„Lato dni ostatnich” Marcin Okoniewski
- Tytuł:"Lato dni ostatnich"
- Autorzy:
- Wydawca:
- Gatunek:
Nie ma nic gorszego niż młodsi, zdolniejsi i bardziej przebojowi. Mniej więcej o tym był film “Substancja”, co nie? No to wiedzcie, że w banieczce książkowej, do której po części należę, a przynajmniej sobie wyobrażam, że należę, jest chłop z mojego koszmaru. Młodszy, zdolniejszy, sympatyczniejszy, bardziej komunikatywny i nigdy nie widziałem go w rozciągniętym, poplamionym dresie… a siebie owszem. Ale na tym nie koniec, bo chłop robi jeszcze najbardziej spektakularny okołoksiążkowy video kątęt w internecie. Baa nawet jakieś nagrody mu za te klipy dali, bo taaaaka jakość.
I kiedy wydawało się, że już bardziej prześladować mnie nie może, stwierdził, że on to już nie zadowala się samym reckowaniem książek i sam też coś napisze -> No kurła bez przesady, daj pożyć!
Chłop nazywa się Marcin Okoniewski i działa w sieci pod bardzo przewrotnym pseudonim => „Okoń w sieci„. Czaicie? Twój stary wchodzi na jego jutuba, bo myśli, że to kanał wędkarski i boom, dostaje recką nowego Sapka w twarz. Taki cwaniak
Jak mówiłem, ten cały Okoniewski napisał książkę. Książka prestiżowa sprawa, więc nie pochwalam tej decyzji, ale z drugiej strony jest to też potencjalna okazja, żeby się potknął i skompromitował, co nie?
Niestety nie tym razem. Bez uśmiechu i satysfakcji, ale muszę przyznać, że “Lato dni ostatnich” to nie tylko bardzo przyjemny, ale też solidny debiut. I nawet nie mogę shejtować zakończenia, które według statystyk, jest najczęściej partolonym fragmentem książki, gdyż ponieważ… “Lato dni ostatnich” nie ma zakończenia. W sensie nie jest to historia domknięta. Nope, jak w serialu, dostajemy cliffhangera kończącego pierwszy sezon i czekamy na ciąg dalszy. Czyli do listy krzywd wyrządzonych mi przez “Okonia w sieci”, dopisujemy “Zostawienie mnie bez wszystkich odpowiedzi”.
Pomysł na książkę jest trochę odklejony, ale przez to bardzo ciekawy. Otóż trafiamy na prowincję, do pewnej małej miejscowości, gdzie życie toczy się raczej leniwie i nagle jest taka akcja, że lokalna bibliotekarka przypadkowo przechwytuje faks, z którego wynika, że apokalipsa is coming i lepiej się przygotować. Nie wiem do końca, jak Okoń to zrobił, w każdym razie udało mu się to tak rozpisać, że i bibliotekarka i ja, w roli czytelnika, przyjęliśmy ten faks, jako coś, co na pewno się wydarzy. Babeczka zastanawia się co powinna zrobić z tą wiedzą, ostrzec innych, czy raczej skupić się na sobie? Ostatecznie daje cynk burmistrzowi, na zasadzie “i niech on się z tym buja”. I tu już mamy drugą osobę zaangażowaną w sprawę, a w kolejnych rozdziałach do historii zostaną wciągnięte kolejne postaci. W zasadzie każdy rozdział to orgin story jakiegoś bohatera, a w miarę rozwoju książki te losy zaczną się ze sobą przecinać i splatać, tworząc tzw. “Big Picture”, czyli będziemy wiedzieli, kto jest kim w tej miejscowości i jakie są ich wzajemne zależności. A później…. <spoiler>
Okoń w swoim bio ma info, że jest wielkim fanem Stephena Kinga i to czuć. I nie mam tu na myśli ewentualnych skojarzeń z “Bastionem”, które raz, max pięć, mi się w głowie przewinęły, a podobieństwa narracyjnie. Okoń, tak jak Stefan Król lubi popłynąć z opisami i raczej nie spieszy się z przedstawieniem swoich bohaterów. Idzie w detal. Czy to przeszkadza? Absolutnie nie, przyjemnie się to pochłania, zwłaszcza, że język jest elegancki, pełen metafor i porównań, ale też zależy, kto czego szuka. Książka jest mixem thrillera postapo i obyczajówki, ale gdybym miał na oko oszacować proporcje, to 25% dla thrillera, 75% obyczajówki.
Według mnie jest to bardzo oryginalne story, ma potencjał, żeby wam się spodobało i okoliczności są sprzyjające, żeby się o tym przekonać, bo jeśli macie abonament w Empik Go, to “Lata dni ostatnich” posłuchacie bez dodatkowych opłat. Czyta Józef Pawłowski, którego możecie aktualnie kojarzyć z serialu “Śleboda”, gdzie gra górala, który dorobił się w Chicago i teraz świruje wielkiego pana.
Podsumowując -> może i Okoń jest młodszy, zdolniejszy, robi wypas video i wyszedł obronną ręką z debiutu literackiego, ale picki XXL z Dominos szybciej ode mnie nie zje, więc moje nadal na wierzchu. Szach mat.