Piotr Mikołajczak „NOrWAY”
50 odcieni. Dokładnie tyle ma Kryszczian Grey, ale też emigracja zarobkowa.
Był taki moment, że sporo ziomów z mojego rocznika licealnego wyjechało do roboty zagranico. Część została na stałe, część wróciła po kilku miesiącach z kieszeniami wypchanymi funtami i ojrasami, które szybko spieniężali na kilkuletnie Beemki i Audice. Przyznaję, że przelicznik funtów na złotówki w tamtym czasie tak bardzo zawładnął moją wyobraźnią, że też miałem ochotę wyjechać, ale koniec końców zabrakło mi cojones.
Bo żeby wyruszyć na taką akcję, to jednak trzeba być dość obrotnym i wychodzić z inicjatywą w temacie szukania pracy i mieszkania, tymczasem ja należę do sortu osób, które w układzie „ja pukam, ty mówisz”, biorą na siebie pukanie. Z takim podejściem moja emigracja zarobkowa skończyłaby się tak, że przez kilkanaście dni siedziałbym na dupsku w barze na Victoria Station i olabogował, że w Londynie nie ma pracy dla ludzi z moim wykształceniem, przejadł i przepił wszystkie oszczędności rodowe + trzy chwilówki, które rodzice zapewne by wzięli na mój nowy start, po czym wrócił do domu i powiedział: „Niespodzianka hehe!”.
A piszę o tym, bo w weekend skończyłem książkę nr 45 w tym roku i jest to książka właśnie o emigracji zarobkowej. Nosi tytuł „NOrWAY”, a jej autorem jest Piotr Mikołajczak, który kilka lat temu stanął po ścianą -> rozwód, depresja i spirala długów.
Nie potrzebował skomplikowanych obliczeń, żeby wyliczyć, że wyjście z długów na pensji nauczyciela zajmie mu 150 lat, w związku z czym podjął decyzję o wyjeździe zagranico. Konkretnie do Norwegii, bo tam płacą najwięcej, ludziom żyje się wspaniale, a widoczki urywają cztery litery. Spakował cały swój dobytek do samochodu, po czym ruszył ku marzeniom… a później zderzył się z rzeczywistością.
Tak jak na początku wspomniałem, emigracja dla każdego wygląda inaczej. Jedni jadą na gotowe, drugim się farci, a trzeci lecą na przypał z nadziejami, że jakoś to będzie, tymczasem czekają ich tylko łzy i rozczarowanie. Książce „NOrWAY” najbliżej do tego trzeciego wariantu. Ciężka praca fizyczna od świtu do zmierzchu, wieloosobowe obskurne mieszkania, szemrane towarzystwo, opary alkoholu i dym papierosów z przemytu evryłer… czyli mój najczarniejszy scenariusz, który sobie zbudowałem, kiedy byłem w fazie rozkminiania emigracji.
„NOrWAY” nie jest reportażem, bo autor skupia się tu na własnym przypadku, zresztą sam nazywa książkę pół-dziennikiem, aczkolwiek można na jej podstawie zbudować sobie wyobrażenie, jak emigracja potrafi wpłynąć na ludzką psychikę, jeśli sprawy nie pykną, tak jak byśmy tego chcieli.
Mamy tu sporo bohaterów drugoplanowych, którzy, że tak powiem „zasiedzieli się na emigracji” i nie potrafią, ale chyba też nie chcą z nią skończyć. W Polsce wybudowali wielkie chałupy, przed którymi stoją luksusowe auta, tymczasem w Norwegii mieszkają w zagrzybionych klitach, żywią się najtańszymi produktami z dyskontów i gniją, a mimo to nie spieszy im się do powrotu. Jest o rozbitych rodzinach, które od dawna prowadzą osobne życia w dwóch różnych krajach, ale utrzymują pozorowaną więź, podtrzymywaną przez comiesięczny przelew. Ona ma kogoś w Polsce, on ma kogoś w Norwegii, oboje podejrzewają siebie nawzajem o niewierność, ale nikt nie chce tego przeciąć i dwa razy do roku przy okazji świąt, urządzają teatrzyk pt. „Szczęśliwa rodzinka”. Jest o tym jak człowiek dziczeje i chamieje -> cały dzień w pracy, więc nie ma sensu dbać o siebie, ot odkuje się na wakacjach w Polsce, a że lokalni nie rozumieją po polsku, to możemy im jechać w naszym języku. Jest też o ludzkim skillu dostosowywania się do każdej okoliczności -> nie znam języka, nie mam fachu w rękach, ale to jest kwestia być albo nie być, więc nie ma czasu na wymówki. Dostosuj się, albo zgiń.
Książka jest szczera, bez owijania w bawełnę, miejscami dość depresyjna, miejscami z czarnym humorem, a’la „Dzień Swira”, ale zdecydowanie warta uwagi. Polecam osobom, którzy przymierzają się do wyjazdu, albo mają bliskich, którzy wyjechali do pracy. No i osobom, które mają podobny epizod już za sobą i chciałyby sobie porównać. Ja dzięki niej ostatecznie wyleczyłem się z pomysłów o emigracji, ale wiadomix, że życie pisze różne scenariusze i nigdy nic nie wiadomo.
Książkę dostałem od Wydawnictwo Otwarte i można ją nabyć wyłącznie online pod tym linkiem -> https://bit.ly/3EgBbs1
P.S. A jak już zahaczyliśmy o temat emigracji, to polecam jeszcze dokument z 2003 roku „Bar na Victorii”, o dwóch chłopakach z Polski, którzy na przypał ruszyli za marzeniami do UK i zaliczyli chyba wszystkie możliwe fakapy. Bardzo dobry, aczkolwiek słodko-gorzki reportaż. Jeden z moich ulubionych https://www.youtube.com/watch?v=i4xBOsdJPnU