„Za wszelką cenę” Harlan Coben

Ocena Pigouta:

Najbardziej siadają piosenki, które już znamy. Fakt, nie opinia. Podobnie jest z filmami, o czym niech świadczy fakt, że Vin Diesel zamiast zajmować się wnukami, nadal musi biegać w żonobijce, bo ludzie z niewyjaśnionej przyczyny wciąż łakną nowych cześci „Szybkich i wściekłych”.

A wiecie, gdzie jeszcze sprawdza się powielanie schematu? W książkach! Nawet śmierć i podatki nie są tak pewne, jak to, że przynajmniej raz w roku dostaniemy nowe tomy Chyłki i Jacka Reachera.

Ok, skoro naszkicowałem już motyw przewodni tej recki, czyli „powtarzalność”, możemy płynnie przejść do głównego dania, jakim jest nowa książka Harlana Cobena – > „Za wszelką cenę”.

Niektórzy twierdza, że Coben to król thrillerów, tak jak szczupak jest król wody. Ja twierdzę, że Coben, to król sprzedawania w nieskończoność tej samej historii. No dobra, dwóch tych samych historii. W pierwszej akcja jest taka, że główny bohater został uznany za winnego, ale tak naprawdę jest niewinny i przez kolejne 300 stron będzie próbował to udowodnić. W drugiej ktoś kiedyś umarł, a 300 stron później okazuje się, że jednak żyje.

I te dwie historie niezmiennie od lat zyskują status bestsellerów. Krejza. A jeszcze bardziej krejza jest to iż mimo mojej świadomości, jak to działa, nadal przy Harlanie trwam.

Weźmy na ten przykład najnowsze”Za wszelką cenę”. Plot: Koleś o imieniu David, który poza tym, że jest głównym bohaterem, jest też narratorem, informuje nas, że odsiaduje w więzieniu dożywocie za zamordowanie swojego dziecka. Jest niemal pewny, że tego nie zrobił, aczkolwiek czasami ma momenty zwątpienia na zasadzie -> „A może faktycznie zrobiłem w amoku, ale mój umysł wyparł to z pamieci?”. Niemniej odpuścił sobie obronę w sądzie, bo jego życie bez syna i tak nie miałoby sensu. I tak trwa w tej więziennej agonii, nie licząc już na nic pozytywnego od życia, wtem po 5 latach milczenia, nagle odwiedza go szwagierka i pokazuje fotkę, na której potencjalnie jest jego syn. Żywy.

Oesu, po pierwszej nutce wiem, dokąd to zmierza i jak się skończy. A jednak przeczytałem, żeby zobaczyć w jaki sposób Harlan poprowadzi mnie

do tego zakończenia… i kurde, jak zwykle było lekko i odprężająco.

Rozwijanie historii, to jest właśnie ten as w rękawie Cobena. Chłop jest starym wyjadaczem i ma te wszystkie motywy obcykane. Wie, kiedy przyspieszyć, kiedy zwolnić, kiedy rzucić żartem, kiedy dać twista i kiedy uderzyć w smuteczek. Możesz domyślać się zakończenia, a mimo to „jeszcze jeden rozdział” przeczytasz. I tak do końca.

„Za wszelką cenę” nie będzie książką waszego życia, nie będzie też książką roku 2023, ale jako książka „tu i teraz” jest bardzo okej i daje te kilka godzin oderwania. Można kręcić nosem, że trzeba trochę przymykać oko, bo mamy tu poziom naiwności z filmów hollywodzkich, ale koniec końców fakty sa takie, że od czasu do czasu każdy takiej strawy potrzebuje. I to się tyczy ten filmów i seriali.