Pokonaj mnie jeśli potrafisz

No i obejrzałem ten nowy program, w którym Małgonia Rozenek mierzy się z różnymi personami w różnych dyscyplinach. Ale niestety rozczaruję was, bo podobał mi się. Serio w końcu jakiś sensownie wymyślony format.

Pierwsza fajna rzecz w tym programie jest taka, że Małgonia w nim cierpi, więc każdy prawdziwy Polak kompulsywnie się ucieszy, bo co cieszy bardziej niż cierpienie i dyskomfort bogoli? I co lepsze, jest to cierpienie na serio. Skąd wiem? Bo tak się składa, że w pierwszym odcinku musiała się zmierzyć z Łukasz Orbitowski w pływaniu. W pływaniu w Bałtyku zimą, kiedy woda ma około 1 stopnia. I ja mogę bezsprzecznie stwierdzić, że jej cierpienie było na serio, bo całkiem przypadkowo kiedyś wykąpałem się w Bałtyku w środku sierpnia i to był taki szok termiczny, że przez kolejne pół godziny byłem neutralny płciowo, tymczasem na tabliczce ratownika było napisane, że woda miała 19 stopni. 19 vs 1. Dziękuję, postoję.

Więc punkt pierwszy -> dyskofort. Czyli elegancko.

Druga fajna rzecz to goście. Tak jak już wspomniałem, w pierwszym odcinku był Łukasz Orbitowski, który jest pisarzem. Pisarzem w Polsce, więc ten hajs z TVNu na pewno mu się przyda i ciepło się robi na sercu, kiedy człowiek pomyśli, że przynajmniej dwóch pisarzy w tym kraju spokojnie przeżyje do pierwszego. Tym drugim oczywiście jest Remek

Punkt drugi -> dobry uczynek. Szanuję.

Trzecia fajna rzecz, to zaskoczka. Bo na etapie reklamy myślałem, że ten program polega na tym, że Małgonia zaprasza do każdego odcinka innego gościa i mierzy się w konkurencji, która jest dla tego gościa koronna. Oczywiście Orbitowski na pierwszy rzut oka nie wygląda na pływaka, ale nie takie rzeczy w życiu widziałem, więc zakładałem, że jednak jest… a później wskoczył do basenu i zaczął płynąć kraulem. OMG, gdyby pisał książki, tak jak pływa kraulem, byłby królem Young Adults.

I Małgonia też nie umiała za bardzo, więc fajnie, bo mierzenie się w konkurencjach, których się nie ogarnia, dodaje akcent humorystyczny.

Punkt trzeci – segment heheszkowy. Check

Punkt czwarty -> serio to zrobili. Szanuję, bo ja na miejscu Orbita po zamoczeniu dużego palca, stwierdziłbym, że wywalone na ten hajs, gruz w sumie nie smakuje tak źle i idzie się przyzwyczaić, a na miejscu Magoni wyskoczył do producenta z pretensją, że nie tak się umawialiśmy, miało być chodzenie z kijkami narciarskimi po parku, a nie moczenie odwłoka w krze, więc ja to serdecznie pierYdolę i proszę do mnie nie mówić teraz.

Punkt czarty – dowiezienie. Respect.

I to sto pięćdziesiąt product placmentów, które Małgonia zrobiła po drodze, nie zmienia mojej opinii. Jak nie dostanę zaproszenia do drugiego sezonu, to foch forever. Nie po to się podciągam z krowimi łańcuchami, żeby później oglądać takie rzeczy w tv. Szanujmy się.