Alex Michaelides „Boginie”

Boginie

W życiu nigdy nie jest za późno na debiut, a jako dowód mam przykład Alex Michaelidesa, czyli greko-cypryjczyka, który w wieku 42 lat prawdopodobnie pomyślał -> „Hmmm, a gdyby tak zostać pisarzem?”.

Jak pomyslał, tak zrobił i w 2019 roku wydał swoją debiutacką powieść „Pacjentka”, która migusiem podbiła listy bestsellerów, a chwilę później do jego drzwi zapukał Brad Pitt, rzucił na stół walizkę wypełnioną banknotami, po czym powiedział, że zaklepuje ekranizację… i poszedł. #Najlepiej

Przyznaję, że „Pacjentki” nie czytałem, bo w tamtym czasie nie poczułem feelingu z okładką, ale jak teraz Wydawnictwo W.A.B. zapytało, czy nie chciałbym wziąć na warsztat drugiej powieści Michaelidesa „Boginie”, byłem już po solidnym riserczu, więc grzecznie odpowiedziałem -> Kurła, proste, że bierę!

„Boginie” to thriller psychologiczny. Główną bohaterką jest terapeutka Mariana Andros, która tak BTW na moje oko sama potrzebuje solidnej terapii, aczkolwiek sytuacja wyglada tak, że Mariana w ciągu kilku lat straciła w różnych okolicznościach wszystkich najbliższych. No prawie wszystkich, bo została jej jeszcze siostrzenica Zoe, która z automatu stała się jej oczkiem w głowie i strzeże jej jak Smaug złota.

I tu dochodzimy do punku zapalnego ksiązki, czyli morderstwa młodej dziewczyny, które wydarzyło się na kampusie Zoe. Mariana momentalnie rusza na miejsce zbrodni, żeby sprawdzić, czy z siostrzenicą wszystko git, po czym jakoś tak wychodzi, że zaczyna prowadzić śledztwo na własną rękę i ma nawet całkiem solidnego podejrzanego, ale potrzebuje dowód.

Jak już mówiłem, nie czytałem (jeszcze) „Pacjentki”, więc nie wiem, czy autor w drugiej powieści zalicza progress, czy regress, ale jak dla mnie jest to książka z kategorii „spoczko”. Nie wybitna, bo przyznam, że na początku miałem problem, żeby sobie uzasadnić, dlaczego w ogóle główna bohaterka bierze śledztwo na siebie i dlaczego ludzie „mówią jej różne rzeczy” (ja bym nie powiedział), ALE.

Ale jak już złapałem rytm i poznałem wszystkie figury na planszy, to cięzko było mi się oderwać. Nie zaznałbym spokoju, gdybym się nie dowiedział, kto zabił, jaki miał motyw oraz czy dobrze obstawiałem. I wstawki mitologiczne też są na plus.

To jest poziom wkręcenia w zagadkę, jak w serialach „Broadchurch”, „Mare of Easttown” i „Od nowa”. Masz swoje typy i wiesz, że autor cię zwodzi, i będzie chciał w finiszu cię zaskoczyć, ale plażo proszę, przecież my mamy czarny pas z kryminałów, więc szybciutko to rozkminimy, co nie?! A po chwili te mysli: „A co jeśli autor wie, że mamy czarny pas z kryminałów i będziemy kreatywnie kombinować, tymczasem on cyk i zagra zgodnie z regułą -> „Najciemniej jest pod latarnią?”. I w tym momencie człowiek jest już głupi jak but i musi to dowieźć, albo się udusi.

Spoiler: Źle obstawiłem. Taka sytuacja.

Jesli macie ochotę się z tym zmierzyć, to książkę można nabyć drogą kupna tutaj -> https://www.empik.com/boginie-michaelides-alex…