„Arcydzieło” Tom Hanks
- Tytuł:Arcydzieło
- Autorzy:
- Wydawca:
- Gatunek:
Tom Hanks.
Aktor, scenarzysta, reżyser, producent, kompozytor… serio, w biografii ma wzmiankę, że coś tam stworzył do filmu „Szaleństwa młodości”. Poza tym posiadacz najwyższego odznaczenia, jakie cywil może otrzymać od US Navy (za legitne sportretowanie żołnierzy w różnych produkcjach), fan piłki nożnej (kibicuje Aston Villi), kolekcjoner maszyn do pisania, przez chwilę właściciel legendarnego „Malucha”, zdobywca Oscarów rok po roku („Filadelfia” 1993 i „Forrest Gump” 1994), ulubieniec Stevena Spielberga (5 ról), a do tego całkiem niezła intuicja do robienia hajsu -> skubaniutki na etapie Forresta powiedział, że mogą mu nie płacić gaży, ot zadowoli się % z zysków -> BOOM! 40 milionów zielonych wpadło na konto na jeden strzał.
W ogóle chłop był skazany na sukces, o czym niech świadczy fakt, że dla wspomnianego „Forresta Gumpa”, odrzucił rolę w „Skazanych na Shawshank”, czyli jakiej by decyzji nie podjął, byłby wygrywam.
A piszę o tym, bo Pan Tomek działa w jeszcze jednej banieczce -> w pisarskiej. Niedawno na rynku pojawiła się jego książka pt. „Arcydzieło”. Co prawda nie jest to debiut, bo wcześniej w 2017 popełnił „Kolekcję nietypowych zdarzeń”, aczkolwiek był to zbiór 17 opowiadań, więc krótkie formy, tymczasem teraz pokusił się o pełnoprawną powieść. I mówiąc pełnoprawną nic a nic nie przesadzam, gdyż ponieważ „Arcydzieło” jest cegłą. 500 stron w papierze, co może nie brzmi jakoś spektakularnie, ale książka ewidentnie ma większy format niż przeciętne wydania, co w wersji audio przekłada się na 18 godzin nagrania #srogo.
Możliwości są dwie. Albo Pan Tomek miał napływ weny i poleciał, jak mu w duszy grało, albo ma super stawkę za wierszówkę i być może chciał sobie dorobić na wypadek, gdyby kariera filmowa siadła.
Okej, suchary na bok. Oczywiście poświęciłem się dla dobra ludzkości i wziąłem „Arcydzieło” na warsztat. Sytuacja wygląda tak, że to się broni, ale jest ALE. Pierwsze 4 godziny trzeba przecierpieć, bo są po prostu nudne. Tom Hanks każdej, ale to absolutnie każdej postaci, którą wrzucił do tej historii, nadpisał pełen życiorys, od dzieciństwa do dnia dzisiejszego, co oznacza, że te pierwsze 4 godziny to tak naprawdę przedstawianie bohaterów, ich motywacji oraz kolei życiowych, które doprowadziły ich do tej chwili. Dopiero po tym etapie zaczyna się książka właściwa, ale tu już robi się całkiem fajnie. Nadal zdarzają się wypadnięcia z trasy na jakieś poboczne anegdotki i wstawki, bez których ta książka bez problemu by się obyła, ale na to już można przymknąć oko.
A jest fajna, bo opowiada historię powstawania super bohaterskiego filmu. Co prawda opisywany film i aktorzy są fikcją literacką, ale biorąc pod uwagę, że Tom Hanks stał po każdej stronie kamery i zjadł zęby a tym biznesie, chyba możemy śmiało założyć, że różne dramy, które się tu przewijają, bazują na hollywoodzkich realiach i że mniej więcej tak wygląda proces powstawania blockbusterów.
A dram jest multum, począwszy od scenariusza, który trzeba milion razy korygować zanim nabierze ostatecznej formy. Następny jest dobór obsady, gdzie okazuje się, że potencjał komercyjny gwiazd nie idzie w parze z ich profesjonalizmem, przez co na plan trafiają osoby, które się nie cierpią i hejtują, ale muszą robić dobrą minę do złej gry. Chociaż tutaj akurat mamy kejs „Powrotu do przyszłości” i konieczne były korekty w obsadzie, co z kolei puściło z dymem masę szmalu i wywołało szereg innych konsekwencji.
Na pewno zdarzyło wam się obejrzeć jakiś ujowy film, który kupy się nie trzymał i zachodziliście w głowę, jak to w ogóle możliwe, że coś takiego ujrzało światło dzienne. No to ta książka odziera magię kina z magii i pokazuje, jaki wielki jest to pierdolnik z perspektywy bekstejdżu. Bardzo mi to siedziało.
A co ze stylem Pan Tomka, zapytacie? I tutaj muszę stwierdzić, że czuć olbrzymią inspirację Stephenem Kingiem. Jest w ogóle taki moment, gdzie Hanks opisuje wydarzenia z przeszłości i miałem wrażenie, jakbym czytał „Bastion” Kinga. Te opisy miasteczek, dinnerowi, smak piwa #BeeenThereDoneThat. I równie mocno potrafi rozwlec opis najprostszej czynności
Podsumowując -> Pan Tomek trochę przynudza i trochę podszywa się pod bardziej znanych pisarzy, ale sumarycznie wyszło mu to całkiem fajnie. Etap produkcji filmu jest interesujący i wręcz bardziej brutalny niż to sobie wyobrażałem. Jak przebijecie się przez wstęp, to dalej poleci z górki.