Diablo. Wyścig o wszystko. Recka ze spoilerami i mową nienawiści

Skrewiłem. Kilka dni temu byłem na premierze "Diablo wyścig o wszystko", po czym popełniłem reckę. Niestety napisałem ją bezpiecznie. Nie, żebym skłamał albo coś. Po prostu, zamiast kierować się własnymi odczuciami, coś mi odwaliło i starałem się oceniać film oczami niedzielnego widza. Wiecie, takiego, który na Filmwebie zawsze pisze: "Chyba się nie spodziewałeś, że film rozrywkowy będzie logiczny?", albo "No i co, że chujowe efekty? My w Polsce nie mamy tylu pieniążków, co w Hollywood, więc wiadomo, że będzie wyglądało to trochę gorzej" <facepalm>.

Wybaczcie. Nie wiem, jak do tego doszło. Być może to kwestia tego, że reckę pisałem na inną stronę i trochę się spiąłem (nie skumają mojego stylu), a może to przez sytuację z finału WOŚP i strach, że teraz wszystko będzie odbierane jako mowa nienawiści? Zresztą nie drążmy. Posypuje głowę popiołem i recenzuję jeszcze raz. Tym razem 100% z mojego punktu widzenia.

Zgodnie z przewidywaniami "Diablo. Wyścig o wszystko" jest tak samo nędzny, jak plakaty, które go promowały. Baboli jest bez liku, a największa bieda to zdecydowanie efekty specjalne. Jest tam kilka scen wybuchów, z których każdy wygląda, jak tysiąc nieszczęść. Serio. Momentalnie wróciły do mnie demony z serialowego "Wiedźmina". Pamiętacie tego nieudolnie wygenerowanego w CGI smoka? <Grafik forsę wziął, potem zaczął pić>. W Diablo mamy ten sam poziom, a już totalne kuriozum stanowi scena finałowa, gdzie policyjny helikopter leci za furami biorącymi udział w nielegalnym wyścigu, wtem pilot nie zauważa mostu Świętokrzyskiego i na pełnej petardzie wbija czołowo w jego przęsło. Pytam się JAK? Mieszkam 10 kilometrów od tego mostu, a i tak widzę go z okna, zresztą trudno nie zauważyć, bo jebaniutki jest podświetlony niczym kasyna w Las Vegas, tymczasem szkolonemu pilotowi jakimś cudem się udaje. No brawo Jasiu. Na tym nie koniec, bo chwilę później wrak tego helikoptera spada na ulice i tak żałośnie wybucha, że wszystkim widzom w tym samym momencie wypadły oczy. Budżet efektów specjalnych szacuję na maks 50 groszy.

Dramat numer dwa – fabuła
Film od pierwszej sceny próbuje nam wmówić, że Kuba, czyli główny bohater, to taki miszcz kierownicy, że Kubica może mu co najwyżej nalewać płyn do spryskiwaczy. Problem w tym, że nie dostajemy na to żadnych dowodów. Poznajmy go jako dostawcę kebsów, który popyla na skuterze i w kasku typu orzeszek, po czym następuje przeskok w nocne klimaty, gdzie typ bierze udział w nielegalnych zawodach w driftowaniu pod Tesco. Guess what? Przegrywa, bo psuje mu się fura. Mimo to inni kierowcy dostrzegają w nim niesamowity talent i wyjeżdżają z tekstami w stylu "Kurła ziom wymiatasz. Musisz koniecznie poznać Maxa, który trzęsie światkiem nielegalnych wyścigów. On cię wkręci w legendarne zawody o tytuł Diablo".

Ok, jeśli to, co widziałem, jest wystarczające, żeby zostać legendą nielegalnych wyścigów, to wszyscy kierowcy BORu, którzy w ostatnim czasie zaliczyli dzwona, koniecznie powinni zgłosić się do Maxa. On na pewno dostrzeże w ich talent.

Jedziemy dalej. Czym są te osławione zawody Diablo, w których można stracić życie?
Otóż to popierdółka jest, bo okazuje się, że bierze w nich udział tylko czwórka kierowców, z czego jedna babka to córka organizatora i jeździ po znajomości, a pozostała trojka jest totalnie niekompetentna i myli jedynkę ze wstecznym, dzięki czemu na dzień dobry przepierzają dupą w słup. Poza tym oni się nie ścigają na zasadzie wygrywa najszybszy, tylko przez dwie minuty muszą utrzymać się na torze, po którym goni ich, mrużący oczy jakby miał jaskrę, Mikołaj Roznerski i dwójka przydupasów. Uuu taaaak bardzo niebezpiecznie #gęsiaskórka. I tu znowu nie widzimy tego skilla Kuby. Typ po prostu farci. Przez pierwszą minutę ma totalny luz, bo Roznerski skupia się na ściganiu pozostałych wafli, a później chowa się za hałdą piachu, bo zawody odbywają się w opuszczonym kamieniołomie. I to tyle. Emocje jak na rybach.

image020

Organizatorem tych niebezpiecznych zawodów jest Cezary Pazura. Za dnia hurtownik z Radomia, za to w nocy wielki szef mafii XD. Myk jest taki, że Cezary P. zaprasza do swojej kanciapy innych biznesmenów, po czym przyjmuje od nich zakłady, a następnie odpala telewizor, na którym transmitowane są wyścigi Diablo live. Nie wiem, jak mu się ten biznes spina, skoro udział bierze tylko czwórka kierowców? To oznacza, że na kogo by nie postawić, ma się aż 25% szans na wygraną. Cosik dużo. A jak się obejrzy zaledwie jeden wyścig, szanse są jeszcze większe, bo wtedy już wiadomo, że trójka rajdowców prawdopodobnie ma prawko poniżej roku i jeździ z naklejką zielonego listka na tylnej szybie. Tylko wariat by na nich stawiał. Jednak Cezary Pazura tego nie dostrzega i wychodzi z założenia, że jego jedynym problemem jest ten arcymistrz kierownicy, Kuba. Jeśli go wykosi, to zawody znowu staną nieprzewidywalne <Bitch plizz>.

Dobra przemilczmy to, bo s(ł)ów brak. Po prostu zastanówmy się, jakby tu skutecznie pozbyć się Kuby? Hmmm biorąc pod uwagę, że typ dostarcza kebsy, zamówiłbym podwójnego na cienkim z dostawą do jakiegoś ciemnego zaułka, po czy przywitał go strzałem z bejsbola w cyngiel, a ciało zakopał w ogródku. Nie dość, że temat załatwiony, to jeszcze miałbym kebsa. Niestety Cezary P. na to nie wpada. Urządza za to jakieś zasadzki z odwłoka, które zawsze kończą się porażką #szok. Ten film jest tak głupi, że to aż boli.

Wątek romantyczny.
Ten to dopiero jest kretyński. Schemat jest następujący – miszcz Kuba wkracza do podziemnego świata i gówno robi, ale tyle wystarcza, żeby najlepsza dziunia na dzielni się zrosiła. Podbija do niego, rzuca żarcikami, flirtuje, kręci loka, przygryza wargę, tymczasem Kuba zero reakcji. Stoi tylko i się lampi. I tyle wystarcza, bo 5 minut później foczka ujeżdża go, jakby jutra miało nie być. Tzn. film tylko tak sugeruje, bo o zobaczeniu boobsów możecie pomarzyć. W każdym razie refleksja z tego niesamowitego romansu jest taka, że nic tak nie kręci babeczek, jak pasywność. Czyli macie szanse.

image022

Fury.
Okej tu nie jest źle, bo przewija się całkiem sexi Audica, Mustang, Aston Martin, Lambo i jeszcze kilka fajnych bryczek, ale wiecie, na czym polega różnica pomiędzy "Diablo" a "Fast & Furious"? W "Szybkich i Wściekłych" tych fur jest w pytę i nikt się nie szczypie, jeśli któraś się przerysuje, albo zaliczy dachowanie. A w "Diablo"? Taniość! Twórcy na bank puścili info na fejsbuniu, że szukają kilka fajnych bryczek do filmu, na co zgłosili się właściciele takowych i zapewne zapodali tak: "Możecie wykorzystać moje autko w nagraniach, tylko żeby mi kurła żadnej ryski nie było. I gum też nie palcie, bo to nie są tanie rzeczy". I właśnie dlatego oglądamy jakieś drętwe rajdy, od których konar zdecydowanie nie płonie.​

image024

 

I jeszcze jedna rzecz. W "Szybkich i Wściekłych" scenariusz również nie należy do najambitniejszych, ale tam przynajmniej jest widowiskowo i czuć chemię między ekipą. Vin Benzyniak i spółka dla nie jednego Sebka są bliżsi niż ziomki z osiedla. A tu? Banda typów z łapanki, którzy nie dość, że nikogo nie obchodzą, to nawet nie udowodnili, że potrafią jeździć. Czym się tu jarać?

Szkoda czasu i kasy. Jak już macie iść do kina na polską produkcję, to sugeruję jednak "Underdoga". Też tyłka nie urywa, ale przynajmniej broni się jako dramat o złamanym przez życie kolesiu, który próbuje wstać z kolan. Diablo nie jest nawet na kolanach. On leży w kałuży własnej uryny.