarzy

Leave a Reply