ART

Ocena Pigouta:

Niedawno byłem w radiu u Człowiek z popkultury i dostałem pytanie -> Ej, Pig dlaczego recenzujesz tylko paździerze, a nie piszesz na ten przykład o teatrze?

Trochę tam kluczyłem z odpowiedzią, żeby nie wyszło, że generalnie ciężko pisać o teatrze, jeśli nie chodzi się do teatru XD, ale obiecałem, że jak już pójdę, to napiszę, co by zatopić potencjalną teorię -> Bo paździerze w przeciwieństwie do teatru się klikają 😉

No to byłem kilka dni temu w teatrze. Konkretnie Teatr 6. piętro, o czym zresztą już pisałem, bo to tego dnia Czaskoski mył tunel karczerem i pozbawił mnie opcji Netflix & Chill.

Sytuacja wygląda tak, że była to moja już enta wizyta w 6. piętrze i bardzo lubię tam chodzić, bo czuję się bezpiecznie. Mówiąc bezpiecznie, mam na myśli, że to jest teatr komercyjny, który chce na siebie zarobić, więc wychodzi frontem do ludzi i buduje repertuar, który jest atrakcyjny, te sztuki są nośne, przystępne i obsadzone takimi nazwiskami, że choćby dla nich chce się to zobaczyć.

Tym razem padło na sztukę „ART”, autorstwa Yasminy Rezy, która popełniła również mojego ukochanego „Boga mordu” (uwielbiam i wersji filmowej i scenicznej). W rolach głównych wystąpił Michał Żebrowski, Borys Szyc i Janusz Chabior. Reżyseruje Eugeniusz Korin i z jego wcześniejszych rzeczy miałem okazję zobaczyć „Zagraj to jeszcze raz, Sam”. Szanuję, ale wolę wersję filmową

Pod względem tekstu „ART” jest bardzo krzepki. Na początku toczy beczkę ze sztuki nowoczesnej i nowobogackich, którzy zaczynają się nią jarać, kiedy nie wiedzą już co robić z hajsem. A później to eskaluje w wielką dramę, bo myk jest taki, że Janusz Chabior gra Serga, czyli właśnie takiego ziomeczka, który kicha banknotami i inwestuje w bardzo drogi obraz. Bardzo drogi biały obraz. Bardzo drogi biały obraz z białymi paskami.

Koledzy Serga, czyli Marc (Żebrowski) i Yvan (Szyc) podejmują się interwencji, której oczekiwanym rezultatem ma być przyznanie przez Serga, że jest parówczakiem i uja się zna na sztuce nowoczesnej, ot wtopił hajs na coś czego nie rozumie, a do tego zaczyna udawać, że należy do wyższych sfer, co jest bullshitem, bo przecież znają sie od lat, heloł. Plan nie do końca się sprawdza, bo Serg zamiast pokornie przyjąć rołsta na klatę, wciska guziczek atomowy i zaczyna wytykać różne niewygodne rzeczy ziomeczkom.

Jest tu naprawdę sporo celnych obserwacji i śmieszniutkich momentów. Aktorsko też jest bardzo spoczko. Trzeba sobie powiedzieć głośno, że tekst ma wiele momentów, w których żart jest zbudowany na odpowiedniej mimice i podaniu tekstu, co panom się udaje. Do tego miejscami jest bardzo intensywny. Na ten przykład Borys miał kilkuminutowy monolog, podczas którego jego koszulka zmieniła kolor, bo zaczął troszkę puszczać soki, ale nie oceniam i się nie dziwię, wszak siedząc wygodnie na publice miałem takie -> „Kurde, skubany ma zdrowie! Powiedzieć tyle tekstu i z taką dynamiką na jedno podejście, wow, powinni mu za to płacić.”

Co więcej, panowie zagrali to bez przerwy, więc szanuje jeszcze bardziej. Okej, musze się przyczepić, że Michał Żebrowski gra tutaj takiego sztywniutkiego kolesia ze skłonnością do ataków agresji i ja go już widziałem w podobnym wydaniu w innej sztuce, więc mam lekki niedosyt, aczkolwiek z drugiej strony noł ajdija, czy ta rola dawała margines na inną interpretację.

Generalnie bardzo przyjemne było to wyjście do teatru, nigdy go nie zapomnę. Kilka dni minęło, a ja nadal sobie ten tekst obracam w głowie, więc dostałem coś więcej niż tylko odchamienie się w modnym miejscu wśród popularnych nazwisk. Baa, dopiero się rozkręcam i jest już ustalone, że w kolejnej rundzie idę do TEATR POLONIA zobaczyć Agnieszkę Lubicz, wróć Paulina Holtz w wydaniu scenicznym. Can’t wait.

A jak wielki potwór spaghetti pozwoli, to jeszcze kiedyś chciałbym zobaczyć „Małe zbrodnie małżeńskie” w obsadzie Beata Kawka i Mirosław Zbrojewicz. Na Audiotece jest wersja audio w ich wykonaniu i to jest cudo. Zarówno pod względem tekstu, jak interpretacji. 100/10.

A teraz Człowiek z popkultury sprawdzamy, czy warto pisać o teatrze, czy trzymamy się paździerzy

Ale mam też hejta na koniec. Jak przyzwyczailiście się już do tych wypasionych, rozkładanych na guziczek foteli w multipleksach, to do teatru koniecznie z poduszką pod ass, bo tam nadal oldschool