Emigracja, czyli książka, która mnie wk**wiła. Głównie tym, że nie ja ją napisałem.
„Mój stary to fanatyk wędkarstwa. Pół mieszkania zajebane wędkami (…)” – znacie ten tekst? Jeśli nie spędziliście ostatniej dekady zamknięci w piwnicy, to bankowo. Wszak był udostępniany mniej więcej miliard razy w internecie, a świętej pamięci Szołmaks.com, przerobił go nawet na etiudę filmową, w której „fanatyka wędkarstwa” brawurowo odegrał Piotr Cyrwus, czyli kultowy Rysiek z Klanu.
Tego typu heheszkowe teksty, które roznoszą się po internecie, jak rotawirus po żłobkach, zwą się potocznie pastami. Nie, nie chodzi o to, że ciagną się jak spaghetti puttanesca. Po prostu ludzie po ich przeczytaniu, jarają się niczym Królewska Przystań po wizycie Denerys, i nie potrafią sobie odmówić ich przekopiowania na własne fejsbuki, co by ziomeczki też mogły się pośmiać (copy paste -> kopi pasta -> pasta! Łapiecie?).
Jeśli chodzi o nasze podwórko, niekwestionowanym królem past jest koleś, który działa pod pseudonimem Malcolm XD. To właśnie on popełnił „Fanatyka wędkarstwa”, to on stworzył historię o patologu krzyczącym pod jakimś randomowym blokiem „Paaaaaulina, kto cię dyma jak mnie ni ma?” oraz dziesiątki innych tekstów, które dziś mają już status klasyki. Taki Rychu Peja w temacie past.
Przyznaję bez bicia, że pod względem twórczości, Malcolm XD jest mi najbliższą osobą w internatach. Jego teksty to w 100% moje klimaty. Absurd, zabawa słowem, sprawne wplatanie nowomowy internetowej, wysublimowane rzucanie wulgarem, podśmiechujki ze stereotypów i zaskakujące puenty. No jak tego nie kochać? Ile razy czytam jego nową pastę, tyle razy myślę sobie, że trzeba mieć łeb jak sklep, żeby coś takiego wymyślić #szacun… a chwilę później mam ból tyłka, że sam nie potrafię wskoczyć na taki poziom #zazdrość
A nawijam o nim, bo tak się składa, że Malcolm zrobił to, co swego czasu zrobiłem i ja -> wyszedł z internetów i wydał swoje teksty w formie papierowej. „Emigracja” zadebiutowała dziś w księgarniach, ale korzystając z faktu, że jestem rozchwytywany influencer ;), miałem okazję przeczytać ją jeszcze w wersji recenzenckiej. Powiem krótko, wyszła elegancko.
Jak spoileruje tytuł, jest to opowieść o Malcolmie, który po skończeniu ogólniaka, postanawia opuścić typowe polskie miasteczko „z liczbą ludności 10 000 – 19 999” i ruszyć w celach zarobkowych do UK (ponoć bazuje na autentycznych historiach), zaliczając po drodze mnóstwo mniej i bardziej niefortunnych przypałów przygód. Książka jest w 100% premierowym materiałem, więc nie ma strachu, że już to kiedyś czytaliście (nie licząc fragmentów udostępnionych w celach promocyjnych). Składa się z kilkunastu rozdziałów, w których Malcolm troszkę rozpierniczył system, gdyż ponieważ, każdy taki rozdział swobodnie może uznać za osobną pastę, ale myk jest taki, że rozdziały są ze sobą logicznie powiązane, co sprawia, że prawdopodobnie otrzymujemy najdłuższą pastę ever. W dodatku dobrą #szanuję.
Wybór tematyki emigracyjnej uznaję za strzał w dziesiątkę. Dała idealną okazję do wyśmiania mnóstwa stereotypów – małomiasteczkowej mentalności, różnic kulturowych, dalekich podróży w klasie „polski bus”, tirowców, taksówkarzy, riksiarzy, niemieckich autostrad, obozów pracy, dni agrestu, ludzi, którzy emigrują na pałę (nie znam języka, nie mam kasy, nie mam nic klepniętego na miejscu, ale w Londynie mieszka mój daleki kuzyn, więc jakoś to będzie) i wielu wielu innych. Te historie mają takie sorytellingowe flow, że nie da się ich czytać na raty. Nope, po każdy rozdziale mówisz sobie, no dobra to jeszcze jeden tekst i idę spać… po czym trzy godziny później czytasz ostatnie zdanie i masz doła, że to już. Na szczęście zakończenie jest otwarte, więc możemy się spodziewać, że ciąg dalszy nastąpi. <I bardzo ku*wa dobrze>
Przewiduję, że znajdą się dziennikarze starej daty, którzy będą deprecjonować tę ksiązkę, mówiąc, że internetowe heheszki nie są godne, żeby nazywać je powieścią. Bredzą. To jest dobre, nośne, swieże, zabawne, napisane z polotem, a przy okazji zahacza o wiele spraw, które naprawdę uwierają ludzi. Niejeden Mirek odnajdzie siebie podczas lektury. Minus jest taki, że znowu mam ból dupska, że nie ja to napisałem. Powiem tak: „Malcolm lubię Cię i chętnie poszedłbym z Tobą na burgera i browca, ale przy okazji pie*rdol się”. I wyskakuj z drugiego tomu. Teraz, natychmiast.
Jeśli chcecie osobiście sprawdzić, czy „Emigracja” faktycznie jest taka krzepka, to tu macie link z najlepszymi cenami <KLIK>. Propsuję. Jakby co, to ebook wyjdzie dopiero w lipcu.
P.S. Tak na marginesie powiem, że mimo iż Malcolm jest legendą na Wykopie, to jakimś cudem nadal udaje mu się zachowywać anonimowość. Kinia Rusin stwierdziła nawet w śniadaniówce, że to taka zagrywka a’la polski Banksy, z kolei sam Malcolm w jednym z wywiadów przyznał, że to żaden chwyt marketingowy, tylko konieczność. Ponoć piastuje na tyle odpowiedzialne stanowisko, że światem zatrzęsłoby w posadach, gdyby wypłynęły jego personalia. Dysponując tymi danymi, obstawiam, że Malcolm to tak naprawdę premier Morawiecki. Daty i miejsca się zgadzają, change my mind.