Road House

Ocena Pigouta:

Jutro na Prime Video wchodzi „Road House” z Dżejkiem Gyllenhaalem i Conorem McGregorem, ale przy okazji Prime wrzucił jeszcze do biblioteki oryginalnego „Road House’a” z Patrykiem Swayze.

Obejrzałem oba i oba są kiczowate, ale wspaniale relaksują i można się z nimi polubić.

Różnice są takie, że ta część z Patrykiem lokowała mnóstwo gołych cycków. Nie miało to totalnie żadnego uzasadnienia fabularnego, ot babeczki nagle rozbierały się do rosołu i pokazywały boobsy. Nie widzę wad. W nowej wersji Road House’a nie ma ani jednego cycka. No chyba, że liczymy te Dżejka i McGregora, a trzeba przyznać, że mają spore. Baa nawet jak w filmie zanosi się na Bang, to nie zostaje to pokazane, tylko poruszamy się po domysłach. Uznałem, że chcielibyście o tym wiedzieć, więc mówię.

Druga różnica jest taka, że ta wersja z Patrykiem mniej więcej od połowy szła w ostrą dramę na zasadzie, że Patryk zaczyna przeżywać wszystko, jest smutny, przestraszony i wie, że finałowy pojedynek to gra o wszystko. Tymczasem nowy „Road House” przez większość czasu jest na luzaku, w konwencji zaczepno-komediowej. Coś jak „Shawn i Hobbs”, czyli wiadomo, że pionki nie mogą zrobić krzywdy Dżejkowi i nawet, jak celują do niego z guna, to on jest na wyjebce i ich rołstuje. Jedynie Conor jest na jego poziomie i tu mamy potencjał na godny pojedynek.

Złole w oryginalnym „Road Hałsie” z dzisiejszej perspektywy to wielkie XD. Chłopy bez formy, ubrani w trumniaki i koszule z guzikami, włożoną w spodnie na kant, z paskami z wielką klamrą. Choreografie walk też już trącą myszką, bo tempo takie, że pomiędzy ciosami, można zajść do Żabki na Hot Doga. Ale za to Patryk super i jego bromance z Samem Elliotem łamiący serduszko.

W nowym „Road Hałsie” złolem jest Conor McGregor i jest on w tej roli tak pojebanie odklejony, że nie idzie tego nie kochać. Szybko chodzi, śmiesznie gada, ADHD na pełnej. Czuję w kościach, że zaczniemy widywać go częściej na ekranie. Z kolei Dżejk ze swoim zawadiackim zlewactwem i heheszkami jest złoty. A wycięty jest tak, że jakby zaliczył czołówkę z TIRem, to TIR do kasacji. I niech mi trenejro nie wciska ściemy, że zrobił taką formę na salce crossfitowej, bo ja napierniczam te burpressy i wallballe od kilku miesięcy, a cycki ni chu chu nie rosną.

Oba filmy mają srogi bałagan w finale, ale absolutnie nie jest to problem, bo reguły takich akcyjniaków są z góry znane.

Powiem tylko, że przy tym nowym „Road Hałsie” była mała inba, bo reżyser dostał od Amazona ofertę na zasadzie -> jeśli chcesz, żeby ten film miał cykl kinowy, to dostajesz budżet X. Jeśli odpuszczasz kino i robimy exclusive na Prajma, budżet wynosi X + Y milionów. Chłop powiedział, że wybiera bramkę nr 2, po czym im bliżej premiery, tym bardziej zaczął się miotać, że go oszukali i on chce najpierw kino, a jak nie, to ma to w odwłoku i nie będzie brał udziału w akcjach promocyjnych.

Na moje oko dobrze, że idzie to bezpośrednio na striming. W takim układzie, że odpalam z kanapy i mam złudzenie, że oglądam za darmoszkę, wszak abonament opłacony na rok z góry, jestem o wiele bardziej wyluzowowany w odbiorze i przymykam oko na kilka krindżowych akcji. W cyklu kinowym pewnie bym robił z tego wielkie halo.

Ogólnie oba „Road Hałsy” na propsie. 7/10 tu i tu.

Aaaa i dopiero, jak obejrzałem ten z Patrykiem, doszło do mnie, że netflixowy „Bartkowiak”, to nic innego, jak próba zrobienia polskiego Wikidajły i w tym kontekście, ten film jest jeszcze śmieszniejszy… a był już ultra śmieszny, kiedy jeszcze tego nie ogarniałem.