„Wielki Atlas Małych Przyjemności”Olga Ślepowrońska
- Autorzy:
- Wydawca:
- Gatunek:
’Wielki atlas małych przyjemności” -> album, który cieszy się niesamowitym powodzeniem wśród instagramerek. Primo, bo naprawdę jest ładny (tekst Olga Ślepowrońska, ilustracje Anna Mazurkijevic-Fila), drugie primo, bo wpisuje się w modny trend bycia wdzięcznym, czy jakoś tak. No wiecie, że istagramerki piszą podsumowania dnia w stylu -> „Dzisiaj spotkałam się z psiapsi na flat white i jestem wdzięczna światu, że mój tramwaj nie wykoleił się w drodze do Starbunia. Dziękuję tym bardziej, bo wiem, że mieszkanki Wrocławia nie mogą powiedzieć tego samego'”.
Nie będę was karmił takimi tekstami, bo jestem dużym chłopem bez uczuć. Ale swoje przemyślenia mam. Otóż jest to książka, w której dziewczynka ma silną relację z babcia i obiecały sobie, że kiedyś stworzą mapę skarbów. Niestety babcia umiera, ale okazuje się, że mapę zostawiła, z tym, że tymi skarbami nie są złote bransolety ani naszyjniki z Apartu, tylko… hmmm jak to nazwać… codzienne doznania, które dają satysfakcję i radochę, np. skakanie po kałużach, ewentualnie chodzenie po zamarzniętych kałużach i wsłuchiwanie się w ten wspaniały dźwięk pękającego lodu. Albo obgryzanie czekolady z ptasiego mleczka, czy tam wylizywanie miski po kremie do ciasta. Głaskanie kotka, patrzenie jak biega pies na spacerze, itd., etc. Jest tego mnóstwo i wszystko super zilustrowane. I ja do pewnego momentu szanowałem ten koncept na zasadzie edukacyjnym -> „Ej to jest fajne, bo ucieka od komercji, pokazując, że najlepsze rzeczy są doznaniem za darmoszkę. Zdecydowanie powinno się takie rzeczy podsuwać bombelkom”. A później przerobiłem tę książkę i serio wywołała we mnie ciary. To jest krejza, ale te wszystkie błahe czynności, które się w niej znajdują, to wehikuł czasu, odsyłający nas do momentu, kiedy robiliśmy coś pierwszy raz, często z osobami, których już dzisiaj nie ma. Żeby to tak ładnie ująć -> ta książka kruszy blazę, którą obrośliśmy i cofa do momentu, kiedy potrafiliśmy autentycznie się ucieszyć, wzruszyć i zachwycić. Chyba coś takiego miał na myśli Taco Hemingway, jak na ostatniej płycie nawinął -> „Codziennie nas kuszą od nowa, a kiedyś starczyła nam stówka w święta”. Dla siebie weźcie tę książkę. Jest wspaniała, serio.