Dexter New Blood

Dziś przychodzę z polecajką serialu, który dla mnie osobiście był największą niespodzianką i przy okazji TOPką 2021 roku. Tym serialem jest „Dexter: New Blood”, czyli wielki, bo po niemal dekadzie od zakończenia pierwotnej serii, come back naszego ulubionego serial killera ever. I myk jest taki, że trochę to trwało, ale w końcu nowego Dexa można legalnie obejrzeć w Polsce. Konkretnie w serwisie CANAL+ online. Mało tego, jak ktoś jest w plecy z tą franczyzą, to w CANAL+ online znajdzie również wszystkie poprzednie sezony i ja takiej osobie szczerze zazdroszczę, bo sam chętnie zresetowałbym sobie pamięć i obejrzał jeszcze raz na nieświadomce. No może poza sezonem 8., który skończył się tak, że do dzisiaj zdarzają się noce, kiedy budzę się z krzykiem. Ale za to wcześniejsze trzymały poziom, a ten z „Trójkowym” to już w ogóle szał. 10/10.

W każdym razie „oryginalny” Dex był moją wielką namiętnością i skutecznie odciągał mnie od pisania magisterki, wszak emisja przypadła na czasy moich studiów, ale po tym niesławnym 8. sezonie strzeliłem focha i próbowałem wyprzeć tytuł z pamięci. Minęło jednak kilka lat, podczas których dojrzałem do pojednania i jak tylko pojawiły się plotki o powrocie, kompulsywnie wykrzyczałem „O motyla noga, niech to się wydarzy, plizz plizz”.

Co prawda w takich sytuacjach zawsze jest ryzyko, że to niepotrzebna reanimacja trupa, albo bezczelny skok na kasę, tymczasem ku zaskoczeniu wszystkich (w tym mnie) okazało się, że serial wrócił z RiGCzem i zażarł już od pierwszego odcinka. Dostaliśmy o 10 lat starszego Dexa, który po sfingowaniu własnej śmierci, zmienił nazwisko na Jim Lindsay, a słoneczne Miami na niewielką miejscowość Iron Lake w stanie Nowy York, gdzie pracuje w sklepie myśliwskim, spotyka z szefową lokalnej policji, a w wolnym czasie… nie zabija ludzi.

Yup, wraz z nowym życiorysem udało mu się okiełznać Mrocznego Pasażera, który do tej pory mniej więcej dwa razy w tygodniu szeptał mu do ucha -> „Ej, chodźmy zakillować jakiegoś złola. Dla świata to żadna strata, wręcz przeciwnie, możemy uratować kilka żyć. No cho, nie daj się prosić”.

Wspaniale układała im się współpraca, aż tu nagle Dex mówi dość i następuje 10 lat abstynencji w mordach #najgorzej

I wszystko pięknie, gdyby nie to, że pewnego dnia o Dexa upomina się przeszłość w osobie syna Harrisona. Jego pojawienie się wywraca stabilne życie Dextera do góry nogami i przy okazji budzi stare demony. Ponadto okazuje się, że po okolicy grasuje jeszcze jeden niebezpieczny krejzol. Nie chcę za dużo spolerować, ale powiem, że sytuacja będzie wymagała, aby po latach odkurzyć zestaw skalpeli i wyłożyć jakieś pomieszczenie folią… if U know what I mean.

Zmiana Miami na zimowe krajobrazy z nowymi bohaterami pobocznymi było bardzo udanym zagraniem i dało Dexterowi świeży start. Fajnie też było zobaczyć ważne postaci z przeszłości, które pojawiają się w różnym charakterze, ale każde z nich jest fabularnie uzasadnione, więc legitnie się to spina. Z sukcesem została również przywrócona esencja starych sezonów, którą roboczo nazywam “syndromem zaciskającej się pętli”, czyli jeden mord prowokuje kolejne, bo inaczej guano wypłynie na powierzchnię. Uwielbiam, kiedy Dex odczuwam pressing i musi na szybko coś wykombinować, albo będzie wtopa.

Fabularnie jest bardzo dobrze. Oczywiście zdarzają się dziury, ale jako, że oglądałem serial w trybie jeden odcinek tygodniowo, to wiem najlepiej, jak bardzo trzymało mnie to za mordkę i jak bardzo znosiłem jajo w oczekiwaniu na kolejny epizod #bardzo. Niestety jest też coś, co mi się strasznie nie podobało, ale o tym nie mogę powiedzieć, bo spoiler. Nadal mnie to uwiera, ale w żadnym wypadku nie zmienia to faktu, że 9 odcinków z hakiem było pro i zdecydowanie warto.

Tutaj zostawiam link -> https://can.al/IG-pigout-Dexter_new_blood