„Kairos” Maciej Siembieda

Ocena Pigouta:

Maciej Siembieda zrobił to znowu. Kolejny raz napisał arcydzieło.

Ile razy można mieć farta? Raz? Dwa? Trzy i więcej to już nie jest fart, to regularność, dlatego trzeba powiedzieć to oficjalnie -> Maciej Siembieda jest wybitnym pisarzem i powinniśmy wysłać go na Eurowizję, żeby pochwalić się nim zagranico.

„Kairos” to domknięcie greckiej trylogii, w skład w której wchodzą jeszcze „Katharsis” i „Nemezis”. Kto zna wcześniejsze tomy, ten wie, że rozmawiamy tu o literaturze premium i do „Kairosa” dwa razy namawiać go nie trzeba. Kto nie zna, ten wygrał życie, bo ma przed sobą wspaniałą podróż i do tego ciągiem, bez chodzenia po ścianach w oczekiwaniu na dalszy ciąg, jak ludzie, którzy byli w cyklu od początku.

„Kairos” to opowieść o dwóch braciach stryjecznych z Górnego Śląska, których łączy piłka nożna, a dzieli wojna. Po jej wybuchu jeden z nich zostanie Polakiem, drugi Niemcem. Śledzimy ich losy przez ponad cztery dekady i co chwilę w głowie rozbrzmiewa nam intro z „Klanu” -> „Życie, życie jest nobelom. Raz przyjazną a raz wrogą. Czasem chcesz się pożalić, ale nie masz do kooooGO”.

„Kairos” to historia, w której „bracia” Pykowie są jak liście na wietrze, gdzie za wiatr robi polityka oraz konsekwencje decyzji podjętych dawno temu. Historia do bólu pokazująca, ile w naszym życiu zależy od miejsca urodzenia, a także nawiązująca do kultowego tekstu z filmu „Chłopaki nie płaczą” -> czyli, co może się stać, kiedy wpadniesz na pomysł, żeby wydymać Freda. Bo tak się składa, że bohaterowie tej książki snują różne plany i intrygi, ale nie do końca zdają sobie sprawę, że w tej grze bierze udział więcej graczy.

„Kairos” pod względem objętości jest gruby jak dwie przeciętne książki, ale dla mnie mógłby być jeszcze grubszy. Chłonięcie tej opowieści to była czysta przyjemność. Nie mam tu żadnych uwag i niczego bym nie zmienił. Maciej Siembieda jak zwykle doskonale połączył wątki historyczne z fikcją literacką, po czym w posłowiu wyjaśnił co jest co i skąd wziął inspiracje. Jak zawsze jest tu styl, przy którym człowiek momentalnie zdaje sobie sprawę, że to erudycja level high + nieodmiennie czuję się urzeczony siembiedowym fatalizmem.

Połykałem tę opowieść w stylu hybrydowym, czyli w domu w papierze, a na misjach outdoorowych w audiobooku, więc chciałbym jeszcze skorzystać z okazji i pochwalić pana Przemysława Bluszcza za równie doskonałą interpretację, dotrzymującą kroku dziełu.

Pisałem przy recce „Nemezis”, że dla mnie jest to bezapelacyjnie polska książka roku 2023 i jeśli nie dostanie głównej nagrody, to zjem własną skarpetę. To samo mam do powiedzenia apropos „Kairosa”. Mam nadzieję, że tym razem żaden wałek nie pójdzie przy wyborach, bo nie chciałbym jeść dwóch skarpet, poza tym szanujmy się, Siembieda to jest król słowa pisanego, jak lew jest król dżungli, a Budda król loterii. Fakt, nie opinia.