Nic na siłę

Ocena Pigouta:

Czy macie państwo 5 minut, żeby porozmawiać o wspaniałości filmu „Nic na siłę”?

Główną bohaterką jest Oliwia, szefowa kuchni w fancy restauracji we Wrocławiu. Ogólnie z pierwszych kadrów wynika, że ma w tej restauracji większy zapierdol niż Jeremy Allen White w „The Bear”, aczkolwiek kiedy ją poznajemy, dostaje akurat jakiś straszny telefon, czego domyślamy się po smutnej mimice twarzy. I to się potwierdza w kolejnej scenie, gdzie Oliwia mówi szefowi, że sorka, ale musi wyjechać na kilka dni, na co szef, że plażo proszę, przecież mamy szczyt sezonu i prowadzimy lokal, który serwuje to, co turyści lubią najbardziej, czyli pickę, kabab, pierogi, zapiekanki, kesadije i bigos pod jedną strzechą. Nie możesz mnie zostawić z tym samego! Na co Oliwia pyta – jak często umiera ci babcia? No właśnie, dlatego muszę jechać.

I jedzie. I okazuje się, że jedzie aż na Podlasie, z czego jest bardzo niezadowolona, bo przecież ona jest team wielkie miasto, a na Podlasiu taka dzicz, ze jak ludzie widzą samolot na niebie, to klękają, żeby się przeżegnać, bo to na bank zwiastun apokalipsy.

No i twórcy filmu, nie licząc kilku ładnych ujęć rzek i stawów, wcale nie odkłamują tego Podlasia, tylko jeszcze bardziej podkręcają śrubę, sugerując, że na Podlasie prowadzi tylko jedna droga. Niestety dla Oliwki ta droga okazała się nieprzejezdna, gdyż akurat pewien niemiłosiernie przystojny singiel wykonywał na niej roboty drogowe, a Oliwce się śpieszyło, więc na niego natrąbiła, żeby nie blokował przejazdu. Jak dobrze wiemy, w życiu mało co tak wkurwia, jak klakson od dziołchy z wielkiego miasta, więc przystojny singiel na złość ustawił jej na drodze słupek, oznajmiając, że ma przerwę na lunch, po czym poszedł jeść kanapkę. Niemniej zostawił jej bramkę -> ot wystarczy, że powie „Przepraszam i proszę”, a droga magicznie się odblokuje. Niestety powiedzenie tych słów było ponad siły Oliwki i tu ją rozumiem, więc zawróciła i pojechała trasą przez pola. I tu jej nie rozumiem, bo ten słupek można było przestawić, przejechać po nim, albo wykonać jakiś manewr omijający. No cóż nie każdy ma IQ 150 jak ja, więc nie oceniam.

No i zgadnijcie co się dalej dzieje? Jup, Oliwka wpadła furą do dziury i po ptokach. Musiała dalszą drogę przejść z buta, a że to Podlasie to po drodze wdepnęła w błoto i guano hehe.

No ale w końcu doszła, wbija do izby babci, bo babcia ewidentnie mieszka w skansenie, zresztą całe filmowe Podlasie jest skansenem, chwyta nieboszczkę za rękę i lamentuje, jaka szkoda, że nie zdążyły sobie wszystkiego powiedzieć za życia. Wtem niespodziewany plot twist. Babcia wstaje i mówi, że hehe ale jajca, trzeba było umrzeć, żeby cię tu ściągnąć. Oliwka na to, że jesteś wariatką i naura, wracam do robienia bigosu we Wrocku.

No i wraca do unieruchomionego samochodu, którego problemem jest to, że koła buksują, bo tak jakby są w dziurze i błocie, aczkolwiek Oliwka stwierdza, że problem na bank jest pod maską, więc ją otwiera, po czym wyrywa pęk randomowych kabli, a później w szoku, że nadal autko nie hula. Żodyn by nie przewidział.

I tym sposobem Oliwka utknęła na Podlasiu. Baaa jak się rano budzi w skansenie babci, okazuje się, że babcia wyjechała, zostawiając po sobie liścik -> teraz to twoje ranczo, zrób z nim co chcesz, elo.

Oliwka stwierdza, że wywalone na tę chawirę i nadal ma plan powrotu do Wrocławia, ALE. Ale jest problem, bo babcia hoduje milion zwierząt, od kur po kozy i trzeba je nakarmić. No przecież ich tak nie zostawi. Baa krowę trzeb wydoić, bo wymiona opuchnięte, jak stąd do Katowic, a i koza chce powić młode akurat na jej zmianie. Oliwka próbuje ogarnąć sytuację, ale po tym jak bocian hehe zdwójkował jej się na ramię, stwierdza, że sama nie da rady i pójdzie przez wioskę poprosić jakiegoś lokalesa o pomoc.

Niesamowity zbieg okoliczności, bo ten nieprzyzwoicie przystojny singiel, który blokował jej drogę, całkiem przypadkowo mieszka po sąsiedzku. Kurła tu już wyższy level scenariopisarstwa wszedł. Ktoś chyba wykupił ChatGPT w wersji premium.

A później Oliwka znowu zapuszcza się na wioskę i spotyka starą ziomalkę z młodości, która akurat coś je. Oliwka pyta co jesz? Na co ziomalka, że kartacza, bo to nasz lokalny przysmak -> no przecież już tu byłaś, więc wiesz, heloł?

I w tym momencie pomyślałem -> wait, na miejscu twórców zrobiłbym niespotykany do tej pory manewr i pociągnął tę historię tak, że Oliwka na końcu odkrywa, że Podlasie jest jednak spoko, że kocha tego singla, co jej drogę blokował, a on kocha ją i że HWDP we Wrocław, zostajemy tu. Tylko z czego będziemy żyć? Czej, bo ja jestem szefową kuchni, a tutaj kartacze są na propsie, hmm połączmy kropki -> tak, będę robiła kartacze, które urwą dupę przyjezdnym z Warszawy, wszak oni nic poza McNuggetsami w życiu nie jedli.

Plan dobry, ale czegoś brakuje, żeby był to romkom perfekcyjny -> boom, głupio-mądre dziecko bez jednego rodzica, które jest urocze i zawsze ma błyskotliwą uwagę, zawstydzającą dojrzałością rozkminki wszystkich dorosłych. Sprawdziło się w „Tylko mnie kochaj” i „Listach do M.”, więc why not teraz miałoby się nie sprawdzić?.

A później przydarzyła mi się godzinna kimka i jak się obudziłem, Oliwka akurat jedną ręką przewracała kartacza na patelni, drugą całowała się z przystojnym singlem, a za nimi szła głupio-mądra urocza dziewczynka bez jednego rodzica i niosła welon.

Nie wiem, co przespałem, ale raczej nie było to ważne dla fabuły. W każdym razie ode mnie 10/10 i serduszko na filmwebie. Na moje oko nie musimy już szukać reprezentanta na przyszłoroczne rozdanie oscarowe. To jest pewniaczek.