„Teoria Wielkiego Podrywu” Jessica Radloff

Ocena Pigouta:

Serial od twórcy „Dwóch i pół” oraz zespołu kreatywnego, który pracował m.in. przy „Trzeciej Planecie od słońca”, „Archiwum X” oraz „21 Jump Street”. 12 sezonów. 279 oficjalnych odcinków + jeden, który nie ujrzał światła dziennego. Pamiętne role, kultowe one linery oraz t-shirty, setki krzepkich żartów sytuacyjnych i ewidentna topka najlepszych sitcomów ever.

Oczywiście mowa o serialu „The Big Bang Theory”, a pytanie brzmi czy ten projekt miał prawo się nie udać?

Cóż, z dzisiejszej perspektywy wydaje się, że nie było takiej opcji i od początku zapowiadał się na murowanego pewniaczka, tymczasem w rzeczywistości przeżył śmierć kliniczną. True story, ten jeden niewyemitowany odcinek (urywaki są na yt), o którym napisałem wyżej, to pierwszy pilot, który dostał ocenę negatywną i w normalnych okolicznościach przyrody, byłoby to game over dla projektu. ALE. Ale, że twórcą był Chuck Lorre, który stworzył „Roseanne”, „Dharmę i Grega”, „Mike’a and Molly” ( na nim wypłynęła Melissa McCarthy) oraz mega hiciora „Dwóch i pół”, padła propozycja -> „Hej, Chuck, a może byś zrobił jeszcze jednego pilota? Generalnie serial ma potencjał, na ten przykład dwaj główni bohaterowie, czyli Sheldon i Leonard banglają aż miło, ale rola kobieca nie dowozi. Weź to jakoś przerób i może tym razem się uda”.

Chuck Lorre stwierdził, że zainwestował w ten projekt już tyle czasu, że byłoby szkoda, gdyby nic z tego nie wyszło, więc grzecznie przyjął krytykę na klatę i powiedział, że spróbuje. Problem jednak polegał na tym, że postać kobiety, która „nie pasowała” stacji, stanowiła oś serialu. Ot pomysł bazował na tym, że babeczka po zerwaniu z chłopakiem przeprowadza się do Los Angeles, żeby zacząc od nowa, a na miejscu okazuje się, że jej sąsiedzi to nerdy.

W tej wersji scenariusza babeczka miała na imię Kejti i była twardą, cyniczną suczą, bo Chuck Lorre nadal myślał o dowcipach w kategorii „Dwóch i pół”, czyli im bardziej grubiańsko i po bandzie, tym lepiej. A jednak tym razem to nie zadziałało, nie ta dynamika. Po burzy mózgów, scenarzyści uznali, że potrzebują jednak kogoś bardziej w stylu Julii Robert, czyli słodką w swojej naiwności dziewuszkę, która może i nie będzie kumała geekowskich żartów, ale za to będzie mogła nauczyć ich prawdziwego życia, a publikę rozczuli przyjazną aurą i uśmiechem, jak z reklamy Colgate.

Operacja „drugi pilot” wymagała nie tylko poprawek w scenariuszu, ale też kolejnej podmiany aktorki. Kolejnej, bo pierwsza odtwórczyni „Kejti”, została zwolniona zaraz po próbnym czytaniu tekstu z Sheldonem i Leonardem. Druga wypadła właśnie na etapie zmian w scenariuszy i dopiero w tym miejscu, jako wersja numer 3, pojawia się Kaley Cuoco. Imię Kejti zmieniono na Penny, do tego dopisano postaci dwóch kolejnych nerdów, Wolowitza oraz Koothrappaliego, i voila, tak narodziło się Big Bang Theory w wersji jaką znamy.

A piszę o tym, bo dziś ukazała się książka o kulisach „Teorii Wielkiego Podrywu”, która wypełniona jest takimi smaczkami, jak ten powyżej. Ale żebyście sobie nie myśleli, że te smaczki zostały wygooglowane przez autorkę i po prostu sklejone w fomat papierowy. Nope, tych smaczków dowiadujemy się bezpośrednio od twórców oraz obsady Big Bang Theory, czyli dostajemy relacje z pierwszej ręki #najlepiej. Książka ma konwencję przepytywania osób zaangażowanych w serial o różne kwestie, pomysły i kultowe momenty, a oni zdradzają, jak to wszystko się rodziło i wyglądało z ich perspektywy.

Część z was widząc okładkę serialową ,zapewne stwierdzi, że takie książki to sprytna próba wychędożenia fanów z kasiory, ale zapewniam, że to bardzo uczciwa publikacja i w środku jest mięcho. Dużo mięcha, dużo nadpisywania kontekstu do poszczególnych scen i odcinków, dużo bekstejdżu, a efekt finalny będzie taki, że po fragmencie „Jak to było ze słowem Bazinga?”, odpalicie sobie odcinek, w którym to słowo pada po raz pierwszy… i już nie przestaniecie oglądać. Nope, dojedziecie do końca. Been There Done That.

Dla fanów Big Bang Theory gratka.